Polakom brakuje węgla do ogrzewania domów, a składy są wypełnione po brzegi

Importując do Polski w dwa lata 31 mln ton węgla, zjedliśmy dwa obiady jeden po drugim, ale nie znaczy to, że nie potrzebujemy zjeść kolejnego – mówi Paweł Jagła, dyrektor ds. handlowych Portu Północnego, rysując perspektywy przeładunku węgla w najbliższych miesiącach i latach.

Port Północny to główna brama, przez którą importowany węgiel trafia do Polski. Ostatnio jest go mniej niż w latach 2022-23. Rynek się już uspokoił?

– Jeśli spojrzymy na ostatnie 10 lat przed wybuchem wojny w Ukrainie, to zobaczymy, że importowano do Polski średnio 10 mln ton węgla rocznie; czasami było to 12 mln ton, czasami 7 mln. Większość tej puli przychodziła drogą kolejową w formie posortowanego węgla, gotowego dla gospodarstw domowych, którego cena była niezależna od międzynarodowego indeksu cenowego węgla API2.

Pod koniec 2021 r. stan „zmagazynowanego” węgla importowanego był niski. Węgiel energetyczny, dostarczany drogą morską, wyceniony na bazie indeksu API2, był wyraźnie droższy od importowanego drogą lądową. Przyczyną stała się sytuacja na świecie, napięcia pomiędzy Australią a Chinami, które wpłynęły na światowe ceny węgla.

Wobec niskich zapasów na koniec 2021 r., u progu 2022 r. spodziewaliśmy się, że doświadczymy deficytu węgla energetycznego.

Agresja Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. i szybko wprowadzone embargo na rosyjski węgiel doprowadziły do wzrostu ryzyk, dotyczących utrzymania dostaw węgla na oczekiwanym poziomie. Wówczas wybuchła panika…

Według moich danych w okresie 2022-2023 zostało sprowadzonych około 31 mln ton węgla energetycznego; to dużo więcej niż wynikałoby z zapotrzebowania znanego z wcześniejszych lat.

Duże zainteresowanie węglem z Kolumbii i Kazachstanu

Czy cały ten węgiel został, jak to się mówi, skonsumowany?

– Nie. Na rynku widać, że mamy do czynienia z nadpodażą węgla, ale w dalszym ciągu brakuje tego dobrej jakości, który może trafić do odbiorców indywidualnych.

Pytam, bo na własne oczy widziałem jesienią ubiegłego roku wypełniony po brzegi skład węgla w Porcie Gdańsk.

– Zwały węgla to w portach naturalna rzecz, bo towar ten rotuje. Jest magazynowany, „procesowany” i wprowadzany na rynek.

A co do samej nadpodaży: mamy w Polsce bardzo dużo węgla o niższym od oczekiwań konsumentów standardzie. Odbiorcy indywidualni oczekują węgla dobrej jakości, dlatego import zaczyna rosnąć.

Przede wszystkim dotyczy to importu z Kolumbii i Kazachstanu. Pochodzące stamtąd węgle parametrami bardziej odpowiadają oczekiwaniom rynkowym, a ich odbiorcami mogą być gospodarstwa domowe. Na rynku obecnie nie brakuje miałów dla energetyki czy ciepłownictwa, brakuje za to węgla do opalania domów.

W ubiegłym roku głośno było o zapyleniu pyłem węglowym dzielnic Gdańska, sąsiadujących z portem. Brał się on m.in. z sortowania węgla, czyli oddzielania węgla grubego od miału.

– To prawda, ale nas jako Portu Północnego ten problem nie dotyczył, ponieważ jesteśmy portem zewnętrznym; prowadzimy działalność w oddaleniu od zabudowań miejskich.

Kolumbia ma dostęp do otwartego morza, a Kazachstan nie. Jak węgiel z tego kraju trafia do Polski?

– Tranzytem kolejowym przez Rosję. Porty nad Bałtykiem, także rosyjskie, przeładowują go na statki – i taką drogą trafia on do polskich portów.

Jak weryfikowane jest jego pochodzenie?

– Nie mam wiedzy o weryfikacji pochodzenia węgla… To zadanie powierzone odpowiednim służbom państwowym (zajmuje się tym m.in. Krajowa Administracja Skarbowa – przyp. red.).

Dostawy z zagranicy wróciły do wielkości znanych z lat poprzednich

Jak wyglądają dziś przeładunki węgla w Polsce?

– Licząc kwartał do kwartału (IV kw. 2023 r. wobec I kw. 2024 r.), obserwujemy sześciokrotny spadek importu. W Porcie Północnym odnotowujemy natomiast cały czas dobre wyniki i utrzymujemy wysoki poziom przeładunków.

Nie można ich jednak oczywiście porównywać z okresem szczytu przeładunkowego. W latach 2022-23 rocznie przeładowywaliśmy około 7,5 mln ton węgla w imporcie. Dziś jest to mniej, import wrócił do wielkości znanych z lat poprzednich (przewidujemy 4,5-5 mln ton węgla przeładowanego w 2024 r.).

