Mieczniki dostaną inne pociski. Tylko kto za to zapłaci?

niezależny dziennik polityczny

Jak dotąd żyliśmy nadzieją, że wyposażenie fregat Miecznik, w tym rakiety przeciwokrętowe RBS15, było wybierane po gruntowanych analizach i porównaniu ofert. Teraz się okazuje, że żadnych ofert nie porównywano, wcześniejsze „analizy” poszły do kosza, a na już budowanych okrętach, z zamkniętym projektem, ktoś dokonał generalnej zmiany wprowadzając inne pociski przeciwokrętowe.

Informacja o rezygnacji z pocisków RBS15, mających być głównym uzbrojeniem przeciwokrętowym na fregatach Miecznik, nie wywołała praktycznie żadnej reakcji. Tymczasem tak naprawdę powinna przerażać. Łatwość z jaką dokonano wielomilionowych zmian w kilkumiliardowym programie może świadczyć bowiem o tym, że projekt nowych fregat był opracowywany i zatwierdzany przez ludzi, którzy nie wiedzieli czego oczekują i co wybierają i to za pieniądze polskich podatników.

Wszyscy mieliśmy nadzieję, że kiedy zadecydowano o wyborze dla Mieczników rakiet RBS15 stosowanych na polskich kutrach rakietowych typu Orkan, a nie rakiet NSM wykorzystywanych w wyrzutniach brzegowych Marynarki Wojennej, opierano się na argumentach rzeczywiście uzasadniających, wydanie co najmniej 150 milionów dolarów na pociski produkowane przez szwedzki koncern Saab, a nie przez norweski koncern Kongsberg. Nie chodziło bowiem o kupienie paru śrubek, ale o wyposażenie każdej z trzech fregat nawet w aż szesnaście rakiet przeciwokrętowych, z których jedna miała kosztować co najmniej trzy miliony dolarów.

Co więcej, wcale nie wybierano tego samego. Rakiety NSM i RBS15, pomimo teoretycznie takiego samego przeznaczenia, różnią się bowiem diametralnie i to w kilku domenach. W naturalny sposób, szwedzkie pociski przeważają więc w niektórych dziedzinach nad swoimi norweskimi odpowiednikami, a w niektórych miejscach im ustępują. Te argumenty „za i przeciw” powinny być więc wcześniej dokładnie przeanalizowane, tym bardziej, że nie mamy tu do czynienia z zamiennikami.

I takiego wyboru miano oficjalnie dokonać w marcu 2022 roku, gdy zatwierdzono Założenia Taktyczno-Techniczne dla okrętu „Miecznik”. Dzięki temu, już 8 kwietnia 2022 roku przedstawiciele PGZ mogli oficjalnie poinformować na konferencji prasowej, jak będą „wyglądały” przyszłe, polskie fregaty, a w tym ich wyposażenie i uzbrojenie. To właśnie wtedy ogłoszono, że „zwalczanie okrętów nawodnych ma zabezpieczyć pakiet szesnastu rakiet przeciwokrętowych RBS15 w wersji Mk3 lub Mk4 w zależności od decyzji Zamawiającego, który uzgodni to z dostawcą” (ostatecznie zamówiono po osiem takich pocisków, jednak zarezerwowano miejscem na pokładzie dla jeszcze ośmiu takich wyrzutni).

Według ówczesnego dyrektora programu Miecznik z ramienia lidera konsorcjum – PGZ S.A. – Cezarego Cierzana, wyboru dokonała Marynarka Wojenna wspólnie z Agencją Uzbrojenia („klient dokonał świadomego wyboru”). Ale i w ocenie konsorcjum PGZ Miecznik dokonano rzeczywiście „racjonalnego i bardzo dobrego wyboru”. Dyrektor programu Miecznik Cezary Cierzan chwalił nawet Marynarkę Wojenną i Agencję Uzbrojenia, że „potrafili zmobilizować najlepszych specjalistów, jakich dzisiaj mają”.

„Wiemy, że pojedynczy specjaliści-dziennikarze uważają, że wiedzą więcej niż kilkusetosobowe zespoły osób, które nad tym pracowały… Również po stronie wojska nie widziałem takiej mobilizacji zasobów i tylu ekspertów. Ponad dwudziestoosobowy zespół interdyscyplinarny ze wszystkich obszarów systemów uzbrojenia został przez Agencję Uzbrojenia zmobilizowany do ciężkiej pracy, szczególnie w ostatnim kwartale, gdzie wspólnie setki godzin przepracowaliśmy nad każdym z obszarów, żeby się upewnić, że dokonujemy najbardziej efektywnego kosztowo wyboru”.

