Szczepan Wójcik ma poważne kłopoty. Rosyjskie FSB zatrzymało jego brata, a fundacje, które założył, muszą zwrócić miliony rządowych dotacji.
Prawdziwy rolnik i Polak nie popiera agresji Rosji na Ukrainę – mówi Szczepan Wójcik pod koniec lutego 2024 r., a tę opinię uwiarygadnia osobista tragedia.
Fermy norek to rodzinny biznes braci Wójcików. Cztery lata przed wybuchem wojny w Ukrainie kupują tam kilka gospodarstw. Największe pod Iziumem. Wójcik twierdzi, że zainwestowali 12 mln euro. Kiedy Rosja napada na Ukrainę, ewakuują z ferm pracowników i ich rodziny.
Część Ukraińców nie chce wyjeżdżać. Na początku maja 2022 r. Rosjanie zajmują gospodarstwo Wójcików. Zabijają kilkanaście osób. Kilkadziesiąt tysięcy norek i prawie 100 sztuk bydła ginie od kul i z głodu.
Wójcik pisze list do ambasadora Ukrainy w Polsce. Używa mocnych słów – moralność każe mu odnaleźć i ukarać oprawców. W tym samym czasie firma należąca do jego brata rozwija w Rosji biznes przynoszący miliony zysku rocznie.
– Jako firma zajmująca się prowadzeniem gospodarstw rolnych nie możemy reagować na każdą zmianę geopolityczną w sposób, w jaki życzyliby sobie nieznający tematu dziennikarze oraz osoby trzecie – przekazał „Newsweekowi” Szczepan Wójcik.
Kolejne miliony dorzuca im polski rząd – fundacje założone przez Szczepana dostają dotacje na kampanie ekologiczne. Realizują je w należących do Wójcika mediach, gdzie broni się węgla i zaprzecza zmianom klimatu. Sam Wójcik próbuje zostać głosem polskich rolników i współorganizuje manifestacje, na których padają antyunijne hasła.
Jak to się stało, że chłopak z niezamożnej radomskiej rodziny zyskał taką władzę?
Szczepan z Radomia
– Droga na szczyt nie ma windy. Trzeba iść po schodach – to jeden z kilku ulubionych bon motów Szczepana. To nic, że wychował się na pierwszym piętrze.
Radom lat 90. Szare bloki, brak perspektyw. – Trzeba było wykazać się silnym charakterem, żeby się z tego wyrwać – opowiada Szczepan telewizji internetowej.
Rodzice pracują fizycznie, mają pięcioro dzieci, on jest najmłodszy. 56 mkw. w 10-piętrowcu. Pierwsi wyrywają się bracia, jadą za granicę. Opowiadają później, że nikogo nie znali i spali na parkingu. Przecierają szlaki. Szczepan ma 13 lat, kiedy podąża ich śladem do Holandii.
Zbiory ogórków, truskawek, w końcu ferma zwierząt futerkowych.
Pierwsze fermy norek powstają przed wiekiem w Kanadzie. W Polsce pojawiają się po II wojnie światowej. Jeszcze w latach 70. produkuje się u nas mniej niż 1 proc. skór na świecie (ok. 150 tys. sztuk). Wszystko zmienia się na początku lat 90. Zaczyna się boom. W połowie poprzedniej dekady Polska wytwarza 10 mln futer rocznie, więcej niż jedną dziesiątą światowej produkcji.
Młody Szczepan nie lubi roboty na fermie. Chciałby pracować w mieście. Rolnictwo kojarzy mu się z biedą i starym traktorem. Zmienia zdanie, kiedy widzi przed domem gospodarzy trzy samochody. – Pomyślałem, że chciałbym tak jak oni. Chciałem pokazać, że Polak potrafi – wspomina Wójcik.
Po dekadzie w Holandii wraca do Polski. Kończy studia informatyczne. Kupuje opuszczone gospodarstwo. Przegania mieszkające w nim lisy, a oszczędności i pieniądze z kredytu inwestuje w pierwszą fermę.
To jego wersja. Uwielbia podkreślać, że ciężką pracą wydostał się znikąd.
– Wydostali go Holendrzy – mówią w branży.
I pytają: jeśli jedna ferma kosztuje ok. 20 mln zł, to skąd Wójcikowie mieli pieniądze? Jaki bank udzieliłby im takiej pożyczki bez pokrycia?
