Wyborcze sondaże w USA konsekwentnie wskazują, że po niemal dwóch latach wojny w Ukrainie Amerykanie w większości chcą raczej jej szybkiego zakończenia niż dalszego wspierania Kijowa. Większość woli też podejście Donalda Trumpa niż obietnice pomocy Kamali Harris, a temat jest daleko na liście priorytetów.
Niemal 1000 dni po rozpoczęciu przez Rosję pełnowymiarowej agresji na Ukrainę prezydent Joe Biden i wiceprezydentka Kamala Harris w tej sprawie wciąż konsekwentnie trzymają się dwóch zasad – wspierać Ukrainę tak długo, jak to konieczne, i „nic o Ukrainie bez Ukrainy”. Z przedwyborczych badań opinii publicznej wynika, że takie podejście jest coraz mniej popularne wśród Amerykanów, którzy preferują obietnicę Donalda Trumpa, że szybko doprowadzi do zakończenia wojny.
Przykładem jest październikowy sondaż „Wall Street Journal”, według którego 50 proc. wyborców wskazało, że bardziej ufa podejściu Trumpa niż Harris (39 proc.). Z kolei środowe badanie YouGov dla tygodnika „The Economist” pokazuje, że 31 proc. wyborców chce zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy, 24 proc. – zwiększenia, a 25 proc. pozostawienia go na dotychczasowym poziomie. Z tego samego sondażu wynika, że większość wyborców niezależnych i republikańskich uważa Harris za zbyt proukraińską.
Jak pokazało wrześniowe badanie przeprowadzone przez Institute for Global Affairs (IGA) – najbardziej kompleksowe badanie opinii na temat polityki zagranicznej w okresie wyborczym – te tendencje są jeszcze bardziej wyraźne wśród wyborców w najważniejszych dla wyników wyborów stanach. Aż 66 proc. tych osób odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy USA i sojusznicy powinni „naciskać na wynegocjowane porozumienie wojny w Ukrainie”.
„(Prezydent Ukrainy) Wołodymyr Zełenski ściga się z (amerykańskim) kalendarzem wyborczym, by wdrożyć swój +plan zwycięstwa+, który ma zakończyć wojnę na jego warunkach. Administracja Biden-Harris obiecała wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne. Jednak bardzo niewielu Amerykanów twierdzi, że negocjacje należy wstrzymać, dopóki Ukraina nie zyska lepszej pozycji negocjacyjnej (11 proc.) lub nie osiągnie pełnego zwycięstwa militarnego (10 proc.). Zamiast tego większość popiera wynegocjowane rozwiązanie kończące wojnę” – podsumowuje w rozmowie z PAP jeden z autorów badania Lucas Robinson.
„Jeśli chodzi o cele wojenne Stanów Zjednoczonych, niewielu Amerykanów twierdzi, że głównymi celami wsparcia USA (dla Ukrainy) powinno być osłabienie Rosji, by ukarać ją za jej agresję (15 proc.), lub przywrócenie granic Ukrainy sprzed 2022 r. (17 proc.). Amerykanie wydają się wrażliwi na ludzki koszt wojny i ostrożni w kwestii ryzyka eskalacji, które mogłoby towarzyszyć bezterminowemu wsparciu (Ukrainy) lub strategiom mającym doprowadzić do zdecydowanego zwycięstwa (Kijowa)” – dodaje.
Choć sprawa wojny w Ukrainie nie jest w czołówce tematów zajmujących wyborców – według badania IGA jest dopiero na 10. miejscu w hierarchii spraw związanych z bezpieczeństwem – to efekty zmiany nastrojów społecznych można łatwo zauważyć w obecnej kampanii wyborczej. Choć Harris na początku kampanii, podczas wieców i debaty z Trumpem stosunkowo często podkreślała swoje zobowiązanie do dalszego wspierania Ukrainy, w ostatnich tygodniach niemal o tym nie wspomina. Tymczasem Trump w niemal każdym wystąpieniu i wywiadzie powtarza swoją obietnicę szybkiego zakończenia wojny – jeszcze przed ewentualnym objęciem urzędu. Stopniowo też zaostrza retorykę, winą za rosyjską agresję obarczając Joe Bidena, a nawet Wołodymyra Zełenskiego.
„Wydaje mi się, że wsparcie dla Ukrainy rzeczywiście zaczyna być niepopularne wśród amerykańskiego społeczeństwa. No i z polskiego punktu widzenia zapowiadane przez Trumpa bardzo szybkie zakończenie wojny może wydawać się dość przerażające, bo nie wiemy, na jakich warunkach miałoby się to odbyć” – mówi PAP dr Paweł Markiewicz, szef waszyngtońskiego biura Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „Osiągnięcie takiego +dealu+ bez mocnych gwarancji dla Ukrainy może tylko dać Rosji czas na przygotowanie kolejnych ataków. Obawiamy się, że może strona Trumpa tego nie odczytuje tak, jak my to im sygnalizujemy, że to jest zagrożenie naszej części Europy” – dodaje analityk.
Źródło: wnp.pl