Teraz okazuje się, że ci sami „najlepsi specjaliści”, którzy zadecydowali definitywnie, że na fregatach lepiej będzie mieć rakiety RBS15, po dwóch latach zmienili zdanie i twierdzą, że lepsze będą pociski NSM. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że argumenty „za” w obu przypadkach przygotowywali ci sami ludzie. Od marcu 2022 roku: ani w Marynarce Wojennej, ani w Agencji Uzbrojenia, nie doszło bowiem do rewolucji kadrowej, która uzasadniałaby wprowadzenie aż tak generalnej zmiany do projektu Miecznika. Bo ta zmiana jest naprawdę duża, wpływając zarówno na możliwości samych fregat, całej Marynarki Wojennej jak i naszego przemysłu.

I co najważniejsze, zwiększą się koszty programu Miecznik, chociażby przez konieczność wprowadzenia poprawek do projektu technicznego i do już realizowanych prac – w tym np. nad okrętowym systemem walki.

Dlaczego wcześniej wybrano rakiety RBS15?

Kiedy dwa lata temu wybierano rakiety RBS15 wskazywano prawdopodobnie na kilka czynników. Po pierwsze uzasadniano to chęcią „unifikacji systemów uzbrojenia na wyposażeniu polskich okrętów”. Trzeba bowiem pamiętać, że pociski NSM są wykorzystywane jedynie w dwóch nadbrzeżnych dywizjonach rakietowych wchodzących w skład Morskiej Jednostki Rakietowej. Za to rakiety RBS15 Mk3 są na uzbrojeniu trzech małych okrętów rakietowych projektu 660M typu Orkan. Oczywiście są to już jednostki „wiekowe”, wprowadzono do służby w połowie lat dziewięćdziesiątych, jednak Marynarka Wojenna wcale nie zamierza ich wycofać.

Cały czas mówi się bowiem o planach ich wyremontowania w PGZ Stoczni Wojennej w Gdyni, co ma być połączone z całkowitą wymianą silników głównych oraz zespołów prądotwórczych. Przy decyzji z 2022 roku na pewno więc uwzględniano bardzo pożądaną możliwość wymiany rakiet pomiędzy jednostkami pływającymi, gdyby jakaś z nich okazała się np. niesprawna lub uszkodzona. Teraz rakiet z Mieczników nie będzie można przekazać na Orkany i co gorsza – nie będzie tego można zrobić w drugą stronę.

W ten sposób, po wycofaniu Orkanów, co na pewno nastąpi wcześniej niż w przypadku Mieczników, bardzo drogie i dobre rakiety RBS15 trzeba będzie zutylizować, albo w najlepszym przypadku komuś odsprzedać – i to po znacznie zaniżonej cenie. Tymczasem przypomnijmy, że chodzi o 36 bojowych pocisków zakupionych w 2006 roku (półtora jednostki ognia), których na końcu służby Orkanów zostanie co najmniej 30. Na MSPO 2024 okazało się, że ktoś zadbał, by wymiana rakiet pomiędzy polskimi okrętami była w przyszłości niemożliwa i by trzeba było się pozbyć pocisków przeciwokrętowych wartych wtedy nawet 100 milionów dolarów.

Niestety ten „ktoś” wpłynął również na możliwości bojowe przyszłych, polskich fregat. Oba pociski są oczywiście uznawane przez specjalistów za porównywalne jeżeli chodzi o zasięg, prędkość i sposób dojścia do celu (w tym możliwość programowania trasy pod względem wysokości i kierunku), różnią się one jednak zasadniczo w dwóch sprawach: sposobem naprowadzania oraz wielkością. Rakiety RBS15 Mk3 są bowiem naprowadzane głowicą z aktywnym radarem poszukującym, z kolej NSM – pasywnymi głowicami z detektorem promieniowania termicznego. Oba te sposoby naprowadzania mają swoje zalety, ale niestety również wady.

Szwedzkie rakiety nie są więc tak zależne od warunków atmosferycznych jak ich norweskie odpowiedniki oraz nie reagują na pułapki termiczne, jakie stawiają okręty nieprzyjaciela w czasie ataku. Łatwiej więc wyszukują cele po dolocie do rejonu działań. Problemem dla RBS15 pozostają oczywiście radiolokacyjne zakłócenia pasywne (dipole) i aktywne (jammery pokładowe), jednak koncern Saab twierdzi, że ich najnowsze głowice są na nie odporne, jeżeli oczywiście rozpatruje się systemy wykorzystywane obecnie na okrętach Federacji Rosyjskiej.