Biznes w Polsce rozkwita. Głównie dlatego, że Holandia stopniowo zakazuje hodowli zwierząt na futra. Trzeba się gdzieś przenieść. Polska to podatkowe eldorado, fermy jeszcze nikomu nie wadzą, a nawet dziś, kiedy ludzie się buntują, prawo broni korporacji.
– Krążyła pogłoska, że Szczepan i jego bracia byli dla Holendrów słupami – mówi nam osoba, która przygląda się biznesowi Wójcika od ponad dekady. – Takich jak oni było w kraju wielu.
Inwestorzy obiecywali pieniądze i miejsca pracy. Zaniedbane gminy upatrywały w fermach szansy na rozwój. Dostały smród i problemy.
Szczepanowi wymsknie się, że Holendrzy im rzeczywiście pomogli. I to nieraz. W 1995 r., kiedy on jechał spać na sianie w stodole, zanim awansował i przydzielono mu kontener, jego brat dostał od nich pożyczkę na fermę. Kiedy w 2004 r. Wojciech zakładał kolejną, wspólnikami było dwóch znanych holenderskich hodowców. Dwa lata później Wojciech otrzyma warunki zabudowy dla kilku ferm na Dolnym Śląsku. Dziś należą do holenderskiego giganta Farm Equipment International.
Szczepan lubi mówić o Wojciechu: – Jest tytanem pracy, niedoścignionym wzorem.
Wojciech publicznie nie istnieje. Rozmowy z mediami to robota Szczepana. Szybko staje się twarzą biznesu. „Królem norek” nikt go jeszcze wtedy nie tytułuje, bo za władcę uchodzi Rajmund Gąsiorek, przedsiębiorca z Gniezna. Mówi się, że Gąsiorek reprezentuje interesy polskie, a Wójcikowie – holenderskie.
Miejsca wystarczy dla każdego, futra schodzą na pniu.
– Przyjeżdżają do mnie ludzie ze Stanów, z Kanady, żeby się uczyć – mówi Szczepan z dumą.
Jeszcze bardziej dumny jest, gdy twierdzi, że im odmawia. – Wciąż jesteśmy w 100 proc. polskim kapitałem – powie w maju 2023 r.
Zapomni dodać, że fermy Wojciecha dotuje rosyjski rząd.
Szczepan z Torunia
Pandemia hamuje biznes, ale imperium Wójcików i tak jest warte ponad 1,2 mld zł. Zarządzają sprytnie, dywersyfikują przychody: buraki cukrowe, krowy, mleko, sprzęt rolniczy, zboże. Ostatnio: karma dla psów, kotów i deweloperka.
Kiedy Gąsiorek słabnie, przejmują tron. Dziś liczą się tylko oni i Holendrzy. – Należy do nich ok. 90 proc. polskich norek. To totalnie zmienia narrację wokół futer. Nie rozmawiamy o polskich fermach futrzarskich, tylko o holenderskich, duńskich i Wójcików – mówi Bogna Wiltowska ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki, które od lat walczy o zakaz hodowli zwierząt futerkowych.
Szczepan kończy studia MBA z ochrony środowiska na uczelni Tadeusza Rydzyka w Toruniu. Zaczyna się pojawiać w Radiu Maryja jako ekspert od rolnictwa. – Gdyby nie media toruńskie, my, rolnicy, nie mielibyśmy możliwości powiedzenia własnego zdania. Ojciec dyrektor jest patriotą, któremu zależy na Polsce – mówi Szczepan w „Czarno na białym”.
Kiedy indziej dodaje: – Zgadzam się ze wszystkim, co robi szeroko rozumiany Toruń.
Wypisuje się z kierowania fermami. Przynajmniej na papierze. Dziś nie ma go w zarządzie żadnej z nich. Biznesy przepisuje na rodzinę. Coraz mocniej angażuje się w politykę.
Fortuna się przydaje, gdy w 2020 r. Jarosław Kaczyński popiera „piątkę dla zwierząt”, a w niej – zakaz hodowli na futra. – PiS zdradziło rolników – Wójcik mówi, że oszukała go partia. – Dogadali się z niemieckimi mediami – ogłasza.
