Wystarczy kilkanaście tysięcy euro, by zdobyć tam doktorat. Nie wiadomo, ilu jest naukowców z takimi dyplomami. Nikt tego w Polsce nie kontroluje.
Na początek zabawa: wystarczy wejść na stronę nauka-polska.pl i w wyszukiwarce wpisać: Apsley Business School. Wyskoczy 28 wyników, trzeba zawęzić poszukiwania do kategorii „prace badawcze”. Pojawi się 14 doktoratów z bardzo różnych dziedzin. Jeden dotyczy zrównoważonego budownictwa i zarządzania energią w budynkach, kolejny – korzystania z chatbotów w procesie rekrutacji, a jeszcze inny – strategicznego zarządzania rodzajami wojsk w systemie bezpieczeństwa narodowego RP.
Jest też praca doktorska o problemach prawa cywilnego w Federacji Rosyjskiej w latach 1992-2021, o zarządzaniu klinikami weterynaryjnymi w kontekście praw zwierząt i etyki zawodowej, a także dość zaskakujące w tym zestawieniu: „Badanie efektywności implementacji innowacyjnej agroturystyki do modelu gospodarstwa rolnego na przykładzie fermy drobiu Kureczka”.
Łączy je promotor: dr Sebastian Fuller. I fakt, że wydane na podstawie tych prac stopnie doktora są bezwartościowe.
Edukacyjna ściema
Fuller przedstawia się jako dyrektor akademicki Apsley Business School w Londynie, z wykształcenia lingwista i antropolog. Wprawdzie nie ma żadnego dorobku naukowego, ale jest profesorem Uczelni Biznesu i Nauk Stosowanych Varsovia, czyli dawnego Collegium Humanum, którego rektor siedzi w areszcie z zarzutem fałszowania dyplomów na masową skalę.
– Szukałem długo, ale znalazłem tylko informację, że Fuller zrobił doktorat na uniwersytecie w Bośni i Hercegowinie, a kolejny w Japonii. Na profilu Nowa Nauka Polska ma wpisaną jedynie magisterkę z językoznawstwa, a wypromował w Polsce kilkanaście doktoratów. Jest też Sebastian Fuller z Oksfordu, który zajmuje się medycyną tropikalną. Zbieżność nazwisk oczywiście przypadkowa – mówi Łukasz Pakuła, językoznawca i anglista z Poznania związany z University of Maryland Global Campus.
Przeprowadził własne śledztwo: sprawdzał Apsley w rejestrach brytyjskich i europejskich, pisał e-maile do uczelni, których ukończeniem chwali się Fuller. I w końcu doszedł do wniosku, że ta uczelnia to edukacyjna ściema. – Wpadliśmy na trop największego skandalu edukacyjnego w Polsce. To jest zorganizowana grupa nadająca tytuły naukowe w instytucjach, które na pewno nie są jednostkami szkolnictwa wyższego – mówi Łukasz Pakuła.
O tym, że Apsley Business School nie ma uprawnień do kształcenia na poziomie wyższym ani nadawania stopni naukowych, wiadomo było już w 2020 r.
„Nie można przyjąć, że ukończenie tych studiów wiąże się z legalnym uzyskaniem jakiegokolwiek tytułu lub stopnia zagranicznego” – napisał ówczesny sekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego Wojciech Maksymowicz w odpowiedzi na interpelację poselską Zbigniewa Girzyńskiego z PiS. Wprawdzie dotyczyła zupełnie innej kwestii, ale przy okazji wyszła także ta zaskakująca informacja dotycząca „prestiżowej” uczelni z Londynu, która „akredytowała” i uwiarygadniała dyplomy MBA z Collegium Humanum. Tyle że wtedy nikt nie zwrócił na nią uwagi, więc ABS nadal spokojnie prowadziła działalność.
Kiedy w grudniu 2023 r. pojechałam do Londynu, by obejrzeć Apsley Business School, okazało się, że uczelnia mieści się w zwykłym trzypiętrowym budynku Apsley House w dzielnicy Putney, a na drzwiach nie ma nawet tabliczki z nazwą. Dyrektor Fuller przyjął mnie w niewielkiej sali na trzecim piętrze i przeprosił za skromne warunki, tłumacząc, że spotykają się tam tylko doktoranci. Kolejne ustalenia prowadziły do wniosku, że ta uczelnia, choć reklamuje się w sieci, tak naprawdę nie istnieje.
