Afera na Dolnym Śląsku. PiS-owska ABW nielegalnie inwigilowała lidera Bezpartyjnych Samorządowców

Niezależny dziennik polityczny

Opanowane przez ludzi PiS służby specjalne nielegalnie inwigilowały Roberta Raczyńskiego, prezydenta Lubina, lidera Bezpartyjnych Samorządowców i koalicjanta PiS w sejmiku dolnośląskim. Agenci nie tylko ściągnęli setki jego rozmów z popularnego komunikatora, podsłuchiwali rozmowy i rejestrowali spotkania, ale także w jego samochodzie zainstalowali sprzęt szpiegujący jego ruchy, a nocą wchodzili również do jego domu. Poznaliśmy kulisy tej operacji.

  • Do dziennikarzy Onetu i Superwizjera trafiło prawie tysiąc stron stenogramów z rozmów, które za pośrednictwem komunikatora internetowego mieli prowadzić ze sobą prezydent Lubina Robert Raczyński i jego bliski współpracownik Andrzej Pudełko
  • Z materiałów wynika, że Raczyński i czołowi politycy PiS czerpią zyski z zatruwania środowiska i zakopywania śmieci na Dolnym Śląsku. W rozmowach Raczyńskiego i Pudełki pojawiają się także dotyczące ich skandaliczne wątki obyczajowe
  • — Nielegalną inwigilację prowadziliśmy na zlecenie naszego przełożonego z ABW, kapitana Marcina P., który nie ukrywał swoich propisowskich sympatii. On nie działał samowolnie, na tak dużą akcję musiał mieć zgodę przełożonych oraz czynnika politycznego — ujawnia funkcjonariusz ABW biorący udział w inwigilacji
  • Robert Raczyński od kilku miesięcy wie, że trafiła do nas obszerna korespondencja kompromitująca jego i polityków PiS. Twierdzi, że to bzdury, ale nie zawiadomił prokuratury, że padł ofiarą inwigilacji. Za to w ostatniej chwili wycofał się ze startu w niedawnych wyborach do Sejmu
  • Dzisiaj o 22.40 w telewizji TVN zostanie wyemitowany reportaż „Brudna gra” — wspólny materiał Onetu i „Superwizjera” na temat nielegalnej inwigilacji na Dolnym Śląsku

Robert Raczyński to jedna z najważniejszych politycznych figur na Dolnym Śląsku. Prezydentem niewielkiego, ale ważnego na politycznej mapie Polski Lubina – tu siedzibę ma bowiem państwowy gigant miedziowy KGHM – był już w latach 1990-1994.

Od roku 2002 rządzi miastem nieprzerwanie, wygrywając kolejne wybory już w pierwszej turze.

Raczyński jest również liderem środowiska Bezpartyjnych Samorządowców, którzy przed wyborami prezydenckimi w 2015 r. wykreowali, jako kandydata na głowę państwa, Pawła Kukiza. Jego prowadzona ze stolicy polskiej miedzi kampania dała wówczas muzykowi trzecie miejsce i głos co piątego biorącego udział w wyborach Polaka. Tak rozpoczęła się późniejsza kariera parlamentarna Kukiza.

O Bezpartyjnych głośno było także pięć lat temu, przy okazji ostatnich wyborów samorządowych. Dzięki zawiązanej z nimi koalicji władzę nad Dolnym Śląskiem, po raz pierwszy w historii, objęło Prawo i Sprawiedliwość. Rozmowy o przyszłej współpracy prowadził wówczas z Raczyńskim osobiście szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk, który do Wrocławia przylatywał rządowym samolotem.

Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi prezydent Lubina zgłaszał jeszcze większe ambicje. W 2023 r. chciał do nowego Sejmu wprowadzić co najmniej kilkudziesięciu ludzi i pełnić w nim rolę „języczka u wagi”, zdecydować, z kim Bezpartyjni stworzą rząd.

