Kluczowa instytucja do likwidacji? W obozie władzy huczy

niezależny dziennik polityczny

W obozie władzy powrócił pomysł likwidacji Wód Polskich, które są jedną z instytucji kluczowych w walce z tegoroczną powodzią. Część naszych rozmówców przekonuje, że stworzone przez PiS „Wody” kompletnie się nie sprawdziły. Niektórzy przypominają, że obecna szefowa tej instytucji współkierowała nią już za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wody Polskie mają też jednak swoich obrońców.

  • — Powołanie kogoś, kto ręka w rękę z PiS współtworzył tę chorą instytucję to poważny błąd. Nie rozumiem tego – mówi Onetowi jeden z polityków Platformy zajmujących się problematyką klimatu i środowiska
  • Upolitycznienie było jedną z bolączek „Wód”, ale nie tylko to. Przeciwnicy powstania tej instytucji przekonywali, że tworzenie takiego molocha nie ma sensu, bo stanie się on niesterowalny. Wcześniej dużą część tych kompetencji mieli pod sobą marszałkowie województw
  • Pojawiają się też głosy, że opcja atomowa w postaci likwidacji „Wód” i wywrócenia ponownie do góry nogami całego systemu może być już nie do przeprowadzenia. Zmiany jednak będą

„Amatorskie analizy”

Na razie premier stara się ucinać spekulacje na temat przyszłości konkretnych instytucji, czy osób, a nawet oceny ich działania. Uważa, że jest na to za wcześnie. Dał temu wyraz w trakcie popołudniowego posiedzenia sztabu kryzysowego, które pierwszy raz od ponad tygodnia odbyło się nie na Dolnym Śląsku, ale w Warszawie.

— W interesie państwa polskiego i nas wszystkich jest prześledzenie czy gdzieś coś zawiodło czy nie, ale to musimy zostawić fachowcom – powiedział premier.

I dodał: — Proszę o powstrzymanie się od takich amatorskich analiz, kto gdzie zadziałał dobrze lub źle. Jeśli chodzi o pracę zbiorników, będziemy szczegółowo informować o procesie sprawdzania każdego elementu i będziemy informowali, gdzie coś zawiodło, czy kto zawiódł, ale to muszą robić osoby i instytucje kompetentne, do tego powołane. Dużo zła robią próby obciążania się nawzajem odpowiedzialnością za powódź przez osoby do tego kompletnie nieprzygotowane.

Od kilku dni trwa jednak ożywiona dyskusja na temat przepływu informacji pomiędzy Instytutem Meteorologii i Gospodarki Wodnej a Wodami Polskimi i rządem. A także o tym, co instytucje zrobiły z przekazywaną im wiedzą.

Zastanawiające są też informacje, według których w trakcie obecnej powodzi Wody nie opróżniały w odpowiednim momencie zbiorników, choć w tym samym czasie robił to np. Tauron. To również Wody były odpowiedzialne za budowę i konserwację wałów przeciwpowodziowych. Liczby są bezwzględne. Po 2015 r. ten proces został radykalnie zahamowany.

W ostatnich dniach z wielu miejsc płynęły również doniesienia, że odpowiedzialne za wykaszanie wałów „Wody” nie zrobiły tego, choć miały taki obowiązek.

— Przychodząc do Wód Polskich, zastałam firmę, która została całkowicie ograbiona z pieniędzy. Z panem ministrem Klimczakiem (minister infrastruktury – red) od początku próbujemy wygospodarować środki na to, żeby prowadzić prace i w tym roku, mimo bardzo trudnej sytuacji w Wodach Polskich. Środki dostępne na koszenie wałów są 2,5-krotnie wyższe niż w zeszłym roku. Natomiast nadal nie jest to kwota, która zadowalałaby wszystkich – mówiła w weekend w trakcie posiedzenia sztabu kryzysowego prezeska „Wód” Joanna Kopczyńska.

I dodała: — Nie da się przewidzieć, kiedy będzie powódź, kiedy my to skosimy. W związku z tym rozumiem bolączki samorządowców, rozmawiamy z nimi od początku i znamy te problemy. Natomiast spotykamy się z problemami finansowymi, związanymi z tym, jak ta gospodarka finansowa była prowadzona przez poprzedników.