To jest zorganizowana grupa nadająca tytuły naukowe w instytucjach, które na pewno nie są jednostkami szkolnictwa wyższego – mówi Łukasz Pakuła, anglista z Poznania, związany z University of Maryland Global Campus
Nikt nie zna
Nie jest zarejestrowana w Office for Students, czyli największej bazie danych o brytyjskich uczelniach, a oficjalny serwis Hedd (Higher Education Degree Datacheck), w którym można zweryfikować legalność dyplomów wydawanych przez uczelnie na Wyspach, stwierdza zdecydowanie: Apsley Business School nie ma do tego prawa.
Polska Komisja Akredytacyjna najpierw odsyła do oficjalnego wykazu wszystkich instytucji szkolnictwa wyższego i nauki RAD-on, a potem informuje, że Apsley w nim nie figuruje.
Także odpowiedź Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest stanowcza.
– Ta instytucja nie figuruje w bazie World Higher Education Database prowadzonej przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Uniwersytetów (International Association of Universities). Lista uczelni dostępnych w bazie WHED jest tworzona w oparciu o informacje przekazane przez uprawnione instytucje w poszczególnych państwach – tłumaczy Natalia Żyto, rzeczniczka prasowa resortu. I dodaje: – Apsley Business School nie jest uznaną uczelnią w żadnym państwie na świecie.
Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej potwierdza: Apsley nie ma uprawnień do wydawania dyplomów ukończenia studiów ani nadawania stopni naukowych w Wielkiej Brytanii.
Istnieje natomiast w polskim KRS: jako zarejestrowana w Warszawie spółka z o.o., w której zarządzie jest dwóch… Ukraińców. Obaj mają też inne firmy, ale żadna nie zajmuje się edukacją, tylko handlem detalicznym, produkcją mebli i robotami budowlanymi.
W brytyjskich rejestrach gospodarczych Fuller występuje w dwóch wersjach: jako Sebastian i Sebastian Barry. Sebastian Barry Fuller prowadzi siedem spółek, w tym Apsley Business School LTD, a Sebastian Fuller tylko jedną.
– Rozproszenie ich form prawnych na Polskę, Niemcy i Wielką Brytanię wprowadza chaos, bo nie wiadomo, jakiej jurysdykcji podlegają. A oni ogrywają system, bo wiedzą, że odpowiedzialność za takie byty na arenie międzynarodowej jest rozproszona, co jest skutkiem złych i dziurawych regulacji prawnych, opieszałości lub nieudolności regulatorów – tłumaczy Łukasz Pakuła.
Prawdziwy czy nie?
Na liście wykładowców ABS są osoby z całego świata. Jednak nie można ich odnaleźć choćby na platformie dla profesjonalistów LinkedIn. A jeśli zgadzają się nazwiska, to zdjęcia już nie. Prof. Kamran Ali jest w Wielkiej Brytanii uznanym stomatologiem, ale na Apsley wykłada antropologię, socjologię i zarządzanie. I wygląda zupełnie inaczej niż dentysta dr Ali Kamran.
Prawdziwy jest natomiast prof. dr Kamil Krzysztof Całek, były policjant z Komendy Stołecznej, który w 2015 r. zrzucił mundur w proteście przeciwko biurokratycznym praktykom w policji, udzielił wielu wywiadów i z dnia na dzień stał się medialnym celebrytą. A chwilę później także wykładowcą Collegium Humanum i Apsley.
Całek twierdzi, że skończył prawo, zarządzanie bezpieczeństwem i cyberbezpieczeństwo w Collegium Humanum, a także psychotraumatologię i psychologię w ABS. W 2022 r. obronił tam doktorat o kawalerach maltańskich, a rok później ukończył jednolite studia magisterskie z prawa i zaraz potem uzyskał stopień doktora prawa. Teraz recenzuje doktoraty innych osób, głównie na Apsley.
Zresztą wszyscy absolwenci ABS trzymają się razem. Według bazy nauka-polska.pl aż sześcioro pracuje z nim na londyńskiej Alma Mater. Wykładowczynią jest m.in. Anna Jamroziak-Bereza, adwokatka, która prowadzi praktykę w Jelczu-Laskowicach na Dolnym Śląsku. Już kilka miesięcy temu do redakcji „Newsweeka” przyszedł e-mail z prośbą o interwencję. „Pani ta posługuje się fałszywym dyplomem doktorskim, został on opłacony i wydany przez instytucję, która nie ma prawa wydawać takich dyplomów” – pisała osoba, która zadała sobie trud sprawdzenia faktów w brytyjskich rejestrach.
