Ukraińskie śledztwo w polskich firmach. „Czy was, Polacy, pop…ło?”

Niezależny dziennik polityczny

Ukraina próbuje zwalczać korupcję przy dostawach broni, ale rachunek za łapówkarskie wpadki zrzuca na polskich dostawców. Przy czynnej pomocy naszej prokuratury.

– Czy was, Polacy, pop…ło? Żądamy natychmiastowego potwierdzenia, że nasza broń nie trafiła na Ukrainę – tak wyglądała rozmowa pracownika służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo wewnętrzne z jednym z szefów bułgarskiego przemysłu obronnego. Za sprawą co najmniej lekkomyślnej decyzji warszawskiego prokuratora ukraińskie służby dostały zaproszenie do prześwietlania polskich firm dostarczających broń na ukraiński front.

W najlepszym razie to działanie narażające na szwank bezpieczeństwo narodowe, w najgorszym będzie skutkować międzynarodowym skandalem, kosztownym arbitrażem i sukcesem propagandowym Rosji.

Siły specjalne

– Przyszli o szóstej rano – mówi Piotr Sapieżyński, właściciel Alfy, jednej z większych w Polsce firm zajmujących się obrotem specjalnym, czyli dostawami broni. Od początku 2022 r. dostarczył na Ukrainę sprzęt wojskowy wart setki milionów euro. – Ukraińcy domagali się przeszukania, ale polski policjant po spisaniu moich danych orzekł, że nie ma takiej potrzeby. Zabrano mnie do mojej firmy – dodaje Sapieżyński.

W siedzibie Alfy na warszawskim Powiślu ukraińscy agenci z pomocą naszej policji zajęli firmowe komputery i telefony. Zażądali też kopii umów z dostawcami broni i komponentów do jej produkcji i to wraz z cenami zakupu.

Już kilkadziesiąt minut później na Telegramie, rosyjskojęzycznym odpowiedniku Facebooka, jeden z członków ukraińskiej ekipy opublikował zdjęcia z przeszukania. Z podpisu wynika, że oto ukraińska służba antykorupcyjna NABU i Specjalna Prokuratura Antykorupcyjna z Ministerstwa Obrony Ukrainy wraz z polską policją dokonują przeszukań w polskiej spółce dostarczającej na Ukrainę broń. Powód? Uzasadnione podejrzenie nieprawidłowości.

Poszukiwacze zaginionej broni

– Historia ocenia nas za nasze czyny. Jesteśmy w kluczowym momencie na światowej scenie – mówił tuż po głosowaniu nad pakietem pomocowym dla Ukrainy spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson. 20 kwietnia po miesiącach zwłoki uchwalono wsparcie za prawie 61 mld dolarów.

Skutki tego opóźnienia widać na froncie, do ubiegłego tygodnia ukraińskie wojska traciły terytorium. Dopiero dopływ nowych dostaw i rodzajów broni poprawił sytuację obrońców Ukrainy.

Pierwsze 9 mld dolarów trafiło na Ukrainę ekspresowo, jako budżetowa kroplówka. Od początku roku brakujące w budżecie Ukrainy pieniądze na podtrzymanie aparatu państwowego dorzucali z własnej kieszeni głównie Norwegowie. Amerykańska pomoc finansowa zabezpiecza byt państwa na kilka miesięcy. Zanim jednak do uchwalenia kwietniowego pakietu doszło, Stany postawiły Ukrainie warunek: audyt dotychczasowych dostaw i sprawdzenie, ile pieniędzy i broni zaginęło po drodze z Zachodu na front.

Ilości niepoliczalne

10 stycznia 2024 r. Generalny Inspektorat Departamentu Obrony opublikował raport, z którego wynikało, że USA nie mogą się doliczyć 40 tys. sztuk broni przekazanej Ukrainie. To warte w sumie miliard dolarów drony, rakiety przeciwpancerne Javelin, wyrzutnie przeciwlotnicze Stinger, gogle noktowizyjne i inne rodzaje żołnierskiego wyposażenia. Na pewnym etapie Amerykanie próbowali rozwiązać problem za pomocą ręcznych skanerów kodów kreskowych podobnych do tych, które działają w supermarketach. Wysłali na Ukrainę 10 sztuk, ale ani jeden nie dotarł w pobliże frontu, wszystkie zaginęły po drodze. – Ustalenie, czy amerykańska broń trafiła na front, czy może została przekierowana i w ogóle nie znajduje się na Ukrainie, wykracza poza moje możliwości – mówił kilka tygodni temu w wywiadzie dla „New York Timesa” Robert Storch, generalny inspektor departamentu obrony. Przedstawiciele Interpolu sugerowali, że część militariów zamiast w ręce ukraińskich żołnierzy trafia do grup przestępczych, między innymi z Albanii.