Akcja ABW bez zatwierdzenia sądu i prokuratury

Informacje o mającej trwać wiele miesięcy inwigilacji Raczyńskiego i jednego z jego najbliższych współpracowników z lubińskiego magistratu – Andrzeja Pudełki, do dziennikarzy Onetu i Superwizjera TVN spływały od zeszłego roku. Wiemy, że cała akcja prowadzona była nielegalnie: bez wiedzy i zatwierdzenia sądu oraz prokuratury.

Trafiło do nas blisko tysiąc stron stenogramów prywatnych rozmów prowadzonych przez obu mężczyzn za pomocą jednego z popularnych komunikatorów internetowych.

Mamy też inne materiały dokumentujące operację: zdjęcia z ich obserwacji, czy z próby zakładania urządzeń szpiegujących na samochodach Raczyńskiego i Pudełki. Wiedzę o inwigilacji zweryfikowaliśmy w rozmowach z kilkoma oficerami ABW bezpośrednio w nią zaangażowanych.

Ze stenogramów wyłania się obraz brudnego politycznego świata, w którym władza jest przepustką do robienia ogromnych interesów, przede wszystkim w przynoszącej ogromne zyski branży gospodarowania odpadami.

W rozmowach padają nazwiska już wcześniej łączonych ze śmieciami ówczesnego szefa KPRM Michała Dworczyka i szefa gabinetu politycznego premiera Mateusza Morawieckiego — Krzysztofa Kubowa.

To Michał Dworczyk, jak ujawnił w 2022 r. były już członek Bezpartyjnych Samorządowców i radny sejmiku dolnośląskiego Patryk Wild, miał naciskać na odstąpienie od kontroli dolnośląskich wysypisk śmieci. Tamte słowa Dworczyka miał słyszeć jego partyjny kolega — Krzysztof Kubów i nie reagować. Dodajmy, że żona Kubowa od kilku lat sama prowadzi firmę zajmującą się gospodarowaniem odpadami.

Oto efekt naszego wielomiesięcznego śledztwa.

Kapitan Marcin zleca inwigilację prezydenta Lubina

Opowiada jeden z funkcjonariuszy ABW bezpośrednio zaangażowany w akcję przeciwko prezydentowi Lubina, który zgodził się z nami spotkać po zagwarantowaniu mu pełnej anonimowości:

— Na początku sądziłem, że jadę do Lubina robić jakąś ciekawą grupę przestępczą działającą w śmieciach, że to po prostu kolejna interesująca robota. Nie wnikałem w kulisy, w aspekty formalne, nie obchodziło mnie to. Nasz przełożony Marcin P. początkowo wiarygodnie tłumaczył nam, po co to wszystko robimy. Potem zaczęło to się zmieniać. Marcin P. w końcu wyartykułował wprost, że planem centralnym jest powstanie i rozwinięcie spółki Orlen Recykling. Ponad wszelką wątpliwość pojawił się więc tutaj interes pisowski, z którą to partią Marcin P. zresztą sympatyzował. Wyglądało na to, że chodzi o zebranie haków na wszystkich działających w śmieciach, by mieć na nich „trzymanie”, by ich szachować i czerpać rozmaite zyski, także finansowe.

Marcin P. to kapitan ABW związany z Centrum Prewencji Terrorystycznej delegatury tej służby w Poznaniu. Na co dzień mieszka na Dolnym Śląsku — sprawy regionu są mu zatem doskonale znane.

Swoim podwładnym wydać miał polecenie przyjrzenia się — jak go określił — „układowi lubińskiemu”. Miasto, choć niewielkie, to ważny ośrodek, w którym krzyżują się interesy z pogranicza polityki, biznesu i służb specjalnych. W funkcjonującym na jego obrzeżach kombinacie miedziowym zawsze dochodzi z tego powodu do wielu konfliktów i gier.

Marcin P. polecił technikom ABW nie inwigilację kogokolwiek z KGHM, ale całodobowy nadzór nad tym, co robią, gdzie bywają i z kim się spotykają prezydent Lubina Robert Raczyński i jego zaufany współpracownik, urzędnik Andrzej Pudełko.

