TVP od środka. „Kładł rękę na czole, dawał święte obrazki”

Niezależny dziennik polityczny

Po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza premier Mateusz Morawiecki zaczął sondować wyrzucenie Jacka Kurskiego z TVP. Zablokował to sam Jarosław Kaczyński — te i inne fakty dotyczące Telewizji Polskiej za czasów Prawa i Sprawiedliwości ujawnia Kamil Dziubka w książce „Kulisy PiS”.

Publikujemy fragment książki „Kulisy PiS”.

Poseł: – Ponoć prezesurę na Woronicza Jarosław wstępnie obiecał Krzysztofowi Skowrońskiemu. Najzabawniejsze jest to, że Kaczyński już wtedy dobrze wiedział, że TVP weźmie Kura.

Poseł: – Kurski od razu położył łapę na wszystkim. Nie chciał się dzielić realną władzą. Były rozmowy, w których brał udział on, Paweł Kukiz i kuzyn prezesa Jan Maria Tomaszewski. Kukiz chciał mieć kontrolę nad TVP2 i całą rozrywką w telewizji. Mówił, że Kura to spiep***y, bo się na tym nie zna. Powiedział, żeby PiS wziął sobie resztę, w tym informację i publicystykę. Nic z tego nie wyszło, bo sobie nie zdawał sprawy, jak ważna dla Kurskiego jest rozrywka, co potem pokazały kolejne sylwestry. Ludzie z Zakopanego mi opowiadali, że Jacek rozpytywał o możliwość podświetlenia Giewontu, żeby ładnie na obrazku to wyglądało. Zresztą to Zakopane i disco polo wymyśliła późniejsza żona Kurskiego.

Minister: – O tym, że Kurski zostanie prezesem TVP, Beata Szydło dowiedziała się prawie na końcu. Nie chciała Kury. Wszyscy zresztą sądziliśmy, że wpływ na Telewizję Publiczną będzie miał Piotr Gliński, który należał do takich najbardziej umiarkowanych polityków PiS-u, natomiast stało się podobnie jak z Ziobrą. Kurski przyszedł do Kaczyńskiego, przedstawił mu plan czystki i przekonał go do tego, że jest w stanie przeprowadzić zmiany w Telewizji Publicznej. Pamiętam, że bardzo szybko pojawiły się napięcia pomiędzy Morawieckim, Glińskim i Gowinem a Kurskim. Wszyscy wicepremierzy pielgrzymowali do Jarosława, żeby wypiep***ł Kurę. Kaczyński im za każdym razem mówił, że się „zastanowi”.

PR-owiec: – Kurski przez pierwsze miesiące w TVP nie czuł się pewnie. Z jednej strony wiedział, że musi się poukładać z różnymi frakcjami, z drugiej był świadom tego, że jego los zależy tylko i wyłącznie od Jarosława. Dość szybko doszło zresztą do nieudanej próby zamachu na niego. Latem 2016 roku Kaczyński wyjeżdżał na wakacje. Wiedział o tym Czabański jako szef Rady Mediów Narodowych, która miała formalne prawo wyrzucić Kurskiego. A najlepiej takie tematy załatwiać, jak Kaczyńskiego nie ma w Warszawie albo jest w szpitalu. Tyle że Czaban pomylił się o jeden dzień i nie wiedział, że Kaczyński jeszcze nie wyjechał. Rada odwołała Kurę, a ten od razu pojechał na Nowogrodzką i ubłagał prezesa, żeby to cofnął. I cofnął. Czabański nigdy go nie lubił. I w różnych sprawach miał wpływ na Kaczyńskiego, bo się znają od bardzo dawna, lubią koty i tak dalej, ale Kurski był większym cwaniakiem od niego. Przynosił na Nowogrodzką jakieś prezentacje, pokazywał wykresy i przekonał prezesa, że dobre wyniki PiS na wsiach i w małych miasteczkach to jest jego zasługa. Podobno Jacek zlecił też zbieranie jakichś kompromitujących materiałów na Czabańskiego. Kura poczuł się pewniej, gdy po dwóch miesiącach od tego zamachu na niego Rada Mediów Narodowych powołała go na pełnoprawnego prezesa.