Analogiczny problem dotyczył rozliczenia zakupów broni za gotówkę przekazywaną z USA i innych źródeł. To właśnie z powodu braku przejrzystości w zakupach Republikanie próbowali ostatnio zmienić sposób finansowania z darowizn na pożyczki. We wrześniu do pilnowania zagranicznych środków finansowych prezydent USA Joe Biden wysłał do Kijowa Penny Pritzker, byłą szefową departamentu handlu z czasów Obamy. Ale i to niewiele pomogło. Dopiero pod koniec roku, kiedy audyt zakupów broni i wyjaśnienie wątpliwości, że część pieniędzy rozpłynęła się w powietrzu, stały się warunkiem wypłaty kolejnego pakietu, ukraińska prokuratura wojskowa i NABU (zbudowana po Majdanie za amerykańskie pieniądze służba antykorupcyjna) ruszyły do akcji. Tylko że nie w Ukrainie.

Pod koniec roku ukraińscy prokuratorzy zwrócili się do swoich kolegów po fachu z Rumunii, Bułgarii, Polski i Czech o pomoc w śledztwach w sprawie zawyżania cen w dostawach broni. Do Polski stosowny list dotarł 1 grudnia 2023 r. – Chodziło o pomoc w zabezpieczeniu komputerów i innych nośników danych, ich kopii binarnych i wszelkich dokumentów związanych z dostawami broni – mówi pracownik warszawskiej prokuratury okręgowej.

Dokumenty niejawne

Odmowa w takiej sytuacji to formalność. Ujawnianie krajom trzecim tajemnic spółek zajmujących się obrotem specjalnym czy produkcją broni to działanie na szkodę bezpieczeństwa narodowego. W szczególności w kraju należącym do NATO. Dlatego prokuratury odpytane przez stronę ukraińską grzecznie odmówiły. Poza jedną. Ryszard Rogatko z Prokuratury Okręgowej w Warszawie dał ukraińskim służbom zielone światło na przeszukania, zabezpieczanie nośników danych i skopiowanie ich zawartości. Łącznie z informacjami o tym, co, gdzie i za ile od danych firm kupuje polskie wojsko. I gdzie, za ile i jak serwisuje swoją flotę, samoloty czy torpedy.

Żeby ich działania były zgodne z prawem, ukraińskim agentom musi towarzyszyć ktoś ze strony polskiej. Z naszych informacji wynika, że ABW i CBA odmówiły udziału w przeszukaniach polskim firm. Obrót specjalny to ściśle kontrolowana branża, często obsadzona przez służby albo ich byłych pracowników. Każda transgraniczna transakcja sprzedaży wymaga zgody polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i potwierdzenia ze strony odpowiedniego resortu drugiego kraju. Samo podejrzenie oszustwa w tym obrocie obciążałoby ABW czy CBAPoza tym oddawanie służbom krajów trzecich wrażliwych danych to jednak rzecz niespotykana. Gdyby, dla przykładu, polska prokuratura wojskowa uznała, że przepłacamy za amerykańskie czołgi Abramsy czy koreańskie armatohaubice K9, to najpierw odpytałaby na tę okoliczność osoby odpowiadające za zamówienia dla polskiej armii. Prośba o pomoc prawną od prokuratury z USA albo Korei w zajmowaniu komputerów w General Dynamics (producent Abramsów) czy w Hanwha Defence (producent K9) zostałaby wyśmiana. Sprzedającemu trudno zarzucić, a jeszcze trudniej udowodnić w sądzie, że sprzedał coś za drogo.

Licencja dla każdego

W Polsce, jak wiadomo nieoficjalnie, ukraińskie kontrole obejmują obecnie 16 firm, w tym w zagłębiu w handlu bronią, jakim w ostatnich dwóch latach stało się Podkarpacie. Powodem boomu jest przede wszystkim wojna w Ukrainie, ale także bodaj najbardziej liberalne w UE przepisy dotyczące handlu bronią. Licencje na taki biznes wydaje MSWiA i mogą się takim biznesem zajmować także obcokrajowcy, co w innych krajach Unii jest nie do pomyślenia. A jakby tego było mało, udziałowców albo akcjonariuszy posiadających poniżej 19 proc. udziałów w podmiotach handlujących bronią nie kontrolują polskie służby. Ktoś, kto chciałby sprowadzić do Polski dużą ilość broni i pozostać anonimowym, może założyć sześć spółek, które z kolei wspólnie założą firmę obracającą bronią. Jednym ze skutków tak liberalnych przepisów jest wzrost dostępności broni dla działających w kraju grup przestępczych. Odczujemy to w nieodległej przyszłości.

Ukraińscy pośrednicy

O tym, że Ukraińcy szykują śledztwa, Piotr Sapieżyński dowiedział się od Bułgarów miesiąc wcześniej. W przypadku spółki Alfa chodziło o kilka umów, między innymi na dostawę rakiet Grad.

O tym, że współpraca handlowa z ukraińskim Ministerstwem Obrony (MO) bywa trudna, mówi się w branży od dwóch lat. Od jesieni jest jeszcze gorzej.