Upolitycznione „Wody”

Problem polega na tym, że Kopczyńska nie jest nowa w tej instytucji. Pracowała tam już w latach 2018-2021 na stanowisku zastępcy szefa Wód. Wcześniej zajmowała dyrektorskie stanowisko w resorcie gospodarki morskiej kierowanym przez Marka Gróbarczyka. To protegowany Joachima Brudzińskiego, bliskiego współpracownika prezesa PiS.

Zresztą Wody Polskie to państwowy moloch utworzony właśnie przez PiS w 2018 r. po zmianach w prawie wodnym. Instytucja wchłonęła wszystkie inne podmioty zajmujące się do tej pory kontrolą nad zasobami wodnymi Polski i gospodarką wodną. Na czele Wód do 2022 r. stał Przemysław Daca, który przez dekadę pracował w kolejnych mutacjach ministerstwa odpowiadającego za infrastrukturę.

Daca znany był z zaangażowania w polityczne dyskusje i ataki na ówczesną opozycję. Stracił funkcję latem 2022 r. po katastrofie związanej z masowym śnięciem ryb w Odrze.

Upolitycznienie było jedną z bolączek „Wód”, ale nie tylko to. Przeciwnicy powstania tej instytucji przekonywali, że tworzenie takiego molocha nie ma sensu, bo stanie się on niesterowalny. Wcześniej dużą część tych kompetencji mieli pod sobą marszałkowie województw.

Zwolennikiem likwidacji tej instytucji jeszcze w zeszłym roku był Dariusz Klimczak z PSL, który w rządzie koalicji 15 października został ministrem infrastruktury. I to właśnie jemu podlegają „Wody Polskie”. Na początku roku powołał na szefową Joannę Kopczyńską. Niektórzy politycy Platformy mają o to do niego pretensje.

— Powołanie kogoś, kto ręka w rękę z PiS współtworzył tę chorą instytucję to poważny błąd. Nie rozumiem tego – mówi Onetowi jeden z polityków Platformy zajmujących się problematyką klimatu i środowiska.

Nie udało nam się porozmawiać z Klimczakiem.

„Katastrofa” i „bajdurzenie”

Co ciekawe, już kilka miesięcy temu, bo 22 stycznia – krótko po swojej nominacji – Kopczyńska zaliczyła twardy test w trakcie posiedzenia senackiej komisji klimatu i środowiska, która opiniowała budżet „Wód”. A ten od lat z założenia ma potężny deficyt – w 2023 r. chodziło o 1 mld zł.

Kopczyńska broniła jednak tej sytuacji: — Majątek jest ogromny, kosztuje bardzo dużo pieniędzy, oddajemy kolejne inwestycje — chociażby inwestycję […] w ramach projektu Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły. A ponieważ dotacja, którą dostajemy, nie jest w wysokości wystarczającej, żebyśmy mogli tę stratę pokryć, ta strata się pojawia. I będzie się pojawiała, bo taki jest charakter naszego funkcjonowania – stwierdziła.

To wywołało reakcję szefa komisji Stanisława Gawłowskiego (KO), który ocenił słowa Kopczyńskiej jako „katastrofę” i „bajdurzenie”. Mówił w ten sposób m.in. o programie dotyczącym Odry: — Program odrzański to jest program inwestycji, które mają służyć głównie żegludze, a trochę ochronie przed powodzią. Nie ma tam prawie nic, prawie cała ta ustawa, która została przyjęta, nadaje się do kosza. A pani uparcie brnie w obronę czegoś, czego nie da się bronić. Tam nie ma nic. Chcę to wyraźnie powiedzieć – stwierdził.

Jak słyszymy, na razie nie ma jednak jednoznacznego stanowiska w sprawie przyszłości wspomnianej instytucji. Pojawiają się też głosy, że opcja atomowa w postaci likwidacji „Wód” i wywrócenia ponownie do góry nogami całego systemu może być już nie do przeprowadzenia. Zmiany jednak będą.

— Strukturalne na pewno, a czy pojawią się dymisje? Jeśli tak, to za miesiąc lub dwa. Będą kontrole, białe księgi, ewentualne wnioski do prokuratury – mówi Onetowi ważny urzędnik.

Nasz rozmówca podkreśla, że kilka tysięcy pracowników „Wód” nie musi się obawiać o utratę pracy, bo ich zadania na pewno nie znikną.

Źródło: onet.pl

Więcej postów