Obrazek z wizerunkiem św. Rity

Pracownik TVP: – Jak Kurski się rozsiadł na Woronicza, to od razu było widać zmianę. Na reportera do „Wiadomości” przyszedł gość prosto z Telewizji Trwam, który zresztą był też absolwentem uczelni ojca Rydzyka. Wszedł do budynku niemalże jak wysłannik samego Pana Boga. Zaczął ludziom rozdawać święte obrazki i różańce. Podchodził do dziewczyn, kładł im rękę na czole i mówił: „Kochana, widzę, że dzisiaj potrzebujesz pomodlić się do Świętej Rity. Zostawiam ci obrazek z jej wizerunkiem”.
Były pracownik TVP: – Na początku „Wiadomościami” kręciła Marzena Paczuska. Na kolegium redakcyjnym rozdawała tematy reporterom, ale tylko te, które nie dotyczyły twardej polityki. Ci, którzy dostawali polityczne tematy, musieli iść do gabinetu Paczuskiej i dopiero tam otrzymywali dyrektywy. Być może było jej głupio wydawać instrukcje przy wszystkich, zwłaszcza że początkowo ekipa programu była jeszcze mieszana. Część reporterów, których nie zdążyli wyrzucić, pochodziła z poprzedniej wiadomościowej ekipy. Instrukcje były spisywane na karteczkach. Paczuska do tego stopnia pilnowała wszystkiego, że rozpisywała reporterom, co konkretny rozmówca ma im powiedzieć. Nie na jakie pytania ma odpowiedzieć, tylko co ma w tej wypowiedzi paść. Mówiąc w skrócie, konkretny człowiek miał powiedzieć, że Tusk jest ch****m, i dopóki nie wyciągnęło się rozmówcy z gardła takiej wypowiedzi, nie było sensu wracać do redakcji. Właściwie to reporter mógł nawet nie zadawać pytań, byleby padło to, czego Paczuska chciała. Ona potrafiła zadzwonić do rozmówcy, który miał być nagrywany, żeby już wcześniej uzgodnić to, co on ma powiedzieć. Bardzo chętnie zgadzał się na to Stanisław Janecki z „Sieci”. Przyjeżdżał do niego człowiek z operatorem kamery, a Janecki mówił: „Dobra, Marzenka Paczuska dzwoniła, ja już znam pytania, więc od razu mogę mówić”.

Kamil Dziubka: – Kurski się pojawiał w newsroomie „Wiadomości”?

Były pracownik TVP: – Tylko wtedy, kiedy przychodził jako rozmówca do „Gościa Wiadomości”, czyli programu publicystycznego tuż po „Wiadomościach”. Wówczas odwiedzał Paczuską w jej gabinecie. Natomiast częstymi gośćmi byli u niej bracia Karnowscy, którzy potrafili w jej gabinecie siedzieć godzinami.

Były dziennikarz TVP: – W pierwszych miesiącach Kurski ufał bardzo wąskiej grupie ludzi w firmie, dlatego chciał kontrolować prawie wszystko, co się pojawiało w informacjach. Odpowiednie przekazy dnia wysyłał do dyrektorów, a ci przekazywali to niżej: do kierowników i wydawców. Słyszałem, że zażądał też dostępu online do scenariuszy programów informacyjnych, włącznie z tekstami materiałów. I dostał to. Mógł z każdego miejsca na świecie w kilka sekund sprawdzić, czy w materiale o dziurach w drodze nie będzie niczego negatywnego na temat PiS. A jak bezpośrednio nie mógł podglądać, co będzie w programie, to kazał tego pilnować swoim zaufanym ludziom i na bieżąco relacjonować. Były też pojedyncze przypadki, kiedy Kurski pojawiał się w reżyserce jakiegoś programu. Nie po to, żeby ręcznie sterować wydawcami, ale żeby wywrzeć presję. Na początku przez jego ręce przechodziły nawet listy tematów i gości, którzy w kolejnych dniach mieli się pojawić w TVP Info. Jeśli coś się Kurze nie spodobało, od razu trzeba było to zmieniać. Potrafił też zadzwonić osobiście z wytycznymi dotyczącymi konkretnych materiałów, które miały się ukazać w „Wiadomościach”.

Morawiecki chciał usunąć Kurskiego

Wiceminister: – Wiem, że był jeden moment naprawdę ostrej scysji w obozie dotyczącej Kurskiego. To było tuż po zamachu na Pawła Adamowicza. Chyba pierwszy raz na własne oczy widziałem taką konsternację najważniejszych polityków naszej ekipy. Modliliśmy się, żeby Adamowicz przeżył. Łukasz Szumowski, który wtedy był ministrem zdrowia, poleciał do Gdańska tuż po ataku. Prezydent jeszcze żył, ale Szumowski jeszcze ze szpitala dał nam sygnał, że to kwestia godzin, może minut. Wiedział, co mówi. Jest kardiologiem. W tych dniach odbyła się narada na Nowogrodzkiej. Premier Morawiecki zaczął sondować temat wymiany Kurskiego. Wtedy do akcji wkroczył sam Kura. Pojechał do prezesa i przekonał go, że nie można się cofać i trzeba trzymać się dotychczasowej linii. Pokazał mu fragmenty materiałów z przeszłości, w których politycy Platformy krytykują Adamowicza, i powiedział, że ludziom się wytłumaczy, że tak naprawdę dawni koledzy partyjni zaszczuli prezydenta Gdańska. Kaczyński to kupił.