Podsłuchy, włamania do telefonów i komputerów, wejścia „na śpiocha”

Swoje działania agenci muszą dokumentować i na bieżąco zdawać z nich relacje Marcinowi P. Na zdjęciach i filmach, które dostaliśmy, widać, jak zakładają urządzenie szpiegujące na autach figurantów, czy próbują wchodzić do ich domów nocą.

By nie zostawiać po sobie zbyt wielu śladów, akcja zostaje wyprowadzona poza ABW.

Funkcjonariusze, przy pomocy jednego z przedsiębiorców z Wrocławia, rejestrują w stolicy Dolnego Śląska spółkę. Jej adres to wirtualne biuro w centrum miasta, faktycznie działania prowadzą jednak z wynajętego na te potrzeby mieszkania w jednym z blokowisk.

— Rzeczywista siedziba tej firmy to była taka większa piwnica: pokój z kuchnią i jednym oknem. Przywieziono tam całą masę komputerów, elektroniki, biurka, kasę pancerną, w której trzymaliśmy gromadzone materiały. Była to także nasza baza wypadowa — opowiada nasze źródło z ABW.

Według jego relacji operacja prowadzona była „na bogato”: prócz stałej obserwacji Raczyńskiego i Pudełki, zainfekowano ich telefony, sprzęt domowy, a nawet urządzenia w lubińskim ratuszu.

— Włamanie się do komputerów w urzędzie było przeprowadzone po mistrzowsku — opowiada oficer agencji. — Nasi ludzie weszli tam na legendzie petenta, który udaje się do urzędu w biały dzień, po czym „zgubili” pendrive’y. W 90 proc. przypadków każdy, kto znajduje taki nośnik, podnosi go, wsadza do komputera, żeby zobaczyć, co tam jest. I tak doszło do infekcji. W tym samym czasie samochód techniczny stał w pobliżu urzędu i sprawdzał, czy ta infekcja zakończyła się powodzeniem. Celem tej akcji było uzyskanie dostępu również do korespondencji wewnątrz urzędu.

Doszło także — jak przekonują nasze źródła — do wchodzenia nocą do domów Raczyńskiego i Pudełki, metodą na tzw. śpiocha. W taki sposób udało się zamontować podsłuchy również w ich miejscu zamieszkania.

Widzieliśmy nagrania i zdjęcia z takich wejść. Część tego materiału jest w naszym posiadaniu.

Opowiada zaangażowany w ten proceder kolejny z agentów ABW:

— Ludziom wydaje się, że wchodzenie komuś do domu nocą, na tzw. śpiocha, wygląda, jak w filmach sensacyjnych z Jamesem Bondem. To nie tak. Nie wpuszcza się gazu, a wchodzi po prostu w miękkim obuwiu, w głębokiej fazie snu domowników. Ludzie śpią tak twardo, że możesz stanąć przy ich łóżku. Jak robisz to już któryś raz, to człowiek nawet przy tobie nie drgnie. Grzebaliśmy w komputerach, hakowaliśmy monitoringi domów, w których mieszkali.

Zaznacza, że Raczyński i Pudełko często sięgali po alkohol, dlatego wejście do ich domów było łatwiejsze.

— Sporo pili, więc tym bardziej twardo spali. Mieli zresztą swoje rytuały. Przykładowo Pudełko po wyjściu z urzędu szedł do swojego volvo, po czym kierował się do delikatesów mięsnych „U Zyguły”, potem w pobliskiej „Biedronce” kupował torbę alkoholu. Z Raczyńskim spotykali się po pracy m.in. „na Badylach”. Tak nazywali bardzo nieprzyjemne miejsce zlokalizowane pod Lubinem, to było jedno z miejsc ich spotkań. Rozmawiali tam nie tylko o śmieciach i polityce, ale także ostro imprezowali — dodaje nasze źródło w ABW.

