Kolejne prowokacje ze strony Rosji i Białorusi powodują rosnące zaniepokojenie opinii publicznej, która zadaje sobie pytanie, czy Polsce nie grozi wojna. Polsce nie grozi wojna, możliwe są jednak różnego rodzaju prowokacje graniczne. Rząd w tej sprawie popełnia jeden błąd.
- Problem zaczyna się, gdy przyjrzymy się warstwie medialnej. Trudno nie odnieść wrażenia, że rząd PiS robi bardzo dużo szumu wokół powyższej problematyki
- Nasze władze z jednej strony działają twardo (co jest słuszne), ale z drugiej działają też niestety bardzo głośno, co jest już dla odmiany poważnym błędem
- Głośne, publiczne informowanie o każdym wzmocnieniu granicy oznacza, że Rosjanie i Białorusini mają większą pokusę, by polskie władze spróbować ośmieszyć
Rosja, jak bardzo wyraźnie widać w Ukrainie, jest co prawda w stanie powstrzymywać ukraińską kontrofensywę, ale sama nie wydaje się być zdolna do podjęcia zakrojonych na szerszą skalę działań ofensywnych. Z całą zaś pewnością nie jest w stanie wygrać wojny z Ukrainą.
Nawet jeśli Moskwa osiągnęłaby jeszcze jakieś sukcesy na polu walki, to nie zmienią one generalnego obrazu sytuacji. Już sam ten fakt powoduje, że prawdopodobieństwo jakiegokolwiek ataku na państwo członkowskie NATO (nie tylko na Polskę, ale również Litwę, Łotwę lub Estonię) jest bliskie zeru.
Jak wypełznąć z wojny?
Bardzo wiele wskazuje też na to, że w Moskwie dojrzewa świadomość, iż wojnę trzeba w jakiś sposób zakończyć. Nie oznacza to oczywiście, że stanie się to szybko, chociaż z drugiej strony nie można wykluczyć również i takiego scenariusza.
Do szybkiego zakończenia wojny mogłoby dojść w wyniku np. pałacowego zamachu stanu w Rosji albo w wyniku nieoczekiwanego, nagłego sukcesu nieoficjalnych rozmów, które, jak już powszechnie wiadomo, niezmiennie toczą się pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją.
Eskalacja w celu deeskalacji
Problem polega na tym, że Rosja zna jedną formę negocjacji, którą jest eskalacja napięcia oraz mnożenie żądań, z których w założeniu Moskwa następnie ma zrezygnować, a napięcie obniżyć w nadziei na to, że w ten sposób uzyska więcej, niż powinna, biorąc pod uwagę realną sytuację.
Powyższa metoda, wywodząca się jeszcze z tradycji sowieckiej dyplomacji, powoduje, że nie można odrzucić hipotezy, iż Rosjanie w kooperacji z Białorusinami zaostrzają sytuację na granicy z Polską nie tylko po to, by destabilizować nasz kraj przed wyborami.
Jeśli tak jest, to wynikają z tego dwa wnioski. Optymistyczny wniosek sprowadza się do tego, że na pewno nie chodzi o wojnę (do której prowadzenia ani Rosja, ani Białoruś nie mają dostatecznych sił i która nie ma sensu, jeśli prowokacje mają być metodą negocjacji z Zachodem albo środkiem do siania chaosu w Polsce).
Wniosek pesymistyczny jest taki, że jeśli celem prowokacji jest poprawienie swojej sytuacji negocjacyjnej, to biorąc pod uwagę fakt, iż póki co cel ten nie został osiągnięty, Rosjanie mogą posunąć się dalej, niż do tej pory.
Scenariusze prowokacji
Dokładnie dlatego na serio trzeba brać możliwość kolejnych incydentów, takich jak naruszanie przestrzeni powietrznej, ale też innych, wśród których należałoby wymienić choćby próbę szturmu granicy przez migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, wśród których mogliby znaleźć się uzbrojeni członkowie grupy Wagnera, którzy mogliby próbować sprowokować wymiana ognia.
Nie można wykluczyć niestety również ograniczonego w skali aktu sabotażu na terenie Polski. Na taki scenariusz wskazywałaby rosnąca aktywność rosyjskich służb w pobliżu obiektów polskiej infrastruktury krytycznej. Możliwa jest również próba porwania polskiego oficera lub żołnierza z terenu przygranicznego, tak jak to skądinąd raz już, w 2014 r., zrobili Rosjanie, porywając z terytorium Estonii oficera estońskich służb specjalnych Estonia Kohvera.
Działać twardo, ale dyskretnie
Wszystko powyższe powoduje, że jakkolwiek Polsce wojna nie grozi, to równocześnie wzmacnianie granicy, które – dodajmy – oznacza również jej uszczelnianie, czyli przeciwdziałanie jej nielegalnemu przekraczaniu przez migrantów jest działaniem nie tylko zasadnym, ale wręcz koniecznym z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. W tym sensie działania władz RP są słuszne.
Problem zaczyna się, gdy przyjrzymy się warstwie medialnej. Trudno nie odnieść wrażenia, że rząd PiS robi bardzo dużo szumu wokół powyższej problematyki. W istocie zwiększanie bezpieczeństwa wymagałoby z jednej strony fortyfikacji granicy i wysyłania tam dodatkowych jednostek oraz równoczesnego dyskretnego przesyłania sygnałów do Moskwy i Mińska, że zamierzamy grać z nimi twardo.
Innymi słowy, należałoby, tak jak to skądinąd czynią od dłuższego czasu na przykład Amerykanie, działać twardo, ale mówić mało. Nasze władze z jednej strony działają twardo (co jest słuszne), ale z drugiej działają też niestety bardzo głośno, co jest już dla odmiany poważnym błędem.
To ostatnie sprawia wrażenie działania podyktowanego wewnątrz polityczną kalkulacją, tj. próbą przedstawiania się przez PiS jako partii, która będzie twardo bronić Polski i Polaków.
Problem polega na tym, że głośne, publiczne informowanie o każdym wzmocnieniu granicy oznacza, że Rosjanie i Białorusini mają większą pokusę, by polskie władze spróbować ośmieszyć. Innymi słowy, mówiąc za dużo, władze państwa w znacznym stopniu osłabiają pozytywne efekty tego, co robią w tzw. realu.
Żródło: onet.pl