Myślę, że obsługujemy około 50 proc. rynku. Ponadto, mamy zdywersyfikowany portfel towarowy: 60 proc. węgla, który przeładowujemy, to ten energetyczny, a resztę stanowi węgiel koksujący.

Mimo że mamy w Polsce dużego producenta węgla koksującego?

– To wynika z polityki poszczególnych koksowni i hut, ale także z tego, że do produkcji koksu o określonych parametrach potrzebny jest odpowiedni węgiel, którego w Polsce się nie wydobywa.

Zdarza się też, że przy produkcji koksu węgiel importowy i krajowy są mieszane. Ponadto węgiel pochodzący z importu pomaga producentowi koksu dywersyfikować portfel zakupowy.  

Jakie są perspektywy przeładunku węgla na drugą połowę 2024 r. i kolejne lata?

– Prognozuję, że Polska potrzebuje około 10 mln ton węgla energetycznego, pochodzącego z importu rocznie, aby się zbilansować. Moje oczekiwania zapewne zweryfikuje rok 2024, gdy zaobserwujemy roczną zmianę produkcji krajowej, zmianę poziomu importu oraz konsumpcję zgromadzonych zapasów.

To, że importując w dwa lata 31 mln ton, zjedliśmy dwa obiady jeden po drugim, nie znaczy, że nie potrzebujemy zjeść kolejnego… Może nie zawsze będzie to 10 mln, może w jednym roku 6 mln, w drugim 8 mln, ale import będzie cały czas potrzebny.

W dodatku, jak już sygnalizowałem, na polskim rynku występuje strukturalny brak węgla grubego dla odbiorców indywidualnych.  

Kiedy widać piki w imporcie węgla?

– Duży wpływ na ich występowanie ma praca energetyki i ciepłownictwa; intensyfikacja nastąpi pod koniec III kw., a w IV kw. pracują już z pełną mocą (oczywiście – w zależności od warunków pogodowych).

Pamiętajmy, że energetyka pracuje z dużą mocą również latem, z uwagi na zwiększone zapotrzebowanie energetyczne w tym okresie, kompensowane i wspierane przez odnawialne źródła.

Oczywiście import trzeba wcześniej „przeprocesować”. Odbywa się on sukcesywnie, proporcjonalnie do potrzeb. Jeśli dwa lata temu trzeba było importować na raz 7 mln ton, to robili to wszyscy. Teraz wracamy do stabilnej sytuacji rynkowej. Kiedy importer widzi możliwość zarobku, to po prostu sprowadza towar.

Polska będzie potrzebować 45-55 mln ton węgla. Różnica między tymi liczbami to pole dla importu

A co będzie, kiedy zużyjemy już węgiel sprawdzony w szczycie importu?

– Uważam, że nagłe skoki zainteresowania importem węgla występują w Polsce cyklicznie. W latach 2019-2020 było go za dużo, w roku 2022 brakowało go. Wynika to ze zróżnicowanych potrzeb rynku, ale także ze zmian możliwości produkcyjnych polskich kopalń.

Trzeba pamiętać, że potrzeby rynku są nie do oszacowania… Nie wiemy, jaka będzie zima, ile w systemie będzie energii odnawialnej, nie wiemy, kiedy ona będzie, nie wiemy też zatem, ile węgla zużyje energetyka. Tak naprawdę nie wiadomo też, co leży na zwałach…

Polski system będzie potrzebował 45-55 mln ton węgla, a różnica między tymi liczbami to pole dla importu.

Jak ta nieregularność rzutuje na waszą działalność?

– Mamy grupę towarową, która jest w miarę stabilna: to węgiel koksujący. I klientów z długoterminowymi kontraktami. Wszystko ponad to wynika z wykorzystywania sprzyjającej, bieżącej sytuacji rynkowej.

A przeładunki węgla w dłuższej perspektywie? Tego paliwa ma być coraz mniej.

– O najbliższe lata, powiedzmy: pięć, jestem spokojny. Długofalowo to będzie jednak wyzwanie.

Jesteśmy tego świadomi, szukamy alternatyw, żeby dywersyfikować grupy ładunkowe. Ale dopóki nie rozwiniemy energetyki atomowej w Polsce, dopóty węgiel – w mniejszej lub większej ilości – musi pozostawać w miksie energetycznym kraju, a Port Północny jest i będzie portem pierwszego wyboru.

Jesteśmy portem głębokowodnym. Mogą u nas cumować największe jednostki, które wpływają na Bałtyk. Dzięki temu renta geograficzna tak naprawdę obejmuje cały świat.

Inna kwestia, że trend światowy jest zupełnie inny niż w Unii Europejskiej… Chiny czy Indie zwiększają wydobycie i konsumpcję węgla z roku na rok – z uwagi na opłacalność.

Biznes węglowy rośnie na całym świecie, szczególnie w krajach, które silnie się rozwijają. W Polsce, jak zakładam, będziemy przechodzić z ilości na jakość.

Więcej postów