Tę liczbę koryguje mocno jednak warszawski ratusz, według którego szacunków na podstawie monitoringu miejskiego udział w zgromadzeniu przed Sejmem brało ok. 35 tys. osób. Z kolei według szacunkowych obliczeń Onetu frekwencja w kulminacyjnym momencie wydarzenia wynosiła od 90 do 120 tys. osób.
Gigantyczna mobilizacja, której nawet PiS się nie spodziewał
Jak słyszymy od polityków Prawa i Sprawiedliwość po zakończonym proteście, nikt w partii nie spodziewał się aż tak dużej frekwencji.
— W mroźny, zimowy dzień, w środku tygodnia do Warszawy przybyło 300 tys. osób po to, by wyrazić swój sprzeciw wobec poczynań obecnej władzy. Gigantyczna mobilizacja, nawet my nie spodziewaliśmy się tak dużego społecznego odzewu — mówi Onetowi rzecznik PiS Rafał Bochenek.
I dodaje: — Po niespełna miesiącu rządów, Tusk i akolici wkurzyli polskie społeczeństwo, obnażyli swoje niecne, prawdziwe zamiary. Pod przykrywką pięknych słów łamią konstytucję, ustawy i lekceważą orzeczenia sądów, gardzą znaczną częścią obywateli. Społeczeństwo powiedziało STOP! Protest Wolnych Polaków to wydarzenie, wobec którego Tusk, Hołownia i cała koalicja 13 grudnia nie mogą przejść obojętnie.
Mimo obaw obyło się tego dnia bez większy incydentów czy prowokacji, których — jak pisaliśmy kilka dni temu w Onecie — kierownictwo PiS się spodziewało. — Spodziewamy się licznych prowokacji z podpaleniem obiektów sejmowych włącznie. Jesteśmy na takie scenariusze gotowi, a każdy taki akt zostanie zarejestrowany przez naszych posłów i działaczy — słyszeliśmy przed marszem od polityków z Nowogrodzkiej.
Decyzja o przemarszu pod Kancelarię Premiera zapadła w ostatniej chwili
Z informacji Onetu wynika, że dopiero przed samym rozpoczęciem manifestacji na Wiejskiej kierownictwo PiS zdecydowało o trasie zaplanowanego na wieczór przemarszu. Wśród rozważanych opcji był pochód przed siedzibę Telewizyjnej Agencji Informacyjnej na Placu Powstańców, przed Pałac Prezydencki, a także przed Ministerstwo Sprawiedliwości czy Kancelarię Premiera. W zasadzie w ostatniej chwili organizatorzy obrali tę ostatnią lokalizację za punkt kulminacyjny „Protestu Wolnych Polaków”, chcąc uniknąć — jak nieoficjalnie przyznają — blokady przemarszu przez policję i warszawski ratusz.
Polityczny zamysł Prawa i Sprawiedliwości na ten dzień był czytelny i prosty. „Protest Wolnych Polaków” — jak mówił 3 stycznia Jarosław Kaczyński — miał być manifestacją w obronie wolności słowa, mediów i demokracji. Po wtorkowych wydarzeniach pojawił się także postulat solidarności z zatrzymanymi Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem, których zarówno politycy PiS, jak i prezydent Andrzej Duda uważają za „więźniów politycznych”.
Protest był czasem solidarności z Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem
Zatrzymanie dwóch byłych ministrów i osadzenie ich w zakładach karnych, w których podjęli protest głodowy, był zresztą głównym motywem politycznych przemówień podczas „Protestu Wolnych Polaków”. O uwolnienie Kamińskiego i Wąsika, którzy — zdaniem polityków PiS — zostali zatrzymanie z pogwałceniem prawa i konstytucji mówili wszyscy najważniejsi politycy partii Kaczyńskiego, na czele z nim samym.
Kaczyński wprost o obaleniu obecnej władzy. To jest cel PiS
Jednak w wystąpieniu prezesa PiS nie ten wątek okazał się najistotniejszy. Jarosław Kaczyński, przemawiając pod Sejmem, wyjawił publicznie najważniejszy cel i strategię swojej partii, którą jest dążenie do pokojowego przewrotu, a finalnie obalenia obecnej władzy w taki sposób, by nigdy więcej nie rządziła w Polsce.
Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Rafał Bochenek
— Jeśli mamy wygrać, to musimy zmienić tę władzę — mówił wprost i otwarcie prezes PiS podczas demonstracji w Warszawie, dodając, że obecną władzę „musimy zatrzymać, a w odpowiednim momencie, przy pomocy kartki wyborczej, zmienić”. — I to tak zmienić, żeby już nie mogła wrócić. Bo to nie jest polska władza — dodał prezes PiS.
— Musimy obronić Polskę — mówił dalej Kaczyński, który jasno nakreślił także oś sporu i perspektywę wręcz pokojowego przewrotu, który ma obalić rząd Donalda Tuska i całej obecnej koalicji.
„Protest Wolnych Polaków” to pierwszy krok. PiS znalazł nowy mit założycielski
W podobnym tonie wypowiadali się zresztą inni czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości. — Ten marsz jest pierwszym bardzo ważnym krokiem na drodze do wielkiej zmiany, którą musimy doprowadzić, żeby ta władza, która tyle zniszczyła już w pierwszym miesiącu, odeszła — mówił były premier Mateusz Morawiecki, potwierdzając rzeczywiste intencje, jakie ma największa dziś partia opozycyjna.