Lider Bezpartyjnych Samorządowców o koalicji PiS: „to jak randka z modliszką”

Przez wiele miesięcy dziennikarskiego śledztwa prowadzonego wspólnie przez Onet i Superwizjer TVN, staraliśmy się dociec, kto konkretnie, dlaczego i na podstawie jakich przesłanek zdecydował o wszczęciu operacji na taką skalę.

Nasze źródła w agencji przekonują, że wielka akcja nie była pomysłem jednej osoby i musiała mieć wsparcie „czynnika politycznego”.

— Nie da się fizycznie przeprowadzać tak szerokiej operacji z tak dużym zaangażowaniem sprzętu ABW, bez wiedzy szefów agencji i przyzwolenia polityków nadzorujących służby — opowiada jeden z funkcjonariuszy zaangażowanych w inwigilację. — Nie jest tajemnicą, że poglądy naszego przełożonego Marcina P. i jego zachowanie jasno wskazują na to, że był i jest powiązany z Prawem i Sprawiedliwością.

Wobec braku chęci rozmowy ze strony ABW, odpowiedzi na pojawiające się pytania szukamy w stenogramach, które do nas trafiły. Ich lektura wskazuje na polityczne tło całej operacji oraz na nieczyste interesy różnych środowisk na wysypiskach śmieci i odpadów niebezpiecznych dla ludzi.

W sierpniu 2021 r. Raczyński tłumaczy Pudełce, czemu konieczne jest podtrzymywanie rządzącej od 2018 r. Dolnym Śląskiem koalicji Bezpartyjnych Samorządowców z PiS.

„Andrzej, musisz zrozumieć, że ta koalicja z PiS to jak randka z modliszką. Wiesz, modliszka jest z pozoru spokojna i niegroźna, ale gdy już cię uwiedzie, może cię dosłownie pochłonąć” — mówi Raczyński. Dalej peroruje: — „Ta randka z modliszką jest dla nas konieczna, żeby nabić sobie kabzę. Może nie podoba mi się, jak PiS działa i co reprezentuje, ale wiem, że muszę grać ich grę, żeby mieć jakiś wpływ i zarobić trochę grosza”.

W listopadzie panowie znów poruszają kwestię współpracy z ówczesną partią rządową.

Raczyński pisze: — „Wystarczy spojrzeć, jaki kapitał polityczny zbiliśmy na ostatnich konszachtach z PiS”.

Pudełko: — „Wykorzystajmy ten mocny wir, który płynie w pisuarach, jako nasze tajemne źródło siły […] musimy być pragmatyczni. Jeśli PiS stworzy warunki, żeby zaje*** trochę publicznych pieniędzy, a wiemy już teraz, że zarobi ich na potęgę, to musimy czerpać”.

W prowadzonych rozmowach obaj inwigilowani bardzo często zahaczają o prowadzone w regionie interesy śmieciowe. To przede wszystkim w tym kontekście wymieniane są nazwiska Michała Dworczyka i Krzysztofa Kubowa. Raczyński, wskazując na duże możliwości Dworczyka, nazywa go „Michałem Ośmiorniczykiem”.

I Onet, i Superwizjer publikowały wcześniej relacje świadków, według których ta dwójka ważnych polityków PiS mogła roztaczać parasol ochronny nad interesami śmieciowej spółki Chemeko, polegający np. na blokowaniu kontroli jej składowiska w Rudnej.

„Z PiS-em trzeba się układać, bo oni są pazerni na pieniądze i na władzę”

O śmieciach i kontroli składowisk Andrzej Pudełko [AP] i Robert Raczyński [RR] rozmawiają np. 9 lutego 2021 r.

AP: — „Ciągle będzie wisiał nam temat wysypiska?”

RR: — „Jestem zapewniany przez Dworczyka, że jest to modelowane osobiście przez niego. Że wszyscy są bardzo wyluzowani, kontrola zostanie uje**** na stałe, a temat pogrzebany. To jest, rozumiesz, bardzo ważny deal”.

