„Kobiety w Polsce nie są bezpieczne. To jest olbrzymi problem społeczny”

Niezależny dziennik polityczny

— W sytuacji zaskoczenia jedynym wyjściem jest reakcja odwracająca uwagę. Czyli tak zwana technika odchodzenia. Dziś, po zabójstwie Lizy z Białorusi, wypowiada się wiele grup feministycznych, czy nawet zwykłych ludzi. Wszyscy mówią: trzeba reagować, krzyczeć. I ja czytam te wypowiedzi, ale uważam, że przede wszystkim trzeba mieć kompletną świadomość tego, w jakiej sytuacji została postawiona tak młoda dziewczyna — mówi w rozmowie z Onetem Grażyna Ferra-Kopocińska, była funkcjonariuszka służb celnych i autorka programu „Sama się obronię”.

  • Grażyna Ferra-Kopocińska prowadzi warsztaty samoobrony dla kobiet. Mówi o tym, jak reagować, gdy jesteśmy ofiarą napaści i tłumaczy, jakie mechanizmy są najbardziej skuteczne
  • Podkreśla, że w sytuacji zagrożenia kobieta przez około 3 do 5 sekund nie jest w stanie wydać z siebie dźwięku
  • Po zabójstwie Lizy z Białorusi, wiele osób zwraca uwagę na potrzebę podniesienia świadomości i edukacji w zakresie samoobrony i reagowania na agresję

Po brutalnym ataku w centrum Warszawy, na skutek którego zmarła młoda 25-letnia kobieta, przedstawiciele władz miasta oraz organizacje zajmujące się ochroną praw kobiet zastanawiają się jak zwiększyć bezpieczeństwo Polek. Grażyna Ferra-Kopocińska jest specjalistką w zakresie samoobrony kobiet i przez lata pracowała w służbach, była także żołnierzem. Dziś prowadzi warsztaty, podczas których uczy kobiety, jak podnieść swój poziom poczucia bezpieczeństwa.

Anna Frydrychewicz, Onet: Jak się nauczyć bronić przed napastnikiem?

Po pierwsze, żeby umieć się obronić fizycznie, trzeba mieć świadomość, jaki rodzaj zagrożenia może nas spotkać.

Skąd wziąć tę świadomość i wiedzę?

Na przykład z kursów samoobrony. Obecnie prowadzę warsztaty na bazie swojej praktyki i doświadczenia wieloletniej pracy z mężczyznami, między innymi w służbach. Piętnaście lat pracowałam w służbie celno-skarbowej w Wydziale Zwalczania Przestępczości. Byłam instruktorem taktyki, techniki interwencji oraz wyszkolenia strzeleckiego. Jako jedyna kobieta przeszłam te wszystkie weryfikacje i byłam instruktorem obu dziedzin. Zwolniłam się, poszłam na emeryturę i przez rok byłam żołnierzem zawodowym, tam również prowadziłam warsztaty dla kobiet.

Dziś zajmuję się głównie szkoleniem kobiet na temat tego, jak powinny się bronić w sytuacji zagrożenia. Pokazuję, jak radzić sobie w sytuacji, gdy napadnie nas mężczyzna, a jak w sytuacji, gdy agresorem jest kobieta. To istotne, obecnie obserwuję wśród nastolatek ogromny problem w relacjach z drugą dziewczyną i mnóstwo sytuacji agresywnych. To jest temat tabu, mało kto o tym uczy.

A co jest najważniejsze, kiedy już zostałyśmy zaatakowane?

Trzeba pamiętać o tym, że kobieta w sytuacji zagrożenia przez około 3 do 5 sekund nie jest w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Jeśli na przykład zostaje zaskoczona od tyłu, ponieważ zagłuszona jest jej intuicja jakimiś czynnikami zewnętrznymi, choćby w postaci telefonu, to niestety nie jest w stanie nic zrobić. Jeśli dodatkowo nigdy nie miała do czynienia z agresorem, a została wychowywana w taki sposób, że wmówiono jej, że nie ma prawa krzyczeć, podnosić głosu, że musi się poddać pewnym rodzajom dominacji, to ona w ciągu jednej chwili staje się kobietą bezbronną.

To co jest naszą szansą, żeby się uratować podczas takiego ataku?

W sytuacji zaskoczenia jedynym wyjściem jest reakcja odwracająca uwagę. Czyli tak zwana technika odchodzenia. Dziś, po zabójstwie Lizy z Białorusi, wypowiada się wiele grup feministycznych, czy nawet zwykłych ludzi. Wszyscy mówią: trzeba reagować, krzyczeć. I ja czytam te wypowiedzi, ale uważam, że przede wszystkim trzeba mieć kompletną świadomość tego, w jakiej sytuacji została postawiona tak młoda dziewczyna.