Pytam więc panią mecenas, czy po pierwszym artykule „Newsweeka” o ABS zrobiła cokolwiek, by wyjaśnić status swojego doktoratu. Na odpowiedź wciąż czekam.
Za to Okręgowa Rada Adwokacka we Wrocławiu odpisuje szybko: nie wie o uzyskaniu przez panią mecenas stopnia naukowego doktora nauk prawnych, „gdyż nie wynika to z prowadzonych przez nas rejestrów i nie zostało zgłoszone. Zresztą żaden adwokat nie ma obowiązku, aby nas o tym informować”. – Tym bardziej że nie jesteśmy w stanie zweryfikować takich danych. Są w tym kraju instytucje, które mają dla tych celów odpowiednie środki i uprawnienia – odpowiada adwokat Jakub Gerus, sekretarz ORA.
Inna absolwentka, Alina Maria Tabaka, jest na Apsley profesorem nadzwyczajnym, a w kraju przedstawia się jako dyrektor zarządzająca we własnej firmie Medycyna Administracja Zarządzanie. Kiedy dwa lata temu Tabaka wrzuciła na LinkedInie radosną informację, że właśnie się obroniła, ktoś zapytał o legalność stopnia i przypomniał odpowiedź na interpelację posła Girzyńskiego. Świeżo upieczona doktorka odesłała go do… działu rekrutacji Apsley.
Magister profesorem
Do niedawna doktoratem z zarządzania i sztucznej inteligencji z Apsley chwaliła się także Paulina Pietrzyk-Kowalec, była dyrektorka Instytutu Psychologii uczelni Varsovia. Usunęła już tę informację z LinkedInu, ale przedstawia się jako adiunkt Instytutu Psychologii, doświadczona psychotraumatolog.
– Jej nazwiska oraz informacji o nadaniu stopnia doktora nie ma jednak w żadnym polskim rejestrze – twierdzi pracownik Varsovii.
– Wykładowcy dziwią się, dlaczego jest ich przełożoną, skoro polska psychologia jej nie zna – opowiada studentka Varsovii.
Rzeczywiście, wcześniej Paulina Pietrzyk-Kowalec, magister filologii angielskiej, przez trzy lata pracowała w warszawskiej filii uniwersytetu WSB Merito w Poznaniu. Była tam opiekunką studentów zagranicznych i wykładowcą języka obcego. Uczyła też na kierunkach związanych z marketingiem i zarządzaniem.
Pytam nową rektor Varsovii Magdalenę Stryję, dlaczego anglistka została zatrudniona na stanowisku dyrektora Instytutu Psychologii. Jakie dokumenty przedstawiła? Odpowiedzi nie dostaję. Za to studenci przysyłają informację: dyrektorka została już odwołana.
Sama Paulina Pietrzyk-Kowalec też nie odpowiada na pytania, jak wyglądały studia doktoranckie na ABS i dlaczego jej stopień nie jest wpisany do bazy Nauka Polska. Ale najwyraźniej tok studiów jej się podobał, bo gorąco polecała tę uczelnię w mediach społecznościowych.
– Któregoś dnia przeglądałem stronę Apsley Business School na platformie LinkedIn i zobaczyłem informację, że ta pani dostała w ABS stypendium doktoranckie. Pół roku później miała już doktorat. Kiedy ją zapytałem, jak takie cuda są możliwe, odesłała mnie do człowieka, który się zajmował rekrutacją. To był Kamil Całek – opowiada niedoszły klient ABS.
Całek przysłał mu wtedy ofertę, zapewniał, że „uczelnia posiada wszelkie akredytacje i registracje [pisownia oryginalna — red.] w Wielkiej Brytanii upoważniające do prowadzenia studiów na poziomie Europejskich Ram Kwalifikacji EQF”.
Podawał cennik: studia master of science (mgr) – 10 450 euro. Studia PhD (doktorat naukowy) – 15 450 euro. Stawki te – zaznaczał – uwzględniają dofinansowanie. Regularne opłaty są wyższe: za doktorat 30 tys. euro, za magisterkę – 20 tys., a za jedno i drugie razem – 50 tys. euro.
