Tak ciężko jeszcze nie było. Ukraińscy żołnierze szczerze o sytuacji na froncie. „Totalny koszmar. Myślałem, że uciekłem z piekła, ale dziś jest jeszcze gorzej”

Niezależny dziennik polityczny

Nieustanny ostrzał, przeraźliwe zimno, brak zaopatrzenia i rąk do walki. — Jeszcze rok temu bym tego nie powiedział, ale teraz mam kompletnie dość — opowiada jeden z walczących Ukraińców. W szczerej rozmowie z redaktorami z BBC zdradza, dlaczego letnia kontrofensywa Ukrainy nie miała prawa się udać i przyznaje, że sytuacja na froncie jest dużo gorsza, niż przedstawiają to zachodnie media. — Po prostu nie mamy wystarczającej liczby ludzi — przyznaje wprost.

Większość informacji płynących z Ukrainy koncentruje się głównie na taktyce, sukcesach lub problemach walczących stron. O odczuciach i trudnościach żołnierzy mówi się niewiele lub wcale – zazwyczaj nie mogą oni wypowiadać się publicznie, ponieważ przeciwnik mógłby wykorzystać ich słowa do własnych celów.

W ostatnich tygodniach redakcji BBC udało się jednak dotrzeć do ukraińskich żołnierzy. Przeprowadziła z nimi szczegółowe wywiady za pośrednictwem komunikatora WhatsApp i ukraińskiego kanału na YouTube o nazwie Front 18. Powiedzieli o tym, o czym nie mówi się w zachodnich mediach – jak naprawdę wygląda sytuacja na froncie, dlaczego letnia kontrofensywa musiała zakończyć się niepowodzeniem oraz co to może oznaczać dla przyszłej taktyki Ukrainy.

Jednym z żołnierzy, do których dotarła redakcja BBC, jest Mikoła Mielnik, dowódca kompanii w 47. Samodzielnej Brygadzie Zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy. W zeszłym roku uczestniczył on w ofensywie na południu kraju, na linii frontu w pobliżu miejscowości Robotyne. Powiedział, że wyglądała ona zupełnie inaczej, niż się wydaje.

Mikoła Mielnik przyznał, że musiał uciekać z amerykańskiego czołgu Bradley, który wcześniej został poważnie trafiony przez wojska rosyjskie. Tylko dzięki temu uratował swoje życie — ale ze zdrowiem nie poszło już tak łatwo: dwa razy z rzędu nadepnął na małe miny, w wyniku czego stracił nogę.

— Cały plan wielkiej kontrofensywy opierał się na prostej kalkulacji: Rosjanie widzą czołgi Bradley i Leopard — i uciekają. Tak się jednak nie stało, byli dobrze przygotowani — mówi Mielnik w rozmowie z twórcami kanału Front 18.

— Pierwszego dnia naszym celem było Robotyne. Wiecie, jak to się potoczyło. Wróg znał z wyprzedzeniem nasze trasy, wycelował prosto w nas swoją artylerie. To był chaos. Niektóre kompanie musiały wycofać się po 15 minutach, inne po 30. Inne brygady poniosły ciężkie straty — dodaje.

Oczekiwania kontra rzeczywistość

Jego oddział zwrócił się do dowódców z prośbą o wsparcie artyleryjskie. — Ale odmówili, ponieważ amunicja do samobieżnej haubicy M109 Paladin była zbyt droga. Dlatego nasi towarzysze zginęli — stwierdza żołnierz. — Dowiedzieliśmy się również, że nasi czołgiści nigdy wcześniej nie strzelali z czołgu Leopard. Wcześniej byli szkoleni na T-72. M109 to amerykańska produkcja, podczas gdy T-72 jest czołgiem radzieckim — dodaje Mikoła Mielnik.

Według niego w połowie maja, w okresie planowania ofensywy, wśród żołnierzy wciąż panował optymizm. — Wymyśliliśmy pseudonimy dla wszystkich centralnych pozycji. Nazwaliśmy je na cześć drużyn piłkarskich: Benfica, Real, Shaktar, Dynamo i tak dalej. Ale nawet wtedy nie mieliśmy wystarczającej ilości gogli noktowizyjnych i musieliśmy polegać na darowiznach — przyznaje Ukrainiec.

