Polska potrzebuje budowy rezerw osobowych Sił Zbrojnych. Jak to zrobić?

Niezależny dziennik polityczny

Wojna na Ukrainie pokazała, że posiadanie odpowiednio wyszkolonych rezerw jest kluczowe dla utrzymania bezpieczeństwa państwa. Jak Polska powinna budować swoje rezerwy?

Co jakiś czas powraca temat odwieszenia zasadniczej służby wojskowej, która została zawieszona w 2009. Wówczas niemal jednogłośnie parlament przyjął ustawę, którą kilka tygodni później podpisał prezydent Lech Kaczyński. Armia miała stać się niemal całkowicie zawodowa. Niestety zapomniano przy tym o budowaniu rezerw.

W 2005 Siły Zbrojne liczyły 130 tys. żołnierzy, w tym 78 tys. poborowych. Ówcześni 18-20-latkowie dobiegają już czterdziestki. Niewiele młodsi są rezerwiści z ostatniego rocznika, który spędził w kamaszach dziewięć miesięcy. Jak pokazała wojna na Ukrainie żołnierze w tym wieku są w znacznie gorszej kondycji fizycznej od dwudziestoparolatków. Częściej generują straty niebojowe – chorują, są przemęczeni. Gorzej znoszą trudy walki okopowej.

Ukraiński przykład pokazał także, że szkolenia przypominające dla rezerwistów nie zawsze spełniają swoje zadanie. Żołnierze w krótkim czasie nie są w stanie przyswoić nowej wiedzy, więc utrwalane są jedynie wiadomości, które wynieśli z armii przed dwudziestu laty. Od tamtej pory wiele się zmieniło, mimo że szelki-dusicielki nadal są wydawane.

Problemem jest nie tylko program szkolenia, ale także skala szkolenia. Jeszcze w 2008 w szkoleniach wzięło udział 45 tys. rezerwistów. W 2013 było to zaledwie 3 tys. osób. Rok później 7,5 tys., a w 2015 przeszkolenie przeszło 14,5 tys. rezerwistów. Dopiero kiedy do władzy doszło PiS szkolenia rezerw nabrały tempa. W 2016 przeszkolono aż 36 tys. osób. W czasie pandemii udało się przeprowadzić szkolenia przypominające dla 20 tys. rezerwistów. Już po wybuchu wojny na Ukrainie na przeszkolenie planowano wezwać 50 tys. osób, ostatecznie przeszkolono 12,3 tys. Czy to dużo?

Jakie rezerwy?
Rosjanie obecnie posiadają armię liczącą 1,3 mln żołnierzy. W ciągu najbliższych lat planują powiększyć ją o kolejne 200 tys. Najważniejsze jednak jest to, że posiadają wyszkolone rezerwy na poziomie 25 mln ludzi. Inną kwestią jest jakość tych rezerwistów. Jedna czwarta mieszkańców Federacji Rosyjskiej żyje w stanie, który przez ONZ jest określany jako bieda. Najniższe wskaźniki zamożności odnotowuje się obwodzie kurgańskim, pskowskim, tomskim, kirowskim, w Kraju Ałtajskim i Zabajkalskim oraz republikach Dagestanu, Tuwy, Jakucji i Kałmucji.

Stamtąd pochodzi największa grupa rezerwistów. Mieszkańcy republik Kaukazu i Syberii są w znacznie gorszym stanie fizycznym, niż mieszkańcy innych części Federacji. Są niżsi, słabsi i niedożywieni. Zwłaszcza dotyczy to Dagestanu i Kałmucji. Mieszczą się one w wszystkich statystykach biedy w pierwszej trójce. Na najwyższym stopniu najczęściej znajduje się Dagestan. Kreml i tak zamiast jakości idzie w ilość, więc nikomu nie przeszkadza, że są gorzej wykształceni, wyszkoleni i gorzej wyglądają fizycznie.

W Polsce zgodnie z reformą z 2009 Narodowe Siły Rezerwowe miały liczyć 30 tys. żołnierzy. Osoby, które przeszły kwalifikację wojskową i trafiały do rezerwy nie przechodziły żadnego szkolenia wojskowego. Ćwiczenia obejmowały jedynie tych, którzy przeszli wcześniej szkolenie podczas Zasadniczej Służby Wojskowej. W ten sposób powstała dziura pokoleniowa, którą trudno obecnie wypełnić.

