Wypadek na A1. Prokurator krytykuje Zbigniewa Ziobrę. „Takich rzeczy się nie robi”

– Błędem jest to, że wychodzi polityk i mówi o zarzutach, zanim zostaną one komuś ogłoszone. To daje takiemu sprawcy informację, że coś się szykuje – mówi w rozmowie z Onetem jeden z prokuratorów. W ten sposób odniósł się do wystąpienia ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który na jednej z konferencji w tym tygodniu poinformował, że sprawcy wypadku na A1 zostaną postawione zarzuty.

Do wypadku w Sierosławiu na autostradzie A1 doszło 16 września. Zginęła w nim trzyosobowa rodzina, która wracała z wakacji.

Na miejscu szybko pojawiły się służby. Straż pożarna od razu mówiła o dwóch autach, które uczestniczyły w wypadku. Jednak po weekendzie ukazał się policyjny komunikat, w którym nie wspomniano o bmw. Mowa była natomiast o tym, że kia z „niewyjaśnionych przyczyn” uderzyła w bariery ochronne i zapaliła się.

Następnego dnia w sieci pojawiły się nagrania, które dowodziły, że w zdarzeniu mogło uczestniczyć też bmw. Na filmach widać jadące z dużą prędkością bmw, a chwilę potem płonącą kię.

Internauci ruszyli z własnym śledztwem. Szybko ustalili, kim był kierowca bmw, że jest to członek rodziny łódzkich przedsiębiorców. Zaczęli publikować jego dane w sieci. Wtedy też pojawiły się informacje, według których kierowca bmw miałby być w jakiś sposób powiązany z policją. Doniesieniom tym zaprzeczyła zarówno policja, jak i prokuratura.

  Onet skontaktował się z ojcem mężczyzny  , który kierował bmw. Powiedział, że jego syn był uczestnikiem wypadku, a nie jego sprawcą, natomiast „internet wydał już niesłuszny wyrok”.

We wtorek prokuratura opublikowała oświadczenie, w którym napisano m.in., że trwają intensywne działania mające na celu przesłuchanie świadków. Na temat kierowcy bmw, którego wątek budził największe poruszenie w społeczeństwie, prokuratura nie udzieliła zbyt wielu informacji – podała tylko, że „przeprowadzono u niego badanie trzeźwości i test na obecność substancji odurzających z wynikiem negatywnym” oraz że pojazd bmw uczestniczył w wypadku, tak jak kia, którą jechała rodzina.

W środę minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił, że z ustaleń biegłego wynika, że  bmw poruszało się z prędkością co najmniej 253 km na godzinę  . W czwartek  Ziobro zapowiedział, że kierowcy bmw zostaną postawione zarzuty  , natomiast w piątek  poinformował o wydaniu listu gończego za kierowcą bmw  , podejrzanym o spowodowanie tragedii.

Wtedy też prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim upubliczniła wizerunek 32-latka. To Sebastian Majtczak.

Na temat działań śledczych ws. wypadku na A1 rozmawiamy z prokuratorem, który brał udział w wielu postępowaniach dotyczących tego typu zdarzeń ze skutkiem śmiertelnym.

W jego ocenie od samego początku było wiadomo, że w tym wypadku brały udział dwa pojazdy. – Mieliśmy spaloną kię i bmw z rozbitym przodem. Wiadomo, że te dwa samochody musiały mieć ze sobą kontakt albo jeden z nich uciekając, uderzył o coś innego – podkreśla.

– Nie potrafię ocenić, czy już na tym etapie były podstawy do zatrzymania kierowcy bmw – zaznacza. – Powinien być zatrzymany, jeśli był pod wpływem alkoholu albo narkotyków – dodaje.

Wiadomo jednak, że w tym przypadku tak nie było. Wynik tych badań, o czym wspominała prokuratura, był negatywny.

– W większości wypadków drogowych stawia się zarzuty, jak ma się opinię biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych albo chociaż wstępną opinię – przekonuje nasz rozmówca.

Przestrzega przed zarzucaniem opieszałości śledczym z Piotrkowa Trybunalskiego, bo jak mówi prowadzone przez nich działania, nie są łatwe i wymagają czasu. – Mamy tu do czynienia z mnóstwem logistycznej pracy, z której wielu nie zdaje sobie sprawy. Trzeba było przeprowadzić sekcję ofiar, by wykluczyć np., że kierowca kii nie miał zawału albo nie dostał udaru – mówi.

– Trzeba było zabezpieczyć wraki samochodów. Znaleźć i powołać biegłych, którzy zrobią oględziny ich stanu technicznego. Pościągać wszystkie filmiki, by ustalić m.in. prędkość, z jaką się poruszały. To wszystko trzeba było zebrać i przeanalizować. To wszystko trwa – przekonuje prokurator.

Prokurator, z którym rozmawiamy, za błąd uważa jednak wypowiedzi ministra Ziobry. – Błędem jest to, że wychodzi polityk i mówi o zarzutach, zanim zostaną one komuś ogłoszone. To daje takiemu sprawcy informację, że coś się szykuje – zaznacza prokurator. – Wczujmy się w rolę sprawcy. Gdy pojawia się informacja publiczna, że ma mieć zarzuty, to wiadomo, że stara się on przed tym jakoś obronić, np. poprzez ucieczkę – dodaje.