Wielka ofensywa przeciwko rosyjskim siłom, która została ogłoszona wiosną 2023 r., miała odwrócić przebieg wojny na korzyść Kijowa. Jednak już jesienią została uznana za porażkę. Wcześniej Rosjanie zdążyli przygotować ogromne pola minowe i przeciwczołgowe fortyfikacje. Siłom Kijowa brakowało wszystkiego: obrony przeciwlotniczej, sprzętu do odminowywania, rakiet dalekiego zasięgu i wszelkiego rodzaju czołgów.

Siłom ukraińskim nie udało się osiągnąć strategicznego celu odcięcia rosyjskich sił zbrojnych od dostaw z anektowanego Półwyspu Krymskiego — co miało doprowadzić do osłabienia Rosjan i podjęcia z nimi negocjacji. Wręcz przeciwnie: wiele ukraińskich, wyposażonych przez Zachód brygad było wyczerpanych i Kijów musiał oddać część terenów, o które walczył wielkim kosztem, także w Robotyne. W rezultacie Rosja ponownie okupuje ok. 19 proc. Ukrainy.

„Zaginęli na zawsze w Dnieprze”

W połowie listopada pojawiło się światełko w tunelu — wszystko za sprawą wiadomości, że ukraińskim siłom zbrojnym udało się wkroczyć na terytorium okupowane przez Rosję w pobliżu Chersonia nad Dnieprem, w Krynkach i Daczi, a następnie ustanowić tam przyczółek i przetransportować materiały i żołnierzy na drugą stronę rzeki. Ukraińskie siły miały pomysł, by wykorzystać to miejsce jako punktu wyjścia do zorganizowania większej ofensywy na południe od Dniepru — w kierunku Krymu.

BBC skontaktowało się z żołnierzem, który brał udział w operacji (jego nazwisko zostało ukryte ze względów bezpieczeństwa). — Przekroczyliśmy rzekę, będąc pod ciągłym ostrzałem. — Widziałem łodzie z moimi towarzyszami, którzy po prostu zniknęli, zaginęli na zawsze w Dnieprze — mówi Ukrainiec. Wcześniej Rosjanie cynicznie nazywali walki w okolicach rzeki „specjalną operacją karmienia ryb w pobliżu Chersonia”.

— Kiedy dotarliśmy na wschodni brzeg, wróg już na nas czekał. Dostał cynk, gdzie może nas znaleźć. Użył artylerii, moździerzy i miotaczy ognia. Myślałem, że nigdy się stamtąd nie wydostanę — wspomina żołnierz. — To był totalny koszmar. Jeszcze rok temu bym tego nie powiedział, ale teraz mam kompletnie dość.

Najgorszą rzeczą jest stała obecność rosyjskich dronów nad ukraińskim niebem i brak możliwości schronienia się nad rzeką. — Jeśli ktoś jest ranny i nie można go przenieść wystarczająco szybko, prawdopodobnie zostanie natychmiast trafiony — dodaje żołnierz. Walczący Ukraińcy obozują nad Dnieprem w ujemnych temperaturach, głównie na bagnistych obszarach. Nie mają stałego zakwaterowania.

Nie mogą rozpalić ognisk, by się ogrzać, bo zdradziłyby one ich pozycję. Wielu żołnierzy cierpi na odmrożenia. W dodatku walczący musieli sami zakupić sprzęt, taki jak generatory.

Niekończąca się lista problemów

Kolejnym problemem jest brak rezerw. — W tym miejscu powinny stacjonować różne brygady, a nie tylko pojedyncze kompanie — po prostu nie mamy wystarczającej liczby ludzi — podkreśla ukraiński żołnierz.

Ze względu na liczne rosyjskie drony rotacje są trudne i niezwykle niebezpieczne. Nieliczni nowoprzybyli są czasami słabo wyszkoleni. — Będziesz się śmiać, ale niektórzy nasi marines nie potrafią nawet pływać — dodaje żołnierz.