AP: — „Punkt wspólny dla Bezpartyjnych i PiS-u?”

RR: — „Coś więcej. To jest punkt wspólny dla wszystkich, którzy chcieli, chcą i będą chcieli mieć tę przyjemność i pobrudzić się kasą ze śmieci. […] Sam więc widzisz, gdzie to sięga. Bezpartyjni są jak ten kundel między wilkami. Z PiS-em trzeba się układać, bo oni są pazerni na pieniądze i na władzę, ale na pieniądze bardziej. Dworczyk sam dużo ryzykuje, jedzie po bandzie”.

AP: — „Tylko że ludzie nie popuszczą tematu wysypiska”.

RR: — „Ludzie mają ch*** do powiedzenia. Mieli i będą mieć. Niby już było tyle protestów, tyle artykułów i gówno z tego wyszło dla ludzi. Oni są już dawno usadzeni”.

Miesiąc później Raczyński uspokaja Pudełkę, który niepokoi się tym, że w gronie Bezpartyjnych Samorządowców narasta konflikt wokół kontroli składowisk śmieci: „mamy wszędzie trzymanie. Tam, gdzie na sprawie ważą cudze kreski, tam mamy ludzi z kancelarii premiera, którzy sami już położyli głowę. Dla nich to jest być albo nie być, dla nas zarobić więcej lub mniej, bo politycznie i tak jesteśmy skończeni poza tym kur***, miedziowym dołem”.

W sierpniu 2021 r., o prowadzonym przez Chemeko składowisku w Rudnej, Raczyński pisze: „smród z wysypiska nie zniknie samoczynnie. Mamy tam zakopane tajemnice i musimy działać zdecydowanie„.

O to, co zostało nam dostarczone w stenogramach, postanowiliśmy zwrócić się z pytaniami do tych, którzy mieli prowadzić rozmowy, a także do omawianych przez nich osób.

Raczyński: poinformowałem policję. Policja: nie było takiego zgłoszenia

Prezydenta Lubina po raz pierwszy o jego inwigilację pytaliśmy w październiku 2023 r., tuż przed ostatnimi wyborami do parlamentu. Spotkaliśmy go na przedwyborczym pikniku Bezpartyjnych Samorządowców we Wrocławiu, gdzie Raczyński, sam walczący o mandat z pierwszego miejsca listy BS w Legnicy, zapowiadał marsz po władzę i wprowadzenie swoich współpracowników do Sejmu.

Gdy pokazaliśmy mu wydruki stenogramów, niespecjalnie się w nie wczytywał. Zachował się, jakby doskonale wiedział, co w nich jest.

— To bzdury — twierdził. — Nie zajmuję się działaniami dziwnych rzeczy. Nie wierzę w kosmitów. Jeśli ktoś mówi o kosmitach, nie zawiadamiam policji. O tym nie powiadomiłem, bo to bzdury — powiedział i odszedł.

Niedługo potem, na dwa dni przed elekcją, Robert Raczyński niespodziewanie poinformował opinię publiczną, że z wyborów do Sejmu się wycofuje. W późniejszej rozmowie z nami przekonywał, że powodem był nagły nawrót kłopotów z nowotworem oka, z którymi ma zmagać się od dłuższego czasu.

Dla Bezpartyjnych Samorządowców wybory okazały się klęską: zamiast wprowadzenia swoich ludzi do Sejmu, poparcie dla ugrupowania nie przekroczyło nawet 2 proc. Już po wyborczej porażce, w styczniu 2024 r., gdy Raczyński w wywiadach zaczął ogłaszać, że z jego zdrowiem jest już lepiej, odwiedziliśmy go w Lubinie po raz kolejny.

Rozmawiał z nami spokojniej niż w październiku. Nie zgodził się jednak na wystąpienie przed kamerą Superwizjera ani na cytowanie jego wypowiedzi w tekście Onetu.

