A następne etapy to, jak dodaje rozmówczyni Onetu, wypakowywanie i dystrybucja po różnych oddziałach i piętrach szpitala.
– Posiłek taki, choćby był zrobiony z najlepszych składników zawsze będzie uparowany, rozgotowany, zimny i niesmaczny – stwierdza Tokarczyk. – Coraz częściej wykorzystuje się podgrzewane wózki do dystrybucji potraw, niemniej co do zasady niewiele to zmienia.
Pacjenci i szpitale ofiarami „monopoli”
Skąd się bierze zamawianie posiłków od firm w odległości „często 30, a nawet więcej kilometrów”?
Tokarczyk zwraca uwagę na kolejny problem, niezależny od wysokości stawki żywieniowej: szpitale bez własnej kuchni w małych miastach zwykle nie znajdują w nich miejscowej firmy kateringowej, bo na takim rynku lokalnym działają zazwyczaj drobne biznesy, które nie poradziłyby sobie z codziennym przygotowaniem kilkuset czy nawet tysiąca posiłków dla pacjentów.
– Wówczas szpitale w ofercie zaznaczają na przykład, że dopuszczają udział w przetargu firmy zlokalizowane np. 30 – 50 km od placówki, co od razu wpływa na wyższy koszt usługi oraz jej jakość – tłumaczy Tokarczyk.
Ale i wtedy — jak twierdzi ekspertka — w przetargu zostaje „ograniczona liczba firm, często jedna, która zdecyduje się świadczyć usługi i wówczas to już ona rozdaje karty, zwykle oczywiście kosztem pacjentów”.
W efekcie zdaniem Tokarczyk szpitale w małych miastach zmagają się wręcz z monopolami.
– Co przekłada się na to, że szpital niewiele może zrobić, jeśli na przykład nie zgadzają się gramatury, potrawy są zimne, nie docierają na czas. Można wysyłać upomnienia, naliczać kary umowne, a nawet rozwiązać umowę, jeśli dla przykładu w pożywieniu wykrywane są bakterie zagrażające życiu. Ale co dalej? – pyta retorycznie ekspertka. – Pacjenci pozostaną bez posiłków?
Konsultacje z dietetykiem w szpitalu nowością? No niekoniecznie…
– Podniesienie stawki żywieniowej w szpitalach przyniesie dodatkowe zyski wybranym firmom kateringowym, jednak na pewno nie pacjentom – sumuje Tokarczyk. – Aby posiłki były smaczne, pożywne i bezpieczne dla zdrowia, trzeba pochylić się nad całym systemem: między innymi ułatwić przedsiębiorcom otwieranie nowych firm świadczących usługi dostarczania posiłków do placówek medycznych, tworząc konkurencję na rynku.
Ekspertka z Piotrkowa odnosi się również do wtorkowej zapowiedzi minister zdrowia, zgodnie z którą program „Dobry posiłek” przyniesie pacjentom szpitali także „możliwość konsultacji z dietetykiem”.
– Nie jest to dla mnie żadna nowość, nie wiem skąd ten pomysł, skoro moim głównym zadaniem dietetyka w szpitalu były właśnie indywidualne konsultacje z pacjentami – wspomina Tokarczyk. – W szpitalu, w którym pracowałam na oddziałach, wisiała informacja o tym, że każdy pacjent zainteresowany rozmową z dietetykiem powinien zgłosić się do punktu pielęgniarskiego, który umówi dietetyka na konsultacje z pacjentem. Działało to bezbłędnie, zwykle w tym samym dniu pojawiałam się przy łóżku pacjenta, analizując jego stan, wyniki badań oraz przekazując zalecenia. Niejednokrotnie wysyłałam do pacjentów maile z różnymi ciekawostkami, złożeniami, planem dietetycznym.
Na koniec Tokarczyk ma ważną uwagę dla minister zdrowia.
– Ważne, aby pacjent miał możliwość bezpłatnej konsultacji dietetycznej, także zanim trafi do szpitala. Rząd bezzwłocznie powinien zapewnić polskim obywatelom dostęp do dietetyka w ramach podstawowej opieki zdrowotnej, tym bardziej, ze większość hospitalizacji jest „dietozależna”, wyłączając na przykład ortopedię czy położnictwo – zauważa ekspertka z Piotrkowa.
Catering w szpitalach powinien byc zabroniony
Tylko kuchnia w szpitalu da odpowiedni efekt i nontrole