Prokurator mówi wprost, jaka powinna być kolejność podejmowanych działań. – Najpierw prokurator powinien wydać postanowienie o przedstawieniu zarzutów oraz spróbować podejrzanego zlokalizować i go doprowadzić. Jeśli się uda, minister może się chwalić, a jak się nie udało, bo wiemy, że uciekł, to może iść przekaz medialny, że uciekł i się ukrywa – podkreśla.

Zdaniem naszego rozmówcy do czasu przesłuchania podejrzanego Ziobro nie powinien też publicznie mówić o prędkości, z jaką jechało bmw. – Takich rzeczy się nie robi, bo to może szkodzić postępowaniu – uważa. I dodaje: – Odnoszę wrażenie, że pan minister próbuje zbić na tej sprawie kapitał polityczny.

W liście gończym wystawionym za Sebastianem Majtczakiem prokuratura przywołuje artykuł 177 kodeksu karnego. Dotyczy on wypadku komunikacyjnego. Jego paragraf drugi brzmi: „jeżeli następstwem wypadku jest śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.

W trakcie piątkowej konferencji Ziobro mówił tak: – Wydałem polecenie prokuratorowi rozważenia uzupełnienie kwalifikacji prawnej czynu o sprowadzenie bezpośredniego zagrożenia katastrofy w ruchu lądowym.

Potem zaznaczył jeszcze: – W międzyczasie prosiłem również o rozważenie przez prokuratorów, jeśli okoliczności na to by wskazywały, możliwość kwalifikacji nawet zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Dotyczy to sytuacji zupełnie ekstremalnej, gdyby okazało się, że doszło do naruszenia elementarnych zasad bezpieczeństwa. Nie chcę przesądzać, że takie ustalenia zostaną dokonane. Doszło do drastycznego przekroczenia zasad bezpieczeństwa, to wiemy na pewno.

– Jedno i drugie jest kompletnym absurdem – mówi Onetowi sędzia Dariusz Mazur, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Themis.

– Z katastrofą w ruchu lądowym możemy mieć do czynienia zasadniczo przy wypadku samolotu, pociągu, autobusu, kiedy liczba ofiar może być z góry trudna do określenia. Tu natomiast mamy zdarzenie z udziałem dwóch samochodów, więc to moim zdaniem nie jest tego typu kategoria – wyjaśnia Mazur.

– Zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym jest z kolei zagrożony dożywotnim pozbawieniem wolności. Trzeba by przyjąć, że kierowca bmw przewidywał śmierć tych ludzi i godził się na nią. To jest przestępstwo umyślne. Możemy o nim mówić, gdyby ktoś użył samochodu po to, żeby kogoś celowo zabić – dodaje. W jego ocenie w wypadku na A1 takiego zamiaru nie było, a przynajmniej nie wskazują na to żadne okoliczności sprawy.

– Wypowiedź ministra Ziobry ma charakter populistyczny, po raz kolejny kreuje się na twardego szeryfa. Paradoksalnie w ten sposób może strzelić sobie w kolano i doprowadzić do tego, że – o ile sprawca będzie poszukiwany w Europie na podstawie europejskiego nakazu aresztowania – to z nastąpi odmowa jego wydania do Polski – uważa sędzia Mazur.

– W całej Europie jest bowiem wiadome, że prokuratura w Polsce jest upolityczniona i realizuje wolę prokuratora generalnego, który będąc zarazem ministrem sprawiedliwości, ma ogromny wpływ na postępowania dyscyplinarne przeciwko sędziom, a także za pośrednictwem podległych mu prezesów sądów może stosować wobec sędziów represje administracyjne – podkreśla.

Na koniec dodaje: – Wcale się nie zdziwię, jeżeli obrońcy poszukiwanego podniosą zarzut, że w razie przekazania go do Polski nie będzie on miał zagwarantowanego prawa do rzetelnego procesu przed niezależnym i bezstronnym sądem, gdyż bezpośrednio zaangażował się w nią wszechwładny minister sprawiedliwości.

Po wydaniu listu gończego za Sebastianem Majtczakiem jego poszukiwaniem zajmuje się policja. – Schemat działań zawsze jest taki sam – mówi nam były policjant CBŚP. – Trzeba pamiętać, że paleta możliwości policji jest w znacznym stopniu ograniczona – dodaje.

Nie chce jednak zdradzać szczegółów metod operacyjnych, by nie nie udzielać poszukiwanemu instrukcji, jak nie dać się złapać.

Nie jest jednak tajemnicą, że policjanci będą próbowali namierzyć go poprzez internet i kontakty z bliskimi. – Niewykluczone, że ktoś pomógł mu uciec za granicę i ktoś wie, gdzie on przebywa. Pewnie jest zabezpieczony na jakieś trzy miesiące. Ale później ktoś będzie musiał wysłać mu środki na przeżycie. Na pewno ma kontakty, z których będzie chciał skorzystać – słyszę na koniec.

Dwa źródła Onetu twierdzą, że przez ostatnie kilka dni Majtczak przebywał w Niemczech, zaś  w piątek miał opuścić Europę  .

ONET.PL

Więcej postów