Mówi się, że ona nie znała agresora, że była przypadkową ofiarą. Powiem szczerze, jako osoba mająca ogromne doświadczenie w aspekcie ofiar i przemocy. Rzadko zdarza się, że ich ofiarami gwałcicieli są przypadkowe osoby. Przeważnie są to wyczekiwane, wypatrzone ofiary, a cała ta sytuacja wizualizuje się jakoś w oczach oprawcy. Lizie przystawiono nóż, została zaszantażowana. Uważam, że nigdy wcześniej nie uczestniczyła w żadnym szkoleniu, nie wiedziała, jak się zachować. Została zdominowana przez oprawcę.

Nie wiemy też, jak on się do niej odzywał. Tak młodej osobie czasem wystarczy wyzwisko, krzyk, szarpnięcie i to sprawia, że agresor jest po prostu szybszy, bo już samo jego zachowanie jest totalnie obezwładniające. Byłabym osobą lekkomyślną, mówiąc, że ona się mogła obronić. Dodajmy jeszcze, że była w obcym kraju, więc dużą rolę odgrywa tu jeszcze brak zaufania do tego społeczeństwa, bo wiadomo, że nieważne, ile lat mieszkamy w obcym kraju, to jest zawsze obcy kraj. Dodajmy brak zaufania do wymiaru sprawiedliwości, do wszystkiego, lęk bycia samej w tym wszystkim.

Dlaczego nikt nie zareagował?

To fakt, dziś skupiamy swoją uwagę tak naprawdę na osobach, które przechodziły obok i były obojętne. Ale czy my edukujemy ludzi? Czy mówimy im o tym, w jaki sposób zachować się, kiedy widzą zagrożenie? Absolutnie nie ma takiej edukacji, a ona powinna się zacząć od szkoły podstawowej. Kiedy widzę zagrożenie, dzwonię najpierw do wymiaru sprawiedliwości, czyli albo policja, albo numer alarmowy. Dzwonię, a potem oddalam się w bezpieczne dla siebie miejsce. Bo jeśli ja będę starała się ratować osobę, która jest w zagrożeniu, to jeśli agresor ma nóż, sama mogę stać się ofiarą. Muszę być żywa, żeby móc pomóc.

Po drugie, szukam osoby do pomocy i co jest ważne, muszę ją konkretnie wskazać. Mówię na przykład: „Słuchaj, ty w zielonej kurtce, chodź mi pomóc”. Raz, że ta osoba już została wskazana, więc czuje się, ważna, wzrasta jej poczucie sprawczości, a ja już nie jestem sama. Druga sprawa, że osoba, która wzywała pomoc, musi mieć wolny telefon, bo nie wiadomo, czy ktoś ze służb do niej nie oddzwoni, żeby doszukać się lokalizacji. Może ktoś z policji będzie potrzebował jakiś dodatkowych informacji? Warto, by druga osoba nagrywała całą sytuację, bo często w sytuacji stresowej zapominamy, co takiego się wydarzyło. Istotne, żeby ktoś to zarejestrował i dopiero potem odciągnął głośnym krzykiem uwagę oprawcy od ofiary. To są minuty, to są czasem setne minuty, jak odciąga, odciąga, z głośnym krzykiem, odciąga. Zróbmy jakiś hałas, włączmy światła w samochodzie…

Ale czego nie wolno robić?

Nie rzucamy cegłą, bo zaraz się okaże, że to my będziemy sprawcami i uszkodziliśmy ofiarę. Jeśli sprawca zacznie uciekać, to rejestrujmy wszystko, co się dzieje, opiszmy agresora. Wyłapmy wszystkie detale, typu „mężczyzna w zielonej kurtce”, żeby jak najlepiej określić osobę, która po prostu jest sprawcą zagrożenia. Biec za sprawcą możemy tylko wtedy, gdy ofiara jest w stanie sama się sobą zająć. Nigdy nie robimy niczego w pojedynkę. Zawsze musi być ktoś, kto nas wspiera.

Czy kobiety w Polsce są bezpieczne?

Kiedy byłam w służbie, to miałam wrażenie, że tak. Ale jak wyszłam ze świata cyberprzestrzeni do świata społecznościowego i stworzyłam profil „bezpieczna kobieta” w lutym zeszłego roku, to jestem w stanie oficjalnie powiedzieć, że nie.

Pisze do mnie mnóstwo kobiet, a i tak nie udostępniam wszystkich wiadomości dotyczących gwałtów, molestowania, przemocy, mobbingu. Spektrum jest ogromne, to jest olbrzymi problem społeczny. A kobiet się w ogóle nie edukuje. Nie ma programu edukacji o bezpieczeństwie dla kobiet. Kiedy zgłaszają się do mnie firmy i proszą o warsztaty, chcą, żeby to były warsztaty dla mężczyzn, nie dla kobiet. Tymczasem zupełnie inne techniki stosuje się na mężczyznach, a zupełnie inne na kobietach. Tego się nie da połączyć. Mężczyzna reaguje fizycznie, on ma siłę, a kobieta ma jej mniej. My, kobiety, musimy mieć technikę, musimy wiedzieć, gdzie uderzyć, żeby zabolało. I to wcale nie jest krocze.

Źródło: onet.pl

Więcej postów