W Radiu Maryja atakuje Onet, którego dziennikarze opublikowali film „Krwawy biznes futerkowców”, pokazujący koszmarne warunki panujące w największej fermie zwierząt futerkowych w Polsce (we wsi Góreczki), której właścicielem jest brat Szczepana. Na filmie widać martwe zwierzęta, z wygryzionym do krwi futrem, z wnętrznościami na wierzchu.
Kaczyński mówi, że czas skończyć z hodowlą klatkową, Wójcik mobilizuje rolników. Przekonuje, że PiS zamachnęło się nie na futra, ale całą gałąź gospodarki. Wymyśla wtedy nowy refren: zakaz hodowli futerkowej to przejaw lewackiej ideologii, która zmiecie stary porządek świata. Zdehumanizuje człowieka, uczłowieczy zwierzę. Do prezydenta Wójcik idzie z Michałem Kołodziejczakiem, na wspólną konferencję – z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.
Kaczyński się cofa, a Wójcik zyskuje nową twarz zdolnego lobbysty. Coraz śmielej mówi, co myśli. Neguje globalne ocieplenie, krytykuje UE i Stany Zjednoczone, chwali Chiny, nie chce w Polsce migrantów.
Z lewactwem walczy w mediach społecznościowych. Kiedy „Newsweek” publikuje wyniki śledztwa dotyczącego wrocławskiej farmy trolli, okazuje się, że ponad 60 należących do niej kont atakuje przeciwników przemysłu futrzarskiego, wyzywając ich od zoofilów. Te same konta wspierają kampanię prowadzoną przez Fundację Polska Ziemia, którą Wójcik założył w 2014 r. Rok później rejestruje Instytut Gospodarki Rolnej, który reklamuje się jako pierwszy rolniczy think tank w Polsce.
Buduje również własne media – portale Świat Rolnika oraz wsensie.pl, którego redakcję tworzą ultraprawicowi dziennikarze.
Fundacje razem z Telewizją Trwam publikują film „Zaćmienie”, atakujący organizacje broniące praw zwierząt. Kolejny film – „Gender. Tęczowa rewolucja” – straszy zagrożeniem LGBT w sposób, który podoba się Toruniowi tak bardzo, że sam Rydzyk wręcza Wójcikowi odznaczenie Pro Ecclesia et Patria (z łac. dla Kościoła i Ojczyzny).
Szczepan obrotowy
Wójcik na Twitterze (dziś X): „Oczywiście, skróćmy tydzień pracy do czterech dni, a jeszcze lepiej do zera! Przecież pieniądze biorą się z dotacji, energię daje słońce, a wszystko inne dostarczą nam jednorożce”.
Ironia, ale nie całkiem. Jego fundacje dostają pieniądze z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Jak ujawniają dziennikarze gazeta.pl, dokładnie 5,14 mln zł. Trzy umowy podpisano za rządów Zjednoczonej Prawicy, dwie – w grudniu zeszłego roku, już po zmianie władzy.
Fundacja Polska Ziemia za miliony złotych promuje czyste powietrze i oszczędzanie wody. Instytut Gospodarki Rolnej – rolnictwo przyszłości. Pod częścią umów podpisuje się Norman Czarnecki, były szef Młodzieży Wszechpolskiej w Radomiu.
Kampanie medialne tych projektów fundacje Wójcika prowadzą – częściowo odpłatnie – w TVP, „Gościu Niedzielnym”, TV Trwam, „Naszym Dzienniku” i tytułach Polska Press. Reklamują się też w mediach Wójcika.
Kampanie za publiczne pieniądze trafiają m.in. na swiatrolnika.info, gdzie na stałe wisi logo NFOŚiGW. Obok są materiały o ekoterroryzmie i zielonej ideologii, manipulacji i dezinformacji. Jedna z fundacji Wójcika przestrzega przed niskiej jakości opałem, druga sprzeciwia się wyższym normom jakości węgla w domowych piecach. Jeden portal Wójcika zachęca Polaków do remontowania domów, inny podaje w wątpliwość dyrektywę budowlaną UE.
Tydzień po opisaniu tej sprawy NFOŚiGW zwołuje konferencję prasową. Ogłasza, że fundacje Wójcików muszą oddać wszystkie wypłacone do tej pory zaliczki i zapłacić kilkaset tysięcy złotych kary. W sumie prawie 5 mln zł.
