Gospodarka na skraju upadku, kryzys na rynku nieruchomości, społeczne niezadowolenie, rekordowo wysokie bezrobocie wśród młodych — a to tylko kilka problemów, które przyprawiają władze w Pekinie o ból głowy. Xi Jinping nie ma innego wyjścia. Aby ukryć słabość własnego reżimu, sięga po swoje sprawdzone narzędzie: groźby.
W swoim noworocznym przemówieniu przywódca Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping zapowiedział, że Tajwan z pewnością zostanie „zjednoczony” z Chinami.
Państwowe media poparły jego oświadczenie, werbalnie atakując władze i ludność wyspy, gdzie 13 stycznia odbędą się wybory. Propagandziści Xi Jinpinga nazywają Williama Laiego — tajwańskiego polityka z rządzącej Demokratycznej Partii Postępowej, która prowadzi w sondażach — „niszczycielem pokoju”.
Kiedy dyktatorzy zaczynają pobrzękiwać szablami, zwykle chcą odwrócić uwagę od prawdziwych problemów związanych z ich autokracją. Tak jest także w przypadku Xi Jinpinga.
Miniony rok był Republiki Ludowej Xi Jinpinga ekonomicznie kiepski. Bezrobocie wśród młodzieży osiągnęło poziom 21 proc. Młodzi, którzy zainwestowali swój czas i kapitał rodziców w edukację, żyją w kraju rządzonym przez przywódcę, który zamiast przeprowadzić reformy na rynku pracy, zaleca im wyjazd na wieś i pracę w polu jak za czasów Mao Zedonga.
Słownik Xi Jinpinga
Fakt, że Xi Jinping stopniowo nie jest już w stanie spełnić swoich obietnic, grozi jego zgubą. Słowa takie jak „reforma” zniknęły ze słownika chińskiego przywódcy, a kwestia „bezpieczeństwa” zajęła w nim najważniejsze miejsce.
W przeszłości reformy pozostawały terminem kluczowym dla nowoczesnej gospodarki. Bezpieczeństwo było za to niemal synonimem państwa inwigilującego, które odrzuca wolność i stara się ograniczyć ją w każdej możliwej formie: od gospodarczej po społeczną.
Pomimo masowej inwigilacji społeczeństwa wszyscy w Chinach widzą, że sprawy nie układają się po myśl przywódcy. W swoim noworocznym przemówieniu Xi Jinping przyznał, że miniony rok „nie był łaskawy dla chińskiej gospodarki”, która nie podniosła się jeszcze po pandemii tak, jak spodziewał się tego władca.
Xi Jinping miał nadzieję, że przekona Chińczyków do konsumpcji, a tym samym pobudzi krajową gospodarkę. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego kraj zmaga się ze spadającymi cenami. Ludzie nie wiedzą, co przyniesie im przyszłość pod rządami Xi Jinpinga, a to sprawia, że coraz więcej osób w Chinach podejmuje decyzję o tym, by nie mieć dzieci, pogłębiając tym samym kryzys demograficzny.
Dyktator ma twardy orzech do zgryzienia
Zgodnie z modelem Organizacji Narodów Zjednoczonych do końca tego wieku liczba osób pracujących w Chinach może zmniejszyć się o połowę do mniej niż 500 mln.
A to jeszcze nie koniec problemów.
Kryzys na rynku nieruchomości w Chinach również nie został zażegnany. Giganci wykorzystali oszczędności klasy średniej do swoich podejrzanych spekulacji. Dwóch największych deweloperów zbankrutowało lub liczy na ratunek ze strony rządu.
Ten kryzys może przerodzić się w kwestię politycznego przetrwania. Chińskie prowincje lwią część swoich dochodów generują ze sprzedaży gruntów pod projekty budowlane. Tych obecnie brakuje, a dopływ pieniędzy ustał.
Wiele osób w Chinach pamięta kryzys w prowincji Henan z lata 2022 r., kiedy to zasoby klasy średniej zostało zniszczone przez spekulacje wysokiego ryzyka. Świat obiegły zdjęcia z protestów, na których klienci domagający się zwrotu depozytów są bici przed budynkiem banku.
Xi Jinping ma się czego bać
Inwazja na demokratyczny Tajwan nie pomogłaby Chinom ekonomicznie. Xi Jinping przekształcił jednak Republikę Ludową w nacjonalistyczny kraj, w którym duża część ludzi może teraz poprzeć wojnę z wyspiarskim państwem.
Propagandziści od zawsze twierdzą, że wyspa to część Chińskiej Republiki Ludowej, która musi zostać „zjednoczona” z kontynentem. W rzeczywistości jednak Tajwan nie był rządzony ani przez Mao Zedonga, ani żadnego z jego następców.
Prawdziwy problem Xi Jinpinga z Tajwanem polega na tym, że wyspiarski kraj jest jedną z najlepszych demokracji na świecie. Chiński przywódca obawia się, że jego poddani na kontynencie będą stawać się coraz bardziej zainspirowani tajwańskim przykładem.
Ogólnokrajowe protesty przeciwko błędnej polityce w walce z pandemią COVID-19 w listopadzie 2022 r. pokazały Xi Jinpingowi i jego świcie, że Chińczycy mogą w każdej chwili pozbyć się Partii Komunistycznej, jeśli będą mieli dość jej rządów. Spośród 1,4 mld ludzi w Chinach tylko 100 mln należy do partii komunistycznej.
Pekin nie ma zbyt wielu opcji
Rankiem 14 stycznia, dzień po wyborach prezydenckich na Tajwanie, świat przekona się, którą opcję wybrał Xi Jinping: rozsądną politykę gospodarczą i finansową czy polityczny substytut — wojnę z Tajwanem.
Po wizycie amerykańskiej polityk Nancy Pelosi w Tajpej w sierpniu 2022 r. Pekin na kilka dni odciął wyspę od świata zewnętrznego. Od tego czasu armia Xi Jinpinga niemal każdego dnia prowokuje i nęka Tajwan. Chińskie okręty wojenne naruszają linię w Cieśninie Tajwańskiej, która oddziela wolny Tajwan od dyktatury Pekinu, a jej myśliwce regularnie naruszają tajwańską przestrzeń powietrzną.
Xi Jinping nie ma już wielu okazji, by przejść od gróźb do czynów. W tym kontekście jego noworoczne przemówienie, w którym jednocześnie mówi o trudnościach gospodarczych i możliwej wojnie z Tajwanem, można odczytać jedynie jako zapowiedź kolejnej wielkiej prowokacji: czy to przedłużającej się blokady wyspy, czy też rozpoczęcia inwazji.
Błędna polityka gospodarcza i finansowa Xi Jinpinga będzie słono kosztowała cały świat.
Żródło: onet.pl