Jack Watling, analityk brytyjskiego Royal United Services Institute, przekonuje na łamach „The Guardian”, że Ukraina wciąż jest w stanie powstrzymać Rosję, jednak potrzebuje do tego większego zaangażowania europejskich partnerów.
Autor przypomina, że w marcu 2023 r. UE podjęła historyczną decyzję o dostarczeniu miliona sztuk amunicji artyleryjskiej na Ukrainę w ciągu 12 miesięcy. Jednak faktyczna liczba naboi zbliżyła się do jedynie 300 tys. Pomimo retorycznych zobowiązań do wspierania obrony Ukrainy przed inwazją Rosji „tak długo, jak to będzie konieczne”, Europa w dużej mierze zawiodła. Trudno jest wierzyć, że pozostałe 700 tys. pocisków zostanie dostarczone w ciągu najbliższego kwartału.
Według danych Zbrojnych Sił Ukrainy latem 2023 r. Ukraina zużywała nawet do 7 tys. pocisków artyleryjskich na dobę. Była w stanie niszczyć rosyjską logistykę i artylerię na tyle skutecznie, że Rosjanie wystrzeliwali jedynie około 5 tys. pocisków dziennie. Obecnie statystyki są zdecydowanie mniej korzystne dla strony ukraińskiej. Dziś ZSU z trudem osiągają poziom 2 tys. pocisków dziennie. W tym samym czasie rosyjska artyleria dobija do około 10 tys. Artyleria to nie wszystko, ale ta dysproporcja świadczy o brakach w zaopatrzeniu w podstawowe środki bojowe na Ukrainie. Jest to też widoczne w innych obszarach, choćby w liczbie bezpilotowców do dyspozycji pododdziałów rozpoznawczych i uderzeniowych.
Amunicja, amunicja i jeszcze raz amunicja
Według szacunków Rosjanie będą w stanie wystrzelić około 5 milionów sztuk amunicji artyleryjskiej na Ukrainie w 2024 r. To ponad 416 tys. pocisków miesięcznie, czyli około 13,8 tys. dziennie. Wynik ten stanie się osiągalny nie tylko dzięki własnym możliwościom produkcyjnym, ale też przez trwające dostawy środków bojowych z Iranu i Korei Północnej. Rosja, której gospodarka jest mniejsza od włoskiej, może produkować znacznie więcej amunicji niż europejscy członkowie NATO razem wzięci. Jeśli ta tendencja się utrzyma, przełoży się to nie tylko na przejęcie inicjatywy przez Rosjan na Ukrainie, ale również będzie fatalnym prognostykiem dla Paktu Północnoatlantyckiego w najbliższych latach. Tym bardziej, że Putin nie wydaje się rezygnować z agresywnej, neoimperialnej polityki.
Jednak to nie oznacza, że dostawy amunicji i sprzętu na Ukrainę stanowią przegraną sprawę. W tym miesiącu estońskie Ministerstwo Obrony opublikowało białą księgę, w której szczegółowo opisano liczby sprzętu wojskowego i środków bojowych niezbędnych do zrównoważenia obrony Ukrainy i wyzwolenia okupowanych terytoriów do 2025 r. Estończycy oszacowali koszty, pokazując, że mieszczą się one w granicach możliwości Europy. Problemem nie są pieniądze, tylko tempo dostaw. Jeśli nie podejmie się kroków w celu wdrożenia tych rozwiązań, Ukraina przegra.
Klęska Rosji w wojnie na Ukrainie jest wciąż realna, ale nie spadnie sama z nieba. Po pierwsze, Ukraina potrzebuje stałego dostępu do broni i amunicji, aby móc zatrzymać ataki Rosji w pierwszej połowie 2024 r. Będzie to wymagało znacznego wsparcia ze strony USA, ale także zwiększenia dostaw od europejskich członków NATO, których zaangażowanie będzie kluczowe. Sporą część dostarczonej dotąd amunicji zakupiono na rynku międzynarodowym lub pobrano z zapasów magazynowych, a inwestycje w europejską produkcję są zbyt wolne. Jednak w miarę wyczerpywania się rezerw utrzymanie wysiłku wojennego Ukrainy w coraz większym stopniu zależy od zwiększenia zdolności produkcyjnych Europy.
Po drugie, jak zauważa Watling, konieczne jest, aby Ukraina naprawiła błędy, które doprowadziły do klęski kontrofensywy w 2023 r. Poprawa szkolenia wojsk musi być najważniejszym priorytetem. W czasie drugiej wojny światowej siły zbrojne Wielkiej Brytanii uznawały 22 tygodnie szkolenia piechoty za minimum niezbędne do osiągnięcia gotowości przez żołnierza, by zasilił jednostkę, w której prowadzono szkolenie na szczeblu batalionu. Ukraińscy poborowi mogą mówić o szczęściu, jeśli otrzymają pięć tygodni szkolenia. Jednocześnie ćwiczenia rzadko odbywają się na szczeblu wyższym niż kompania. Europejscy członkowie NATO muszą rozszerzyć i przedłużyć wsparcie szkoleniowe, aby dać ukraińskim jednostkom szerszy wachlarz możliwości taktycznych, a co ważniejsze, zwiększyć skalę, na której SZU mogą sprawnie dowodzić i synchronizować działania bojowe.
Komplikacje geopolityczne
Konflikt na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza zakłócenia w żegludze handlowej spowodowane atakami rakietowymi Huti w Bab al-Mandab, oznaczają, że dla wielu państw europejskich podjęcie długoterminowych zobowiązań ekonomicznych wobec Ukrainy będzie wewnętrznym wyzwaniem politycznym. To oznacza, że Europa musi postawić na pewien stopień usamodzielnienia się, a inwestycje we własne zdolności produkcyjne są koniecznością.
Jednak takie działania powinny tyczyć się nie tylko sektora obronnego, ale szeroko rozumianego przemysłu. Należy mieć świadomość, że potencjalny konflikt na Pacyfiku, w szczególności na Tajwanie, doprowadzi do paraliżu dostaw towarów z Chin. Dodatkowo to zmusi Stany Zjednoczone, do przeniesienia zaangażowania właśnie do Azji. To sprawi, że Europa będzie musiała liczyć wyłącznie na własne zdolności.
Wojna na Ukrainie nie jest więc pewną formą „kupowania czasu”, ale także wyznacznikiem tego, czy państwa członkowskie NATO w Europie wyciągają wnioski z tej lekcji, zaczynają podejmować działania zmierzające do zwiększenia niezależności od zewnętrznych łańcuchów dostaw, a także podejmują działania umożliwiające wzrost produkcji w sektorze obronnym przynajmniej na takim poziomie, jaki jest wymagany na Ukrainie.
Żródło: defence24.pl