Reforma
Obecnie Ministerstwo Obrony Narodowej nie są prowadzi prac, dotyczących przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej w ramach powszechnego obowiązku obrony. Jednak ustawa o Obronie Ojczyzny, przygotowana przez ekipę Mariusza Błaszczaka ustanawia zasadniczą służbę wojskową w dwóch postaciach: dobrowolnej i obowiązkowej (Prezydent podpisał Ustawę o Obronie Ojczyzny, Kolejni żołnierze dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej).

Ochotnicy powołani na szkolenie zakończone przysięgą będą mogli liczyć na uposażenie ok. 4400 zł brutto miesięcznie. W dodatku ministerstwo gwarantuje stałe zatrudnienia dla żołnierzy, którzy zakończą etap dobrowolnej służby wojskowej. Całość procedury przejścia na zawodowstwo będzie trwała rok. Podzielono ją na dwa etapy: 28-dniowe szkolenie podstawowe i 11-miesięczne szkolenie specjalistyczne. Ochotnicy, jak i żołnierze aktywnej rezerwy, będą mieć pierwszeństwo w powoływaniu do służby zawodowej na stanowiska przeznaczone dla szeregowych żołnierzy zawodowych. Ma to być kolejny sposób na szybkie uzupełnienie braków kadrowych w przypadku braku możliwości obsadzenia wakatów.

Zmieniono także zasady służby w rezerwie. Ustawodawca dodał tzw. rezerwę pasywną, w której mają znaleźć się osoby po kwalifikacji wojskowej, które nie złożyły przysięgi i osoby, które zakończyły służbę i nie wyrażają chęci na pozostanie w rezerwie czynnej. Nie wszystkie programy są jednak przemyślane i odpowiednio dostosowane do potrzeb amii. Dotyczy to zwłaszcza Legii Akademickiej, która kształci kadry na wakacyjnych kursach. Bez podtrzymania umiejętności taki kapral po studiach mało związanych z obronnością nie będzie wartościowym żołnierzem.

Nowa rola?
W tym przypadku ogromne znaczenie mogłyby odegrać Wojska Obrony Terytorialnej (WOT), które mają bardzo dobrze opracowany krótki, szesnastodniowy cykl szkolenia i kursy weekendowe. W oparciu o te schematy można prowadzić kursy dla poborowych, a potem podtrzymywać umiejętności, które wystarczą na początkowym etapie szkolenia żołnierza lekkiej piechoty (Rusza Aktywna Rezerwa w WOT, Nowe zadania dla Wojsk Obrony Terytorialnej).

To rozwiązanie mogłoby choć w minimalnym stopniu uzupełnić stany rezerwistów. W podobny sposób pobór utrzymują wprawdzie państwa skandynawskie. W ich przypadku jest to tylko uzupełnienie armii zawodowej, w tym ochotniczych formacji podobnych do polskich WOT.

W ten sposób nie wyszkoli się specjalisty – dowódcy wozu, operatora systemów radarowych, czy skomplikowanych systemów artyleryjskich i przeciwlotniczych. Jednak jest wystarczające do przekazania podstawowej wiedzy – obsługi broni, poruszania się, podstaw taktyki, ratownictwa pola walki. W przypadku zbliżającego się zagrożenia pozwoli to skrócić szkolenie docelowe.

Dobrze to było widać na przykładzie Ukrainy, która dzięki utrzymywaniu dziewięciomiesięcznej zetki posiadali wstępnie przygotowanych rezerwistów. Jeszcze w 2015 Kijów rozważał całkowitą rezygnację z obowiązkowego poboru. Zmieniono zdanie ze względu na trwający w Donbasie konflikt i rosnące zagrożenie ze strony Rosji.

W przypadku Polski takiego zagrożenia nie ma, dlatego system wprowadzony przez WOT byłby odpowiedni dla powszechnego szkolenia poborowych. Przy tym nie obciążałby nadmiernie budżetu, nie wymagałby rozbudowanej infrastruktury koszarowej i nie powodowałby utraty przez młodych ludzi kilku miesięcy życia. Trzeba by było przy tym usprawnić system selekcji poborowych, aby w kamasze trafiały osoby, które faktycznie nadają się do służby. Do tego jednak potrzebna jest zmiana mentalności. Dla armii może to być zbyt trudne.

Źródło: milmag.pl

Więcej postów