Nikt z polityków PiS demonstrujących pod Sejmem, a potem przed Kancelarią Premiera, z którymi rozmawialiśmy minionego wieczora, nie miał wątpliwości, że wydarzenie to otwiera przed ich partią zupełnie nowy polityczny rozdział.
„Protest Wolnych Polaków” oraz osadzenie w zakładach karnych Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika stać się ma nowym i najważniejszym mitem założycielskim, którego od przegranych wyborów PiS tak bardzo poszukuje.
Kolejne protesty i inne akcje wymierzone w rząd kwestią czasu
Taki z pewnością będzie teraz główny przekaz płynący z Nowogrodzkiej, gdzie czwartkowym protestem w stolicy chciano przede wszystkim sprawdzić zdolności mobilizacyjne zarówno partii, jak i jej sympatyków. Mówiąc inaczej: wielu w partii Kaczyńskiego do wczorajszego dnia poważnie wątpiło, czy obecny PiS jest jeszcze w stanie powalczyć o władzę.
Na marszu prezentowano hasła wymierzone w obecnie rządzących
Test ten — jak słyszymy bezpośrednio po zakończonej manifestacji — miał zostać zdany pozytywnie. A to oznacza, że kolejne masowe protesty zarówno w stolicy, jak i w innych dużych miastach, organizowane przez PiS, a także inne akcje wymierzone w obecny rząd są tylko kwestią czasu. Strategia partii Jarosława Kaczyńskiego na najbliższe tygodnie ma być w zasadzie jedna: poprzez masowe obywatelskie nieposłuszeństwo doprowadzić do zachwiania koalicją rządzącą i wywołania politycznego kryzysu.
PiS liczyło na obecność prezydenta
Z naszych rozmów z politykami PiS wynika ponadto, że nikt już po czwartkowym proteście nie wierzy w „opcję atomową” w postaci rozwiązania kadencji Sejmu przez prezydenta Andrzeja Dudy, którego władze partii spodziewały się tego wieczora przed Sejmem.
Jak twierdzą źródła Onetu, politycy Prawa i Sprawiedliwości od kilku dni mocno zabiegali o udział w proteście prezydenta Dudy. Jak słyszymy, telefony do najbliższych współpracowników głowy państwa urywały się od czwartkowego poranka, by potwierdzić, czy Andrzej Duda weźmie udział w „Proteście Wolnych Polaków”. Żadna odpowiedź miała jednak nie przyjść do godz. 16., co w kierownictwie PiS uznać miano za przejaw braku konsekwencji ze strony głowy państwa w obronie i w solidarności z zatrzymanymi przed dwoma dniami w Pałacu Prezydenckim byłymi ministrami.
Zwłaszcza że tuż przed rozpoczęciem manifestacji przed Sejmem, prezydent po spotkaniu z żonami Kamińskiego i Wąsika zmienił zdanie i wszczął ponownie procedurę ułaskawienia byłych ministrów PiS. Choć dotychczas jego współpracownicy przekonywali, że tak się nie stanie.
Andrzej Duda, Barbara Kamińska, Roma Wąsik
— Na prośbę pań wszczynam postępowanie ułaskawieniowe. To procedura podjęta w trybie prezydenckim; pierwsze kroki kieruje do Prokuratora Generalnego. Wnioskuję, aby Panowie w trybie natychmiastowym zostali zwolnieni z więzienia. Wierzę, że uspokoi to także niepokoje, które są w naszym państwie — ogłosił prezydent.
W Prawie i Sprawiedliwości tę decyzję przyjęto z wielką ulgą. — Wiem o tym. To jest dobry ruch, jeśli doprowadzi do dobrych efektów, bo przy naszych sądach to wszystko jest niepewne. W żadnym wypadku ten wyrok nie powinien zapaść, zarówno ten drugi, jak i pierwszy — tak skomentował ruch głowy państwa na gorąco Jarosław Kaczyński. Pytany także, dlaczego prezydent od razu nie ułaskawił Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. — To pytanie do prezydenta — odpowiedział krótko.
Andrzej Duda nie pomoże PiS. Kaczyński to wie
Jak już pisaliśmy, wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości ma uważać, że tylko prezydent Andrzej Duda może przerwać te „bezprawne działania obecnej władzy” i doprowadzić w konsekwencji do skrócenia kadencji Sejmu, a co za tym idzie rozpisania nowych wyborów parlamentarnych.
Mimo presji ze strony Nowogrodzkiej i zagorzałych sympatyków PiS nikt w zasadzie w taki przebieg wydarzeń już nie wierzy. Ten scenariusz — jak informował Onet — prezydent Duda miał całkowicie wykluczyć. Potwierdził to publicznie niedawno także szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek.
— Prezydent w ogóle nie myśli o rozwiązaniu Sejmu. Dopiero co były wybory, jest nowy rząd i tyle. Gdyby wysłał ustawę budżetową do TK, to nie rozwiązywałoby Sejmu. Gdyby budżet był przyjęty w sposób niekonstytucyjny, prezydent będzie zmuszony wysłać go do trybunału — mówił w środę wieczorem prezydencki minister.
Dla Prawa i Sprawiedliwości jest to jasny sygnał, że w obaleniu obecnej władzy nie może liczyć na głowę państwa.