Na jednym z krakowskich osiedli doszło do dramatycznej sytuacji. Reporter Radia ZET Przemek Taranek ustalił, że cierpiący na nowotwór mężczyzna spędził blisko godzinę w nagrzanym ambulansie. – Kierowca przez nieuwagę zatrzasnął drzwi do samochodu razem z kluczykami i pacjentem leżącym w środku – informuje rozgłośnia.
Do zdarzenia doszło pod koniec ubiegłego tygodnia w Krakowie, przy ulicy Marczyńskiego. Radio ZET informuje, że dwaj pracownicy prywatnej firmy EMERGENCY24 świadczącej usługi medyczne mieli przetransportować mężczyznę karetką do szpitala.
Gdy umieścili pacjenta wewnątrz ambulansu, jeden z nich zatrzasnął auto z kluczykami w środku.
Radio ZET dotarło do świadków tej sytuacji. Z nagrań wynika, że kierowca i jego pomocnik próbowali otworzyć drzwi między innymi przy pomocy śrubokręta. Kluczyki leżały na fotelu kierowcy, z tyłu na noszach znajdował się pacjent. Wszystko działo się w upale, temperatura wynosiła blisko 30 st. C.
Mężczyźni nie byli w stanie dostać się do karetki. Wobec tego skontaktowali się ze współpracownikami, których poprosili o przywiezienie zapasowych kluczyków.
Na miejscu pojawili się sąsiedzi chorego. Wśród nich był również jego syn. W pewnym momencie – jak relacjonuje Radio ZET – mieszkańcy zaczęli domagać się od obsługi ambulansu wybicia szyby.
Wówczas jeden z pracowników firmy EMERGENCY24 powiedział do kolegi: „Wojtek, zostaw to, bo będziesz musiał płacić”.
Oddycha, tak że jest dobrze. Oddycha, bo się klatka [piersiowa – przyp. red.] podnosi – mówił zaś jeden z przedstawicieli personelu medycznego, spoglądając do wnętrza ambulansu.
Ostatecznie szybę w ambulansie wybił syn pacjenta, po czym medycy dotarli do chorego.
Szef EMERGENCY24 zabrał głos
Do sprawy odniósł się już szef EMERGENCY24. Przedstawiciele Radia ZET zapytali go, jakie działania planuje podjąć względem pracowników, którzy zatrzasnęli pacjenta w karetce. W odpowiedzi padła informacja, że nie są oni ratownikami medycznymi. – To są ludzie przeszkoleni, ale nie muszą być ratownikami, żeby realizować tak zwany transport zwykły pacjentów – powiedział Maciej Maria Kisiel Dorohinicki.
To była nieszczęśliwa sytuacja, ale jako właściciel firmy czuję się odpowiedzialny za to, co się stało. Jest mi przykro (…). Na pewno zaproszę na rozmowę wszystkich moich pracowników. Trzeba podjąć jakieś środki zaradcze. Oni nie mogą się bać wybić szyby. Życie ludzkie jest wartością najwyższą i tutaj nie ma w ogóle nad czym się zastanawiać – dodał.
Radio ZET, bazując na relacjach świadków, donosi, że po wybiciu szyby ambulans odjechał z pacjentem na sygnale. Rozgłośnia ustaliła jednocześnie, że spółka EMERGENCY24 nie ma ministerialnej zgody na używanie sygnałów uprzywilejowania w ruchu drogowym.
Te karetki nie wymagają pozwoleń, bo one nie jeżdżą na sygnałach. Jeśli oni [pracownicy – dop. red.] używali sygnałów, to kierowali się stanem wyższej konieczności – przekazał rozgłośni szef EMERGENCY24.
Medyk komentuje. „Ręce nie mają gdzie opaść”
W reakcji na to zdarzenie wpis na platformie X umieścił Jakub Kosikowski, rezydent onkologii klinicznej.
Tyle trąb o tym, że zamknięte dziecko/zwierzę = wybij szybę. A tu załoga karetki czekała na zapasowe kluczyki z chorym pacjentem w środku zamiast tłuc (bo pewnie są na kontraktach i za naprawę musieliby zapłacić z własnej kieszeni). Ręce nie mają gdzie opadać – napisał.
Źródło: o2.pl