W pewnym momencie walk on sam został ranny i dowódcy znaleźli dla niego zastępstwo. — Ale wkrótce będę musiał wrócić i ponownie przeprawić się przez rzekę. Myślałem, że uciekłem z piekła, ale chłopaki, którzy nas zastąpili, znaleźli się w jeszcze głębszym piekle niż my — mówi.

Dziś, w połowie stycznia 2024 r., pytanie o to, jak długo Ukraina będzie w stanie utrzymać przyczółek na Dnieprze, pozostaje bez odpowiedzi. Według brytyjskich szacunków siły Putina nie czynią tam żadnych postępów. Wszelkie próby wyparcia Ukraińców nie powiodły się, jak ogłosiło w sobotę ministerstwo obrony w Londynie.

„Jest wysoce prawdopodobne, że słabe wyszkolenie i koordynacja rosyjskich sił w tym rejonie ogranicza ich możliwości ofensywne” — napisali Brytyjczycy na platformie X. Ważnym celem Rosjan było zmuszenie Ukrainy do wycofania się na południowy brzeg rzeki.

Ryzyko jest zbyt duże

Londyn zakłada, że w związku z tym w najbliższych tygodniach Rosja będzie kontynuować uderzenia w okolicach Krynek — nawet pomimo rosnących strat w ludziach. Choć do tej pory Ukraińcy odpierali ataki, mają duże problemy z zaopatrzeniem — informuje brytyjskie ministerstwo.

Żołnierze sił Kijowa są pod ciągłym ostrzałem, nieustannie spadają na nich bomby i drony. Zestrzelenie trzech rosyjskich myśliwców SU-34 przyniosło jedynie krótkotrwałą ulgę.

W związku z tym głównodowodzący ukraińskiej armii, gen. Walerij Załużny, ogłosił, że wkrótce może wycofać siły ze względu na wysokie ryzyko. Choć to byłoby trudne do przełknięcia dla Ukraińców, odzwierciedlałoby dosadnie sytuację, w jakiej się znaleźli. Na razie Kijów powstrzymuje się od ataków, a jego wojska wycofały się do pozycji obronnych. Powód? Brak broni i żołnierzy.

Z drugiej strony rosyjska produkcja zbrojeniowa działa na pełnych obrotach. Według ukraińskich służb specjalnych Rosja co miesiąc rekrutuje ok. 30 tys. nowych żołnierzy. Ze względu na brak amunicji i sprzętu Kijów nie jest w stanie powstrzymać systematycznego niszczenia własnej infrastruktury i ośrodków dowodzenia, a także najnowocześniejszej broni z Zachodu.

Co więcej, obecnie Rosja korzysta także z irańskich dronów typu Szahid 238, które stwarzają nowe problemy dla ukraińskiej obrony powietrznej. Według pułkownika Markusa Reisnera z austriackiego ministerstwa obrony ten typ bezzałogowców jest znacznie szybszy i mniej podatny na zakłócenia niż starsze modele 131 i 136. Ponadto jest bardziej celny i może być używany przeciwko ruchomym celom.

Eksperci z Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) uważają, że w najbliższej przyszłości możliwa jest nowa rosyjska ofensywa. Jedną z jej oznak jest to, że Moskwa próbuje zebrać dodatkowe siły wzdłuż frontu o długości 1,2 tys. km. Ponadto Rosja jest najwyraźniej w trakcie gromadzenia wojsk powietrznodesantowych, które — zdaniem Markusa Reisnera — mogą wkrótce zostać rozmieszczone za ukraińskimi liniami obrony.

Źródło: onet.pl

Więcej postów

1 Komentarz

  1. I do tego piekła dla Ukrainców podszczuli Amerykanie i Brytole w żydowskiej odsłonie. I tak od 2014r. To nic innego jak ludobójstwo. Każdy krajowy przywódca, który przykłada „rękę” do tych zbrodni powinien być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Tchórze i cwaniacy cudzymi rękami dążą do realizacji swoich popapranych interesów. To ich powinno się przymusić do siedzenia w okopach pod obstrzałem, pewno dopiero wtedy odpuściliby mordercze zapędy..

Komentowanie jest wyłączone.