Przekonywał nas, że treści stenogramów nie zna, a zostały mu one jedynie zrelacjonowane przez współpracowników z ratusza. Po raz kolejny używał wobec nich określeń „fantastyka”, „bzdury” i „science-fiction”.

Niejako przecząc swoim słowom sprzed trzech miesięcy, poinformował nas wówczas, że o sprawie powiadomił jednak Komendę Powiatową Policji w Lubinie. A tam poinformowano go, że jego telefon został najprawdopodobniej zainfekowany którymś z programów szpiegujących, który mógł wgrać mu do aparatu bota — program naśladujący działanie człowieka — który wygenerował rozmowy o treściach, które są w naszym posiadaniu.

Jak twierdził Raczyński, policja wszczęła w tej sprawie czynności, które — z powodu niewykrycia sprawców — zostały po trzech miesiącach umorzone.

Ta jednak przeczy tym twierdzeniom.

„Do Komendy Powiatowej Policji w Lubinie nie wpłynęło poniższe zawiadomienie. Lubińscy policjanci nie prowadzą żadnych czynności w tej sprawie” — poinformowała nas na początku stycznia asp. Sylwia Serafin, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Lubinie.

Z Andrzejem Pudełko skontaktowaliśmy się telefonicznie.

Podczas krótkiej rozmowy, jaką odbyliśmy z nim w styczniu, zaprzeczył, by z Robertem Raczyńskim łączyła go — jak wskazują zapisy ich domniemanych rozmów — jakakolwiek zażyłość.

— To jakieś takie głupoty, jakiś kosmos, dla mnie to chore — powiedział nam o treści stenogramów Pudełko. — Z prezydentem znam się już 20 lat, pracowaliśmy w oddziale Narodowego Banku Polskiego w Legnicy, ale nie nie jest to żadna przyjaźń, ani zażyłość. Nie wiem, czy przez ten cały czas rozmawiałem z nim przez telefon więcej, jak 20 razy.

Zadzwoniliśmy również do posła PiS Michała Dworczyka.

Choć wiemy, że kopie stenogramów zaczęły krążyć wśród polityków z Dolnego Śląsku od marca 2023 r., że temat jest tajemnicą poliszynela, Dworczyk zaprzeczył, by miał jakąkolwiek wiedzę o takich materiałach. Jak twierdził, o ich istnieniu dowiedział się od nas. Ironizował, że znając Onet, może spodziewać się, że stworzymy w artykule koncepcję gangu, w którym miałby działać wspólnie z prezydentem Lubina. A o ewentualnym parasolu ochronnym, jaki — według relacji radnego sejmiku dolnośląskiego Patryka Wilda — roztaczać miałby nad śmieciowym biznesem, powiedział tak:

— W związku z powtarzanymi kłamstwami na mój temat pozwałem pana Wilda i czekam, aż sąd wyznaczy termin rozprawy. Nigdy nie blokowałem kontroli wysypisk śmieci na Dolnym Śląsku. Pan Wild oczernia mnie, sugerując, że jestem powiązany z biznesem śmieciowym. To insynuacje niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Każdy, kto zarzuca mi takie rzeczy, spotka się z moją zdecydowaną reakcją prawną.

O korespondencji Raczyńskiego z Pudełką, w której przetacza się i jego nazwisko, wie za to poseł PiS Krzysztof Kubów. W korespondencji z Onetem i Superwizjerem zaznaczył jednak, że jej szczegółów nie zna, a na temat odpadów żadnej wiedzy nie ma.

Prokuratura prowadzi śledztwo, ale nie powie, w jakim kierunku

Wiosną 2023 r. wycinek korespondencji Raczyńskiego z Pudełką ktoś rozesłał na adresy różnych dolnośląskich polityków. Otrzymali je np. radni miejscy w Lubinie i Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Mail z dołączonym plikiem zaczynał się od zdania „Kto pomaga Robertowi Raczyńskiemu, który w ostatnich 25 latach dopuścił się zbrodni, jakie już niedługo wstrząsną polską opinią publiczną?”.