W tym przypadku nie chodzi jednak tylko o samo to, czy się trafi, ale również, jakie będą tego skutki. Wybierając w 2022 roku rakiety RBS15 dla Mieczników na pewno uwzględniono, że mogą one powodować po trafieniu o wiele większe zniszczenia niż NSM-y, głównie z powodu różnic w wielkości. Szwedzkie pociski mają bowiem głowicę bojową o wadze około 200 kg, podczas gdy ich norweskie odpowiedniki tylko 120 kg. Do tego rakiety RBS15 są fizycznie większe. Mają bowiem długość 4,35 m, średnicę 0,5 m, rozpiętość skrzydeł 1,4 m i ważą 630 kg (800 kg z silnikiem startowym). Z kolei pociski NSM mają długość 3,96 m, średnicę 0,69 m, rozpiętość skrzydeł 1,31 m i ważą 407 kg.

Przy wyborze uzbrojenia dla Mieczników na pewno zdawano sobie sprawę, że dla wyrządzenia takich szkód, jakie spowoduje uderzenie jednej rakiety RBS15 mogą być potrzebne nawet dwie rakiety NSM. Oczywiście Kongsberg wskazuje, że w przypadku ich pocisków, rekompensuje się to celnością, poprzez zdolność trafienia w konkretne miejsce atakowanego okrętu (jeżeli się wcześniej pozna sygnaturę termiczną atakowanego celu). W przypadku rosyjskich okrętów, które są toporne, ale silnie opancerzone, może to jednak nie wystarczyć. I dosadnie pokazuje to film z trafienia okrętu celu przez bojowy pocisk NSM.

Dodatkowo bardzo łatwo jest zmienić sylwetkę termiczną okrętu tak, że pocisk nie rozpozna atakowanej jednostki i ostatecznie uderzy w to, co będzie największe. Pułapki termiczne na okręcie, uaktywniane na jednostkach pływających, są bowiem nie do odróżnienia dla pasywnego systemu naprowadzania pocisków. Zachowują się bowiem tak samo jak platforma je przenosząca, w odróżnieniu od rac mających po wystrzeleniu: inny kierunek i prędkość oraz zmieniającą się z czasem intensywność świecenia. Przy termicznym kamuflażu okrętów liczyć się więc będzie tylko skutek uderzenia. A w tym przypadku pocisk RBS15 może się okazać o wiele lepszy.

Wojna na Ukrainie pokazała wprost, że nawet uderzenie ukraińskich rakiet przeciwokrętowych Neptun z głowicami o wadze około 150 kg, w przypadku trafienia w rosyjskie okręty, nie doprowadza do ich zatopienia, a jedynie do uszkodzeń. Dobrym przykładem tego jest krążownik „Moskwa”, który zatonął po trafieniu dwoma rakietami „Neptun”, ale dopiero dzień później, po źle prowadzonej akcji ratowniczej i prawdopodobnie w wyniku swojego wieku oraz niesprawności systemów przeciwawaryjnych. By osiągnąć taki sam skutek obecnie zakładanym uzbrojeniem Mieczników, trzeba by było trafić rosyjski krążownik co najmniej trzema rakietami NSM i to bardzo blisko siebie.

Decydując się na ujednolicenie rakiet przeciwokrętowych w Marynarce Wojennej, ktoś więc wyraźnie ułatwił zadanie naszemu potencjalnemu przeciwnikowi, czyli Rosji. Wcześniej rosyjskie okręty musiały bowiem uwzględniać, że mogą zostać zaatakowane rakietami dwóch różnych klas, wystrzelonych z brzegu i okrętów. Teraz muszą jedynie myśleć o zakłócaniu działania głowic pracujących w podczerwieni, co jest o wiele łatwiejsze, niż gdy grozi im również uzbrojenie naprowadzane radarem.

Kto za to wszystko zapłaci?

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że PGZ Miecznik próbuje teraz zamknąć całą sprawę jedynie wyjaśnieniem o wprowadzeniu zmian wyposażenia i konfiguracji fregat „na życzenie wojska”. A przecież tu nie chodzi tylko o utracenie pewnych zdolności przez Marynarkę Wojenną, ale również o to, że zmiana typu pocisków przeciwokrętowych podniesie koszty całego programu i może też wpłynąć na harmonogram prowadzonych prac, po prostu je wydłużając.

Trzeba chociażby pamiętać, że oba systemy rakietowe (RBS15 i NSM) mają np. inne rozmiary bloków systemu kierowania ogniem, inne podstawy wyrzutni, inne przyłącza zasilania, jak również inne oprogramowanie wykorzystywane w Zintegrowanym Okrętowym Systemie Walki. Na obecnym etapie programu, zmiana typu i klasy pocisku musi więc być związana z koniecznością wprowadzeniem poprawek do dokumentacji technicznej – w tym projektowej, a to oznacza również konieczność poniesienia dodatkowych kosztów.

