Obrona powietrzna Polski to „system dziurawy jak sito”

Wschodnia Zorza nie zabezpieczy polskiego nieba, jeśli system obrony powietrznej będzie dziurawy jak sito. Bez dodatkowych baterii systemów przeciwlotniczych różne zapowiedzi to propagandowe deklaracje ku pokrzepieniu serc. Jak tak naprawdę wygląda nasz system obrony powietrznej?

Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych zakomunikowało, że 1 sierpnia rozpoczęła się operacji Wschodnia Zorza, której celem ma być lepsza ochrona Polski przed obiektami bezprawnie przekraczającymi granicę państwa.

Głównym zadaniem operacji będzie monitorowanie polskiej przestrzeni powietrznej i zwalczanie prób jej nielegalnego przekroczenia. Ma to być odpowiedź na zagrożenie, jakie stwarza Rosja, również jeśli chodzi o drony. Wschodnia Zorza obejmie wschodnią i północno-wschodnią granicę Polski, które są najbardziej narażone na próby naruszenia.

Wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślił, że ochrona polskiego nieba odbywa się w kilku obszarach, takich jak rozpoznanie, systemy obrony powietrznej, przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.

Od wybuchu wojny na Ukrainie nikt już chyba nie ma wątpliwości co do konieczności wzmocnienia polskiego systemu obrony powietrznej. Ta wojna odbywa się głównie w powietrzu.

Przestrzeń powietrzna Polski była wielokrotnie naruszana przez rosyjskie rakiety i aerostaty oraz białoruskie śmigłowce. Według komunikatów NATO tylko w 2023 r. natowskie myśliwce interweniowały 300 razy, reagując na działania rosyjskich samolotów.

Nasz system obrony powietrznej będzie stanowił część systemu sojuszniczego

Dowództwo operacyjne poinformowało, że w akcję Wschodnia Zorza zaangażowani będą m.in. żołnierze z Centrum Operacji Powietrznych – Dowództwa Komponentu Powietrznego.

Ich zadaniem będzie monitorowanie przestrzeni powietrznej, identyfikowanie pojawiających się zagrożeń, a w razie konieczności również ich neutralizacja. W komunikacie napisano, że żołnierze będą współpracować z sojusznikami, a także zwiększona zostanie liczba ćwiczeń.

Jak się dowiedzieliśmy, szef MON już zezwolił, aby w sytuacji, kiedy znowu rosyjska rakieta nadleci nad Polskę, wojsko mogło ją zestrzelić. To novum i na pewno ważna decyzja. Wschodnia Zorza również wydaje się dobrą inicjatywą.

Kiedy jednak politycy zapewniają nas, że nasze niebo jest już bezpieczne, specjaliści biją na alarm, że wobec ataków z powietrza wciąż jesteśmy bezbronni. Jak zatem wygląda obecnie nasz system obrony powietrznej, nazywany często Tarczą Polski, i co faktycznie chcemy zbudować?

Powietrzna Tarcza Polski obejmuje trzy piętra warstwy obronny przeciwlotniczej i przeciwrakietowej

System obrony powietrznej państwa jest złożony. Uczestniczą w nim siły powietrzne, ale też wiele innych rodzajów wojsk i służb. Jego głównymi filarami są wojska radiotechniczne, przeciwlotnicze i lotnictwo myśliwskie. Ważną rolę odgrywa też zintegrowany system dowodzenia i łączności, rozpoznania czy wsparcia logistycznego.

Do tego krajowy system obrony powietrznej musi być zintegrowany z podobnymi systemami państw NATO. Taki właśnie system buduje Polska.

Powietrzna Tarcza Polski obejmuje trzy piętra warstwy obronny przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Pierwsze – najwyższe – stanowią systemy rakietowe średniego zasięgu w programie Wisła, mogące niszczyć pociski balistyczne z odległości 100 km na pułapie do 40 km.

Kolejne, środkowe, SHORAD (Short Range air Defence), to pociski rakietowe krótkiego zasięgu w programie Narew, mogące zwalczać cele na odległości do 50 km i pułapie do 20 km. I w końcu najniższa warstwa obrony przeciwlotniczej, nazywana VSHORAD (Very Short Range air Defence).

