Komisja Europejska zdecydowała niedawno o objęciu Polski procedurą nadmiernego deficytu. Oznacza to dla nas konieczność sporządzenia planu działań naprawczych, by obniżyć deficyt do poziomu poniżej 3 proc. PKB.
Bez wątpienia zajmie to lata. Tymczasem zobowiązania państwa rosną. Jak pisze dziennikarz BI, Bartek Godusławski, mamy „hojną politykę społeczną, która ma zostać utrzymana, chcemy wydawać 4 proc. PKB na modernizację armii, musimy znaleźć dziesiątki miliardów złotych rocznie na zasypanie dziury w systemie ochrony zdrowia (szacowana na160 mld zł – dop. red.) i setki miliardów na transformację energetyczną”.
Jego zdaniem rosnąca gospodarka nie napełni tak podziurawionego budżetu i czas pomyśleć o nowych dochodach, a nie tylko finansowaniu się długiem. Już teraz obsługa naszego zadłużenia to koszt 2 proc. PKB, czyli ok. 70 mld zł. Nowym dochodem mógłby być podatek wojenny, który finansowałby nakłady na armię.
W innym przypadku czeka nas proces gigantycznego zadłużenia lub cięć w wydatkach na 800+, 13. i 14. emeryturę, nie będzie też opcji na podwyżki kwoty wolnej do 60 tys. zł.
„Wprowadzanie podatków czy ich podwyższanie nigdy nie jest politycznie łatwe, ale sytuacja geopolityczna, w której się znajdujemy, też jest bardzo daleka od komfortowej. Podobnie jak mało komfortowy dla nowej koalicji jest stan finansów państwa. (…) Czas niskich podatków się skończył, bo mamy okres, w którym trzeba zmierzyć się wielkimi wyzwaniami ” – czytamy w Business Insider.
Temat „podatku wojennego” wraca regularnie, w związku z utrzymującym się zagrożeniem ze strony Rosji i Białorusi. W lutym podobny pomysł poddał pod rozwagę Marcin Piątkowski, ekonomista pracujący w Waszyngtonie.
– Może warto teraz pomyśleć przynajmniej o tymczasowej składce na obronność, tak żebyśmy jako społeczeństwo zrzucili się na te wydatki – sugerował w rozmowie w programie „Biznes Klasa” money.pl ekonomista. Nazwał ją „narodowym autocasco”.