Anonimowy autor w długim opisie wiązał prezydenta Lubina nie tylko ze śmieciowymi aferami, jakie wybuchały w regionie. Wskazywał też rodzinne powiązania drugiego rozmówcy — Andrzeja Pudełki, którego zatrudniona w Krajowej Administracji Skarbowej żona miała wykorzystywać swoją pozycję „do niszczenia szeregu firm, które nie chcą płacić haraczu Raczyńskiemu i Pudełko”

Stenogramy w 2023 r. zaczęli także dostawać wybrani dziennikarze. Zapewne po to, by w obliczu zbliżających się wyborów do Sejmu skompromitować Raczyńskiego i Bezpartyjnych Samorządowców.

Co ciekawe, w liczącej prawie tysiąc stron korespondencji rozciągniętej na lata 2021-2023 rozmowy Raczyńskiego i Pudełko nagle się urywają w 2022 r., na kilka miesięcy, po czym obaj znowu „wracają” do dyskusji. Być może ktoś, kto stoi za wyciekiem stenogramów, chciał ukryć treści niekorzystne dla siebie i swojego środowiska. „Wyrwa” w stenogramach dotyczy okresu, w którym Superwizjer TVN pracował nad materiałem o śmieciach na Dolnym Śląsku i w którym prześwietlił związki polityków PiS z wysypiskami niebezpiecznych odpadów, w tym odpadów medycznych. Ponadto w tym okresie, czyli w 2022 r., media otwarcie pisały o tym, że to Michał Dworczyk miałby blokować kontrole składowisk odpadów, na których uciążliwość skarżyli się mieszkańcy.

W znanych nam stenogramach, w rozmowie z października 2022 r., Raczyński w triumfalny sposób odnosi się zresztą do wyemitowanego miesiąc wcześniej materiału w „Superwizjerze”.

Raczyński: Z niczym się już nie kryjemy. Fala przeszła, jesteśmy na powierzchni. Gówno trochę opadło, i co się okazuje? (…) Dworczyk liże rany, Kubów jest oblepiony gównem i gotowy do rzeźbienia na nowo. Byliśmy w Superwizjerze, i co? Ktoś po nas przyszedł? Aresztował nas?”.

Jeden z adresatów wiadomości rozsyłanych z anonimowego konta w szyfrującym serwisie mailowym powiadomił o sprawie Prokuraturę Okręgową we Wrocławiu.

Wiemy, że ta prowadzi obecnie śledztwo, ale jej rzeczniczka prokurator Anna Placzek-Grzelak, nie chciała nam jednak ujawnić żadnych jego szczegółów.

— Dla dobra postępowania i planowanych czynności nie mogę powiedzieć nawet, z jakiego artykułu kodeksu karnego jest ono prowadzone. Ujawnienie wskazywałoby bowiem na przyjęty przez prokuraturę kierunek działania — przekazała w rozmowie z Onetem prokuratorka.

„Trzymanie” na koalicjanta, czy ochrona interesów państwowej spółki?

Niezależnie od tego, w jakim kierunku prowadzone jest prokuratorskie dochodzenie, śledczych czeka ogrom pracy. Chodzi o ustalenie, czy treść stenogramów jest prawdziwa, czy może jest wynikiem wgrania do telefonu Roberta Raczyńskiego złośliwego oprogramowania (jak miało to miejsce w przypadku choćby inwigilowania posła PO Krzysztofa Brejzy systemem Pegasus). Wyjaśnić trzeba również powody, dla których wszczęta i przez wiele miesięcy prowadzona była przykrywkowa operacja na tak dużą skalę i komu oraz czemu miała służyć.

Jedna z hipotez, przekazana nam przez byłych i obecnych funkcyjnych oficerów służb specjalnych, do których zwróciliśmy się z prośbą o wyjaśnienie sprawy, mówi o tym, że operacja wszczęta mogła zostać ze względów politycznych: by opanowane przez Prawo i Sprawiedliwość służby specjalne gromadziły materiał mogący kompromitować jego dolnośląskiego koalicjanta.