– Zrezygnowałem, bo oferta wydała mi się podejrzana, ale niedawno Całek znowu się odezwał. Tym razem miał inną propozycję: doktorat na meksykańskim uniwersytecie Azteca. Po szczegóły odesłał do firmy Sting Company sp. z o.o. z Katowic. Ta wysłała ofertę: 20 tys. euro – opowiada mężczyzna.
Kamil Całek nie odpowiada na pytania dotyczące współpracy z uniwersytetem Azteca, choć przedstawia się jako jego wykładowca.
– Nigdy o nim nie słyszeliśmy – zaprzecza osoba, która obsługuje uczelniany czat.
Można być papieżem
Apsley też nie próżnuje. – Nadal „kształci” doktorów. Mają bardzo drogi papier do drukarki, bo dyplom kosztuje 19 857 euro – mówi osoba, która właśnie otrzymała taką ofertę. Razem z broszurą informacyjną i propozycją umówienia na rozmowę z prof. Fullerem, który opowie o planie studiów i wyjaśni, jak działa platforma e-learningowa.
On sam nie odpowiada na pytanie, dlaczego wciąż prowadzi swój edukacyjny biznes, choć nie ma do tego prawa.
Odzywa się za to Ośrodek Przetwarzania Informacji, odpowiedzialny za bazę nauka-polska.pl. Stwierdza, że OPI „nie jest jednostką umocowaną prawnie do potwierdzania dyplomów wydawanych przez polskie lub zagraniczne instytucje szkolnictwa wyższego”.
– Baza Nauka Polska prezentuje dane nadesłane przez osoby prowadzące swoje profile. Zgodnie z regulaminem powinny one podawać prawdziwe i aktualne dane o sobie, a w przypadku ich zmiany niezwłocznie je aktualizować. OPI nie występuje tu w charakterze podmiotu autoryzującego zamieszczane treści w ramach profilu danej osoby. Instytut może podjąć w tym zakresie określone działania, gdy uzyska podstawę do takiego działania wynikającą z prawomocnej decyzji lub wyroku uprawnionych organów publicznych – tłumaczy Sławomir Rybka, główny specjalista ds. informacji i promocji.
Przyznaje, że przypadki „turystyki dyplomowej” są znane od dłuższego czasu, a jakość usług edukacyjnych w kraju i za granicą jest różna. – Nazwy uczelni podejrzewanych o niezgodne z etosem nauki działanie występują w przestrzeni publicznej. O ile aktywności takie prowadzone są w granicach prawa, to mogą być odbierane jedynie jako działanie o charakterze co najwyżej wątpliwym etycznie. Jeżeli dochodzi do wykroczeń albo przestępstw, to powinny być one eliminowane przez uprawnione do tego instytucje – mówi.
Tyle że nie wiadomo, jakie to instytucje. Nie wiadomo też, ile jest podobnych do Apsley zagranicznych uczelni, na których za kilkadziesiąt tysięcy euro można zrobić doktorat, ani ilu jest już w Polsce takich doktorów. Dlaczego? Nikt tego nie sprawdza.
– W aktualnym stanie prawnym brak jest instytucji, która miałaby przypisaną kompetencję do stwierdzenia nieważności stopnia naukowego nadanego za granicą czy też ograniczenia uprawnień wynikających z posiadania takiego stopnia – przyznaje prof. dr hab. Bronisław Sitek, przewodniczący Rady Doskonałości Naukowej. Dodaje, że „Rada widzi problem w zakresie możliwości realnego sprawowania kontroli nad jakością i prawidłowością przeprowadzania postępowań o awans naukowy, w tym także w kontekście osób, które powoływane są do sprawowania opieki naukowej nad przygotowaniem rozpraw doktorskich, jak i ich oceniania”.
– Rozwiązaniem mogą być zmiany w obowiązującym prawie – twierdzi prof. Sitek. Przypomina, że Rada Doskonałości Naukowej kierowała już do legislatorów propozycje zmian przepisów. Jak widać, bez efektu.
– Potrzebne jest uregulowanie kwestii podawania nieprawdy o posiadanym stopniu naukowym, w tym większe kary. A administratorzy bazy OPI powinni mieć obowiązek usuwania nieistniejących uczelni i dyplomów – mówi prof. dr hab. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego, wiceprezes PAN, faculty associate Harvard University. Dodaje, że na szczęście, gdyby ktoś chciał taki dyplom nostryfikować, to już mu się nie uda. – Ale na LinkedIn nawet bez dyplomu może napisać, że jest papieżem.
Źródło: onet.pl