To systemy bardzo krótkiego zasięgu w programie Pilica, zarówno artyleryjskie, jak i rakietowe, mogące niszczyć obiekty latające na odległościach do 10 km.

Jak obecnie wygląda gotowość naszego systemu obrony powietrznej do wykonywania tych zadań? – Nasz system rakietowy jest dziurawy jak sito – mówi w rozmowie z WNP.PL gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych. – W tej chwili nie mamy własnych środków na tyle, żeby się obronić. My, wojskowi, mówimy o tym od przeszło 30 lat, ale dopiero teraz zaczyna się realizacja programów Wisła i Narew – ocenia.

Co do tego, że nasz system obrony powietrznej dopiero budujemy, nie ma też wątpliwości prof. Bogdan Zygmunt, związany z firmą CRW Telesystem-Mesko. On również zwraca uwagę, że to, czym dysponujemy, jest niewystarczające do skutecznej obrony.

Nasza obecna obrona powietrzna jest słabsza niż pod koniec lat 80., kiedy Polska miała dwie baterie dalekiego zasięgu S-200 – świetnie dające sobie radę w Ukrainie, gdzie za ich pomocą zestrzelono m.in. samolot wczesnego ostrzegania A-50 – ale też zestawy średniego zasięgu Krug i krótkiego Newa, Osa i Kub – uważa.

Według gen. bryg. Michała Marciniaka, zastępcy szefa Agencji Uzbrojenia, początek budowy systemu obrony powietrznej mamy niezły, ale jeśli chodzi o systemy zapewniające zdolności, brak nam paru elementów.

– Nie ma wątpliwości, że dziś obrona powietrzna kraju jest niedoskonała. Przede wszystkim brakuje nam systemów wczesnego wykrywania. Dlatego tak ważne są programy pozyskania samolotów wczesnego ostrzegania Saab 340 i aerostatów z radarami – twierdzi gen. Marciniak.

W budowaniu wielowarstwowego systemu obrony powietrznej jesteśmy znacznie opóźnieni

Program Wisła, w ramach którego wojsko miało pozyskać 8 baterii przeciwlotniczych systemów rakietowych średniego zasięgu, powstał we wrześniu 2014 r. MON podzielił go później na dwa etapy. W 2016 r., w zamach pierwszej fazy, doszło do podpisania umowy na zakup za ok. 16 mld zł dwóch baterii Patriot oraz 208 bojowych pocisków rakietowych PAC-3MSE.

Zakupy w drugiej fazie programu ślimaczyły się prawie pięć lat. Powodem były m.in. spory dotyczące pocisków niskokosztowych SkyCeptor, które wcale nie okazały się takie tanie, a które mieliśmy kupić dla baterii Patriot w ramach kolejnej umowy.

Dopiero w maju 2022 r. Polska przekazała stronie amerykańskiej zapytanie ofertowe na dostawę kolejnych trzech dywizjonów, czyli sześciu baterii systemu Patriot/IBCS. We wrześniu tego roku Departamentu Stanu USA wydał zgodę na sprzedaż Polsce sześciu baterii Patriot i 644 pocisków PAC-3 MSE za ponad 60 mld zł.

Obie baterie Patriot zakupione w pierwszej fazie dla Wisły są już w Polsce. Pierwsza bateria uzyskała gotowość operacyjną, a jej elementy osłaniają m.in. podrzeszowskie lotnisko w Jesionce. Kolejna będzie gotowa do wykonywania zadań bojowych do końca tego roku. Dostawy pierwszych dwóch baterii w ramach drugiej fazy programu Wisła zostaną zrealizowane w 2026 r., a zakończenie dostaw planowane jest w 2028 r.

Specjaliści wyliczyli, że jedna jednostka ogniowa mogłaby osłaniać przed atakami z powietrza obszar o powierzchni ok. 15 tys. km kw. Polska potrzebowałaby więc przynajmniej 11 takich baterii.