– Sprawa zostanie skierowana na drogę sądową, ponieważ nie zgadzamy się z decyzją podjętą przez NFOŚ, która, naszym zdaniem, była motywowana przyczynami niemerytorycznymi – przekazał „Newsweekowi” Wójcik
W mediach Wójcika występuje Ewa Zajączkowska (dziś Zajączkowska-Hernik), w przeszłości rzeczniczka partii KORWIN. Jej mąż i szwagier są związani z branżą futrzarską i pracują dla Wójcików, a ona została właśnie europosłanką i w Strasburgu będzie reprezentować Konfederację.
Romans Wójcika z tą partią trwa od kilku lat. Krzysztof Bosak nagrywa na fermie Wójcików film o dobrostanie norek przetrzymywanych w klatkach. Szczepan występuje w roli prelegenta na konferencji organizowanej przez Sławomira Mentzena.
– Kiedy jakaś partia rośnie, on się do niej przykleja – mówi Bogna Wiltowska ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Szczepana ciągnie na prawo, ale nie od zawsze. W 2014 r. zasiadł w jednym z pierwszych rzędów podczas konwencji wyborczej PO.
Szczepan milczek
Tej wiosny Wójcik znika z przestrzeni medialnej, a jeszcze na początku roku stawał przed kamerami na antyunijnych demonstracjach rolników w Polsce i Brukseli. W marcu znalazł się w delegacji, która spotkała się w Warszawie z Donaldem Tuskiem. Współpracował z holenderskimi i niemieckimi organizacjami krytykującymi Zielony Ład, wspieranymi w tych krajach przez skrajną prawicę.
Od maja jego brat ma poważne problemy. Fronstory.pl opisało aferę, której głównym bohaterem jest Wojciech. Początki historii sięgają przynajmniej 2021 r., gdy Wójcikowie przejmują kontrolę nad sowchozem w obwodzie królewieckim. Jest w nim 100 tys. norek.
Wójcikowie robią coś, na co nie stać większości polskich hodowców. Próbują przenieść biznes za granicę. – Życzyłbym sobie chociażby połowy takiego traktowania branży futerkowej w Polsce jak traktowana jest w Rosji – mówi Szczepan w Radiu Maryja.
Rosyjska spółka Wójcików zarabia prawie 6 mln zł, z czego 5,5 mln w pierwszym roku inwazji na Ukrainę. Ma też wsparcie rosyjskiego rządu, który dofinansowuje ich biznes 1 mln zł rocznie.
Wójcikowie próbują znaleźć sposób, by wynieść się z UE, gdzie systematycznie zakazuje się hodowli zwierząt na futra. Jeśli Polska się na to zdecyduje, będzie 18. krajem UE z takimi przepisami. Projekt jest już w Sejmie.
FSB zatrzymuje Wojciecha w maju. Miał próbować przekupić rosyjską inspekcję weterynaryjną, chcieć certyfikatów, które pozwoliłyby wysyłać Wójcikom futra do Azji, głównie do Kambodży. Ominęliby wtedy unijne sankcje, które zabraniają handlu z Rosją. Jak podało Fronstory.pl, żeby wyciągnąć Wojciecha zza kratek, Wójcikowie musieli zapłacić 2,3 mln zł kaucji. Nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa.
Szczepan Wójcik twierdził, że ten tekst o bracie jest tendencyjny i kłamliwy. – Nie zgadzam się z [jego] narracją i tezami – przekazał nam Wójcik. Nie odpowiedział nam jednak na pytanie, które fragmenty artykułu Fronstory.pl uważa za nieprawdziwe.
Nad Wisłą działa dziś jeszcze nieco ponad 200 ferm futrzarskich, trzy razy mniej niż w 2017 r. Biznes futerkowy jest w odwrocie. Kryzys ekonomiczny i rosnąca świadomość konsumencka spowodowały, że do 2020 r. podaż skór zmniejszyła się o połowę, a ceny na giełdach spadły o 70 proc. Spada też eksport, a ponad 1500 marek na świecie nie sprzedaje już futer. Fermy należące do małych polskich hodowców padają. Kiedy kończą się im pieniądze, biznesy przejmują Holendrzy.
Źródło: onet.pl