Projekt Wstępny wybranej przez Zamawiającego konfiguracji okrętów „Miecznik” wraz ze Zintegrowanym Systemem Walki miał być bowiem gotowy do końca listopada 2022 roku. Z kolei dokumentacja techniczna okrętu wraz z projektem powinna być zamknięta ponad rok temu, kiedy faktycznie ruszyła budowa fregat. Przy „paleniu blach” (a ten proces zaczął się w sierpniu 2023 roku) powinno się już bowiem wiedzieć, jak chociażby będą rozmieszczone poszczególne bloki systemów pokładowych oraz w jaki sposób będzie się kładło okablowania wewnątrz kadłuba i nadbudówek. Teraz korekty w projekcie będzie musiał wprowadzić Babcock i za to trzeba będzie dodatkowo zapłacić.

Podobne zmiany będzie musiał także uwzględnić koncern Thales, który ma dostarczyć Zintegrowany System Walki TACTICOS. Od dwóch lat koncern ten zakładał bowiem wprowadzenie rakiet RBS15 i po ich zamianie na NSM, będzie musiał najprawdopodobniej wprowadzić poprawki, do tego co już zostało zrobione. Co więcej ten nowy projekt Babcocka i Thalesa być może będzie musiał prawdopodobnie ponownie zostać zatwierdzony przez towarzystwo asekuracyjne i już na pewno przez Zamawiającego czyli MON.

Przy dobrze stworzonym harmonogramie i kosztorysie programu, na takie działania nie powinno być przecież rezerw finansowych (bo to by oznaczało przeszacowanie budżetu i robienie tam niepotrzebnych zapasów). Trzeba więc będzie wydzielić dodatkowe środki z budżetu MON i podpisać kolejny już aneks do umowy z PGZ w ramach programu Miecznik. I ten, który zadecydował o wymianie pocisków musiał mieć tego pełną świadomość.

Broniąc decyzji o wymianie rakiet NSM próbuje się teraz używać jako argument, tworzony w Wojskowych Zakładach Elektronicznych SA w Zielonce kompleks produkcyjno-serwisowy pocisków rakietowych NSM. Problem polega na tym, że pierwsza umowa w tej sprawie z firmą Kongsberg została podpisana w połowie 2019 roku. Tymczasem porozumienie z koncernem Saab w sprawie budowy takiego samego centrum dla rakiet RBS15 podpisano trzy lata wcześniej.

Efektem tego porozumienia, zawartego w czasie Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach w 2016 roku pomiędzy spółką Mesko i Saab miało być stworzone w spółce Mesko SA (należącej do Polskiej Grupy Zbrojeniowej) Centrum Recertyfikacji, Serwisowania i Napraw rakiet przeciwokrętowych RBS15.

Ówczesny członek Zarządu, Dyrektor ds. Produkcji Mesko S.A. Dariusz Szlafka zapowiadał wtedy, że: „Ta umowa gwarantuje, że obie firmy połączą swoje możliwości w celu zapewnienia owocnej i efektywnej współpracy w ramach polskich programów morskich, tj. Czapla, Miecznik i Ślązak lub innych programów modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP. Akcja ta pomoże zaspokoić potrzeby i oczekiwania polskiego rządu i ostatecznie przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa kraju. Jest to również szansa dla naszej firmy, aby stać się częścią globalnego łańcucha dostaw Saab”.

Ktoś wyraźnie zadbał, by te plany nie zostały zrealizowane, pomimo, że po decyzji o wyposażeniu fregat w rakiety RBS15 Mk3, tych pocisków mogło być więcej w Siłach Zbrojnych RP niż NSM-ów. Sytuację tą zmieniła oczywiście decyzja o zakupie kolejnych dywizjonów nadbrzeżnych, ale ona zapadła dopiero pod koniec 2023 roku. Kiedy jednak decydowano o budowie właśnie centrum serwisowania rakiet NSM, a nie RBS15 nikt o tym nie mógł wiedzieć. I tą irracjonalną w tamtym czasie decyzją, teraz próbuje się uzasadnić zmiany w projekcie Miecznik.

Cała sprawa jest o tyle groźna, że projekt fregaty Miecznik (w tym sposób rozmieszczenia na niej sprzętu) miał być wcześniej dogłębnie przemyślany. Z kolei sam wybór wyposażenia miał być wynikiem gruntownych analiz, prowadzonych w sposób uczciwy i transparentny. Łatwość z jaką teraz ktoś zadecydował o wymianie rakiet przeciwokrętowych na Miecznikach stawia tego rodzaju deklaracje pod znakiem zapytania.

PS. Autor w tym artykule nie ustala definitywnie, czy pocisk RBS15 jest lepszy od NSM, czy gorszy. Wskazuje jedynie na to, że ci, którzy wcześnie wybrali szwedzkie pociski, a teraz zmienili je na norweskie, zachowali się mówiąc najdelikatniej „nieprofesjonalnie”. Minister Obrony Narodowej powinien to wiedzieć, tym bardziej że będzie musiał za to teraz zapłacić z własnego, a właściwie naszego, budżetu.

Źródło: defence24.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*