Polityk PiS: – Siłą Kury były media liberalno-lewicowe i opozycja. Bo to oni narzucili przekaz, że dzięki Kurskiemu PiS wygrywa wybory. Szczerze? To są bzdury. On oczywiście utwardzał pewną część elektoratu, ale też z drugiej strony tym radykalnym przekazem zbudował Konfederację. Naprawdę można osiągać te same efekty, nie robiąc z TVP symbolu szmiry. Poza tym, gdyby nie coroczne dotacje z budżetu, to tam z pieniędzmi naprawdę byłoby cienko. Telewizja wypuściła obligacje i inne papiery dłużne, które w kolejnych latach będą kosztowały setki milionów złotych. No ale jak się robi koncerty za kilka milionów, które powinny kosztować co najwyżej kilkaset tysięcy, to taki jest efekt. Programy, w których gaże przekraczają kilkukrotnie ceny rynkowe, to jest kolejny element.

Pracownik TVP: – Normalnie zbicie podestu pod plenerowe studio dla programu śniadaniowego powinno kosztować pięć, dziesięć tysięcy złotych. Sam widziałem fakturę za tę usługę na czterdzieści pięć tysięcy. Zrobiła to oczywiście firma zewnętrzna. Inny przykład. W pewnym momencie na Woronicza zbuntowali się kierowcy, którzy powiedzieli, że z firmy wylewa się morze pieniędzy, a oni jeżdżą za te same stawki od lat. Tak się zaparli, że TVP musiała wynająć firmę zewnętrzną do wożenia ekip. Koszt? Osiemset złotych za dzień. Panie, to chore jest. Pamiętam też, że u nas na antenie był kiedyś materiał o tym, że Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała na roaming telefoniczny czterdzieści pięć tysięcy złotych, które wydzwoniła w trakcie delegacji zagranicznych. A niedługo potem się okazało, że jeden z orłów propagandy u nas wydał na telefon za granicą ponad sto tysięcy złotych.

Bywalec Nowogrodzkiej: – Kurski w pewnym momencie uwierzył, że może być samodzielnym graczem. Miał ambicję strącania ministrów, może nawet samego Morawieckiego. Pycha go zgubiła. A wydawało się, że jest już takim stałym elementem obozu. Jak Maciej Szczepański za Gierka. Taki czerwony książę w wydaniu pisowskim.

PR-owiec: – Kurski szukał człowieka, który zrobi film uderzający bezpośrednio w Morawieckiego. Chodziło o to, żeby wprost go powiązać z aferą GetBack. Nie z tym, że Kornel Morawiecki kiedyś tam interweniował w tej sprawie, tylko że Mateusz de facto w tym siedział i może jeszcze na tym zarobił. Kazał Kura swoim giermkom zbierać kwity i chodził z tym po mieście. No, tylko że się każdy bał, bo ludzie wiedzieli, że to za gruba akcja.

Poseł: – Ktoś zorganizował kolację i to wcale nie w jakimś wąskim gronie. Był Jarosław, był Morawiecki, ktoś tam jeszcze i Kurski. No to Kura, ośmielony, zaczął jakieś teksty rzucać w kierunku Mateusza. Niby żarciki, ale tak naprawdę wbijał mu mocne szpile. Ludzie zaczęli patrzeć po sobie, bo się to zrobiło aż niezręczne. Niedługo potem Karnowscy zrobili galę nagrody Człowiek Wolności. Kurski tam jakiś laur dostawał. No i może nic by nadzwyczajnego w tym nie było, gdyby nie to, że zrobili specjalny film na jego cześć i go tam wyemitowali. A potem jeszcze Kura miał długie przemówienie. Najgorsze było to, że Jarosław siedział w pierwszym rzędzie i obserwował, jak Jacka właściwie na ołtarze wynoszą. Minę miał nietęgą. Długo na tej imprezie nie zabawił.

Żródło: wiadomosci.onet.pl

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.