Ukraińscy dziennikarze są inwigilowani i szantażowani dyskredytującymi nagraniami. Czy władzom uda się odkryć, kto za tym stoi?
Pracownicy najsłynniejszej dziennikarskiej grupy śledczej w Ukrainie – Bihus.Info – byli inwigilowani i podsłuchiwani. Na początku roku w Internecie pojawiło się wideo dyskredytujące członków grupy. 16 stycznia kompromitujące nagrania ukazały się także na mało znanym kanale YouTube’a „Narodna Prawda”. Przedstawiają pracowników Bihusa, zażywających narkotyki w trakcie imprezy noworocznej. Można usłyszeć fragmenty rozmów, także telefonicznych, dotyczących zakupu narkotyków.
Bihus.Info została założona w 2013 roku przez grupę dziennikarzy, której przewodził Denis Bihus. Zamieszanie wywołały na przykład odkryte przez nich rewelacje na temat sposobu, w jaki Ukraina finansuje elektrownie zlokalizowane na terytoriach okupowanych przez Rosję, których właścicielem jest brat zastępcy szefa gabinetu prezydenta Rostysława Szurmy, oraz ujawnienie przypadków korupcji i machinacji urzędników, jak również analiza nagrań podsłuchów prorosyjskiego oligarchy Wiktora Medwedczuka, która ujawniła jego powiązania z byłym prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką i prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
„Systematyczna i długotrwała inwigilacja”
Denis Bihus potwierdził, że na nagraniu pojawili się jego kamerzyści. W międzyczasie zostali wypuszczeni z aresztu. Zespół Bihus.Info prowadzi w tej sprawie własne dochodzenie. W wideo opublikowanym 19 stycznia na stronach grupy Bihus wyjaśnia, że w instalację kamer monitorujących w domu, w którym odbywała się sylwestrowa impreza, musiało być zaangażowanych co najmniej 30 osób.
Powiedział również, że członkowie jego zespołu byli inwigilowani od ponad roku. Wskazywałyby na to fragmenty kilku przechwyconych rozmów telefonicznych, prowadzonych w odstępie kilku miesięcy: „Nie wygląda to na spontaniczny akt zemsty za jakieś dochodzenie. To systematyczna i długotrwała inwigilacja, nękanie, którego celem jest dyskredytacja pracy, jaką nasz zespół wykonał przez lata”.
Tajne służby rozpoczynają śledztwo
Inwigilację dziennikarzy i naruszenie ich prywatności potępiła zdecydowana większość członków ukraińskiego parlamentu. Komisje zajmujące się wolnością słowa i kwestiami humanitarnymi wezwały organy ścigania do zbadania aktów inwigilacji. Komisja ds. wolności słowa zwróciła się bezpośrednio do Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU).
Przewodniczący komisji, deputowany partii Holos (Głos) Jarosław Jurczyszyn, powiedział w rozmowie z DW: – To jedyny organ ścigania, który może wykryć nielegalną inwigilację albo wydać na nią pozwolenie innym organom. Dlatego działania te są albo nielegalne, podlegając odpowiedzialności dochodzeniowej SBU, albo zostały przez SBU zatwierdzone.
SBU ze swojej strony wszczęła dochodzenie w sprawie „nielegalnego pozyskiwania, nielegalnej dystrybucji bądź nielegalnego użycia specjalnych środków technicznych w celu pozyskania informacji”, gdyż „przejrzysta i niezakłócona praca niezależnych mediów jest ważnym warunkiem przeistoczenia się Ukrainy w państwo demokratyczne”. W swoim komunikacie zamieszczonym na Telegramie SBU podaje, że inwigilacja wymaga oceny prawnej, niezależnie od tego, czy opublikowane nagrania wskazują na naruszenie prawa pod względem obchodzenia się z narkotykami, czy nie.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział w wywiadzie dla brytyjskiej telewizji Channel 4 News, że osobiście rozmawiał z szefem SBU Wasylem Malukiem, a także otrzymał szczegółowe informacje od Prokuratora Generalnego. Zełenski żąda dokładnego zbadania nielegalnej inwigilacji dziennikarzy i ustalenia osób, które są za to odpowiedzialne. Dodał, że w tej sprawie już wszczęto postępowanie karne.
Z kolei dziennikarze Bihus.Info złożyli skargę na policję, po której wszczęto kolejne postępowanie karne. Strona internetowa, na której opublikowano dyskredytujące nagrania, jest obecnie niedostępna. Filmu nie można już oglądać także na YouTube’ie. Według Bihus.Info został on usunięty, gdy okazało się, że policja prowadzi śledztwo.
Reakcje ukraińskich mediów
Przedstawiciele stowarzyszenia ukraińskich mediów, dziennikarzy i organizacji publicznych Mediaruch, działającego na rzecz przestrzegania dziennikarskich standardów, także mówią o systematycznej presji na dziennikarzy i żądają, by prezydent Zełenski osobiście kontrolował dochodzenie w sprawie afery podsłuchowej.
Szefowa Instytutu Informacji Masowej (IMI) Oksana Romaniuk odwołuje się do rządów prezydenta Wiktora Janukowycza, podczas których „celowe polowania na media, inwigilacje i tajne nagrania wideo” nie należały do rzadkości. Jeżeli ukraińskie władze nie zareagują teraz zdecydowanie, będzie to – jak powiedziała – „bardzo złe dla Ukrainy jako państwa demokratycznego”. Wolność mediów jest jednym z warunków członkostwa Ukrainy w UE.
Tymczasem prezes Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy Siergiej Tomilenko wezwał władze do ochrony dziennikarzy: „Musimy pokazać, że jesteśmy państwem, które nie pozwola na kampanie dyskredytujące, takie jak te, które dotychczas widziało się w Rosji i innych krajach autorytarnych”.
Źródło: dw.com