Po co? By mieć na koalicjanta „trzymanie” i zgromadzony materiał móc wykorzystać w momencie, gdyby chciał on zakończyć współpracę. Tym bardziej że rozmowy Roberta Raczyńskiego zawierają sporo wątków obyczajowych.

Czy jednak do — co by nie mówić, błahej z punktu widzenia służb — potrzeby utrzymania szantażem koalicji w jednym z województw, angażowano by aż tak poważne środki? Wydaje się to bardzo wątpliwe.

Według innej hipotezy operacja rzeczywiście ochraniać mogła interesy wspomnianego projektu o roboczej nazwie Orlen Recykling, wobec której działalność konkurencyjną prowadzi kilka dolnośląskich spółek funkcjonujących w Lubinie.

Na ten temat tak opowiadał nam jeden z naszych informatorów: — W tle całej tej historii były plany wybudowania w Lubinie dużej spalarni śmieci przy udziale biznesmenów z Płocka, znajomych tamtejszego polityka PiS. Miała powstać nowoczesna instalacja do przetwarzania odpadów, do odnawialnych źródeł energii, w tym fotowoltaiki. Gdyby to doszło do skutku, Lubin brałby śmieci z całej Polski, a może i z zagranicy, niekoniecznie z legalnych źródeł.

Wojny śmieciowe na Dolnym Śląsku

Wreszcie hipoteza trzecia: sprzęt i ludzie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego mogły zostać wykorzystane w trwających na Dolnym Śląsku wojnach śmieciowych.

Za tą wersją świadczyć może fakt nielegalnej inwigilacji oraz kolejny poruszany w korespondencji Raczyńskiego i Pudełki temat: działalność pewnej spółki z Lubina, której właściciel wszedł swojego czasu we współpracę z tamtejszym samorządem, zainwestował duże pieniądze w akcje jednej z tamtejszych spółek komunalnych, a następnie z władzami miasta totalnie się skłócił.

Temu wątkowi oraz samemu przedsiębiorcy, którego żona w ostatnich wyborach parlamentarnych została posłanką na Sejm, poświęcony będzie kolejny odcinek naszego śledztwa.

Wersji ostatniej, lansowanej przez samego Roberta Raczyńskiego, o tym, że korespondencja jest wynikiem działania botów, a cała sprawa to akcja mająca skłonić go do rezygnacji z aktywności politycznej, przeczą posiadane przez nas materiały. Dokumentują one, że operacja wobec niego i Andrzeja Pudełki rzeczywiście była prowadzona: są filmy z ich śledzenia, zakładania podsłuchów pod samochodami i w ich domach.

Tragedia organizatora operacji. ABW nie komentuje sprawy

O sprawie inwigilowania prezydenta Lubina i jego współpracownika nie udało nam się porozmawiać z jej, jak wskazywali nasi informatorzy, organizatorem — kapitanem Marcinem P., funkcjonariuszem ABW.

Kiedy na początku lutego zjawiliśmy się pod jego domem na Dolnym Śląsku, by zapytać go o nielegalną inwigilację, okazało się, że właśnie doszło w nim do rodzinnej tragedii. Z tego powodu nie udało nam się porozmawiać z Marcinem P.

Później chcieliśmy z nim rozmawiać telefonicznie. Telefon odebrał mężczyzna. Gdy usłyszał, kto dzwoni, natychmiast się rozłączył. Po chwili z tego samego numeru oddzwoniła do nas kobieta, twierdząc, że… przed chwilą pomyliliśmy numery.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w odpowiedzi na przesłane przez nas pytania o operację wobec prezydenta Lubina ograniczyła się do wydania lakonicznego komunikatu o tym, że „nie udziela informacji o prowadzonych czynnościach i postępowaniach, bez względu na to, czy są one faktycznie prowadzone, czy też nie”.

Źródło: onet.pl

Więcej postów