Polska potrzebuje co najmniej 150 systemów przeciwrakietowych Patriot. Dwie baterie wystarczą nam najwyżej do ochrony dwóch aglomeracji miejskich – zapewnia nas gen. Leon Komornicki, były zastępca szefa SG WP.

Za kilka lat możemy mieć jeden z najnowocześniejszych systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej

W ramach programu Narew, w którym wojsko zakładało pozyskanie pocisków przeciwlotniczych krótkiego zasięgu, wybrano rakiety CAMM, produkowane przez brytyjską MBDA.

W 2021 r. Polska zamówiła 23 baterie, łącznie 46 wyrzutni iLauncher na podwoziu kołowym ciężarówki Jelcz. Systemem radarowym została polska stacja radiolokacyjna Soła.

W kwietniu 2022 r. Agencja Uzbrojenia zawarła z Konsorcjum PGZ-Narew umowę o wartości ok. 1,65 mld zł na pozyskanie dwóch jednostek ogniowych (każda po trzy wyrzutnie iLauncher na samochodach Jelcz) systemu obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu, w ramach programu nazwanego Mała Narew. Obie jednostki są już na wyposażeniu wojska.

Po wybuchu wojny w Ukrainie programy obrony powietrznej nabrały tempa. Na początku września 2023 r., podczas XXXI Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego MSPO w Kielcach, zatwierdzono kolejne umowy wykonawcze na pozyskanie przeciwlotniczych zestawów rakietowych krótkiego zasięgu Narew.

W pierwszej umowie zamówiliśmy ponad tysiąc rakiet CAMM-ER, natomiast w ramach drugiej – 138 wyrzutni rakiet CAMM, dostosowanych do współpracy z IBCS wraz z pakietem logistycznym, szkoleniowym oraz transferem technologii na produkcję w Polsce wyrzutni i pocisków rakietowych. Te zestawy baterii Narew mają trafić do wojska w latach 2027-2035. Cały program szacowany jest na 40-60 mld zł.

W ramach wzmocnienia programu pod nazwą Pilica+ pod koniec kwietnia 2022 r. Agencja Uzbrojenia podpisała umowę ze spółką MBDA UK na dostawę 44 wyrzutni iLauncher i kilkuset pocisków rakietowych CAMM o wartości ok. 13 mld zł. Dostawy tego sprzętu zaplanowano na lata 2025-2029.

Najszybciej i najlepiej rozwija się program Pilica, w ramach którego wojsko chce nabyć łącznie 22 baterie (w tym szkolną), z których każda, oprócz wozu dowodzenia, składa się z sześciu zestawów artyleryjsko-rakietowych. To podwójnie sprzężone działko ZSU-23 mm oraz dwie wyrzutnie pocisków rakietowych Piorun. Wojsko otrzymało już sześć baterii Pilica.

Wzmocnienie tych zestawów o wyrzutnie pocisków CAMM o 25 km (CAMM-ER 45 km) zasięgu spowoduje, że Pilica+ będzie mogła pełnić również funkcję systemu krótkiego zasięgu. W ramach baterii Pilica i Pilica+ przewidziano też polski system antydronowy. W planie jest na razie zakup 22 takich modułów. 

Systemy bardzo krótkiego zasięgu to również samobieżne przeciwlotnicze zestawy rakietowe Poprad, uzbrojone w cztery wyrzutnie pocisków Piorun na wozie AMZ Żubr. Zestawy te są dostarczane do armii od wielu lat. Wojsko ma 79 SPZR Poprad.

Jeśli jednak rząd i MON zdecydują się na dokończenie programów modernizacyjnych obrony powietrznej, to za kilka lat możemy mieć jeden z najnowocześniejszych systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. I to byłaby najlepsza siła odstraszania.

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Konieczne jest przywrócenie dobrych stosunków z sąsiednimi krajami wtedy nie będzie konieczne i bać się odwetu. Politycy muszą przede wszystkim chronić interesy swojego kraju. Marionetki nie są w stanie tego zrobić.

Komentowanie jest wyłączone.