We wrześniu szef resortu obrony Oleksij Reznikow stracił stanowisko. Bezpośrednim powodem, po fali doniesień o korupcji przy dostawach sprzętu dla armii, było ujawnienie przez dziennikarzy zakupu za 30 mln dolarów kiepskiej jakości mundurów w zarejestrowanej w Turcji firmie. Jej współwłaścicielem był 26-letni Oleksandr Kasaj, kuzyn posła prezydenckiej partii Sługa Narodu.

Jednym ze skutków zmiany na stanowisku ministra był nowy zaciąg do podlegającej MO agencji odpowiadającej za zakupy. Przyszli tam ludzie niezwiązani z wojskiem, co jest akurat dobre, ale tak wywindowali warunki przetargowe, że w zasadzie żaden zachodni dostawca ich nie spełnia. – Producent rakiet musi ujawnić skąd i za ile kupił do nich komponenty. W branży, w której liczy się poufność, to nie działa.

Problemów z wystawianiem dokumentów odbioru nie mają za to należące w 100 proc. do MO dawne centrale handlu zagranicznego takie jak Progres. Dlatego zachodni sprzęt trafia na Ukrainę zwykle przez takich pośredników.

W przypadku spółki Alfa powodem kontroli było kilka transakcji. Chodziło między innymi o dostawy amunicji kaliber 122 do sowieckiej haubicy D-30. Pierwszą partię pocisków Alfa sprzedała ukraińskiemu resortowi obrony za ok. 750 euro za sztukę. Drugą – do centrali Progres za ok. 200 euro więcej. – Różnica w cenie była istotna i wynikała z odmiennej specyfikacji technicznej. Pociski w dostawie dla Progresu miały zwiększony ładunek prochowy i co za tym idzie większy zasięg – tłumaczy Piotr Sapieżyński.

Podobnie było, jak twierdzi, z rakietami do wyrzutni BM-21 Grad. Pierwszą partię jego firma dostarczyła na Ukrainę w cenie ok. 2,5 tys. euro, drugą już po ok. 6 tys. euro. Tu też różnicę w cenie uzasadniają techniczne dysproporcje. Tańsze Grady miały 20 km zasięgu, te droższe 40 km. Analogiczne rakiety polskie wojsko kupuje wielokrotnie drożej.

Na potwierdzenie różnic technicznych szef Alfy przedstawia dokumenty, także te potwierdzające odbiór sprzętu w danej specyfikacji. To jednak nie kończy sprawy, która będzie miała ciąg dalszy. Tyle że nie taki, o jaki chodziło stronie ukraińskiej.

Bułgarski trop

Zajmując komputery i przejmując za zgodą prokuratora Rogatki dokumentację Alfy, NABU i ukraińscy prokuratorzy uzyskali dostęp do informacji wewnętrznych spółki. W tym źródeł pochodzenia niektórych elementów służących do składania wspomnianej rakiety Grad.

Powszechnie wiadomo, że krajem, który produkuje najwięcej (obok Rosji) poradzieckiego sprzętu, wojskowego jest Bułgaria. To między innymi rakiety, amunicja 122 i 152 mm i granatniki rpg – podstawa arsenałów wojsk Układu Warszawskiego. Wszystko produkowane dziś na rosyjskiej licencji.

Szkopuł w tym, że bułgarski parlament w 2022 r. przegłosował przepisy zakazujące wysyłania produkowanej w kraju broni na Ukrainę. I producenci trzymali się tej zasady, ale sprzedawali swój sprzęt odbiorcom z innych krajów. Rosjanie dobrze znają broń, której Ukraina używa na froncie i wiedzą, które egzemplarze pochodzą z Bułgarii. Ale do tej pory nie mieli pełnej wiedzy, którymi kanałami ta broń do Ukrainy trafia. – Ukraińskie śledztwo w Polsce oznacza, że taką wiedzę już uzyskali, co może się zakończyć nie tylko międzynarodowym skandalem, ale też wytoczeniem przez Rosję międzynarodowego arbitrażu. Zgodnie z umowami licencyjnymi broń z Bułgarii nie miała prawa trafić na Ukrainę – mówi Piotr Sapieżyński.

Swego czasu doszło już do podobnego skandalu. Zaraz po napadzie Rosji na Krym Rosjanie odkryli na polu walki broń produkowaną w Serbii na ich licencji. Dokumenty na ową broń wystawiła strona polska, ale kwity potwierdzające, jak było naprawdę, zaginęły na Ukrainie i odnalazły się w Rosji. Efektem była polityczna awantura i obietnica, że Serbowie, drudzy, bo Bułgarii producenci postsowieckiego sprzętu, nie będą już handlować z Polakami. Problemy mieli też Czesi, gdzie rosyjski wywiad wojskowy w odwecie za dostarczanie broni do Ukrainy wysadził w 2014 r. w powietrze magazyny broni w Vrbieticach.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie i ukraińskie NABU nie odpowiedziały na pytania „Newsweeka” w sprawie prowadzonych w Polsce śledztw.

Więcej postów