To obecnie najważniejsza medialna informacja w Polsce: 1 sierpnia doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie. To kolejny „policzek” wymierzony polskiej obronie przeciwlotniczej czy też niewarty wpadania w histerię incydent?
- Mamy kłopoty z obroną powietrzną. Najpierw rosyjska rakieta przeleciała pół Polski i miesiącami leżała w lesie. I została znaleziona przypadkowo przez miłośniczkę konnych przejażdżek.
- Teraz dzięki cywilom wojsko dowiedziało się, że białoruskie śmigłowce przeleciały granicę…
- Polska buduje dopiero system obrony powietrznej. W ostatnim czasie ma się jednak w tej mierze czym pochwalić.
Białoruskie śmigłowce Mi-24 i Mi-8 podczas ćwiczeń przeleciały przez polską granicę. Taką możliwość zasygnalizowali mieszkańcy Białowieży. I zaczął się komunikacyjny galimatias.
Początkowo Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych RP nie potwierdziło incydentu. Według wojska systemy radarowe nie wykryły naruszenia granicy. Powiedział o tym rankiem 1 sierpnia rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych RP. Ale kilka godzin później Ministerstwo Obrony Narodowej zmieniło zdanie…
Najpierw ukazał się komunikat Ministerstwa Spraw Zagranicznych, że białoruskie maszyny naruszyły jednak przestrzeń powietrzną Polski. Potem dopiero potwierdził tę informację MON. Od razu pojawiły się komentarze nawiązujące do rakiety, która wleciała do Polski i przez kilka miesięcy leżała niezauważona w lesie. Żartowano, że tym razem resort obrony poinformował o granicznym incydencie już nie po kilku miesiącach, a po kilkunastu godzinach.
W reakcji na to zdarzenie Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej, polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy z Białorusią i wydzielić dodatkowe siły oraz środki, w tym śmigłowce bojowe. O incydencie zostało poinformowane NATO.
– Bez wątpienia to działania prowokacyjne, wymierzone we wschodnią flankę NATO i RP – powiedział w środę w Programie 1 Polskiego Radia wiceszef resortu obrony Wojciech Skurkiewicz.
Śmigłowce mogą odbywać loty wzdłuż granicy, jeśli są one zgłoszone
Zareagował także Pentagon. Jego rzecznik gen. Patrick Ryder oznajmił po raz kolejny, że Ameryka bardzo poważnie podchodzi do bezpieczeństwa NATO i będzie pracować z sojusznikami, by zapewnić, że każdy centymetr kwadratowy Sojuszu Północnoatlantyckiego pozostaje bezpieczny.
Nie zmienia to faktu, że to już kolejny przykład naruszenia polskiej granicy – najpierw przez pocisk rakietowy mogący przenosić głowicę jądrową, potem przez balon rozpoznawczy o niewyjaśnionej proweniencji, a teraz śmigłowce obcego państwa.
Czy to znaczy, że system obrony polskiego nieba wciąż szwankuje? Gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM, uważa, że to rzeczywiście dziwna sytuacja. Wskazuje na brak profesjonalizmu dowódców, którzy odpowiadają za obronę przestrzeni powietrznej.
W czasie pokoju nie prowadzi się stałego nadzoru przestrzeni powietrznej poniżej 3 km. Wiedząc o białoruskich ćwiczeniach, należało, poza systemami, które na co dzień funkcjonują, przygotować dodatkowe systemy obrony powietrznej, pozwalające prowadzić monitorowanie przestrzeni powietrznej na niskich wysokościach.
Gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, tonuje emocje. Twierdzi, że tego incydentu nie należy demonizować i wpadać w histerię. Jeśli prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka z przywódcą Rosji Władimirem Putinem zobaczą, że ćwiczenia przy granicy powodują panikę w Polsce, to takich przelotów będzie więcej.
Przyznaje też, że istnieją systemy, które wychwytują obiekty również na niskich wysokościach. Pytanie tylko, czy my je w ogóle rozwijamy?
Podobnie uważa gen. Tomasz Drewniak, były inspektor Sił Powietrznych RP. Jego zdaniem, tak jak polskie, również białoruskie siły mogą odbywać loty wzdłuż granicy i jeśli zostaną one zgłoszone, są zgodne z przepisami. Skoro jednak wiedzieliśmy, że przy granicy będą odbywać się ćwiczenia, no to powinniśmy postawić środki dyżurne podwyższonej gotowości.
MON było zainteresowane nową platformą koncernu Saab GlobalEye
Nie możemy z jednej strony mówić o zagrożeniu ze strony wagnerowców, wojnie hybrydowej, a z drugiej – kompletnie nie zwracać uwagi na to, co dzieje się przy granicy.
Jeśli ściąga się nad granicę dodatkowych żołnierzy i jest ona – według MON – uważnie pilnowana przez służby i monitorowana przez radary, to skąd to informacyjne zamieszanie? Wydaje się, że ta sprawa nie zakończy się na komunikacie resortu obrony.
Incydent na granicy z białoruskimi śmigłowcami raz jeszcze przypomina, jak ważna dla obronności naszego kraju jest budowa systemu obrony przeciwlotniczej.
W tym obszarze pojawiły się ostatnio dobre informacje. Jedną z nich jest ta, że 25 lipca 2023 r. Agencja Uzbrojenia podpisała z firmą Saab umowę na dostawę dwóch szwedzkich samolotów wczesnego ostrzegania Saab 340 AEW (Airborne Early Warning).
Wartość zamówienia to ok. 600 mln szwedzkich koron, czyli ok. 220 mln zł. Minister Mariusz Błaszczak ogłosił przy okazji po raz kolejny, że polska przestrzeń powietrzna staje się bezpieczniejsza.
Na początku MON było zainteresowane nową platformą koncernu Saab GlobalEye. Dotychczas maszyny tego typu zostały zamówione przez Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Szwecję.
Do armii szwedzkiej trafiły dopiero 2 samoloty wczesnego ostrzegania GlobalEye. Szwedzi używają obecnie również starszych samolotów Saab 340 AEW. Jednak różne konfiguracje systemu sprzedano do dziewięciu krajów, co czyni go jednym z najczęściej używanych powietrznych systemów obserwacyjnych na świecie.
Zakup szwedzkich samolotów rozpoznawczych zwiększy zdolności obserwacji i wykrywania celów
MON nie wyklucza też zakupu w przyszłości bardziej zaawansowanych technologicznie samolotów wczesnego ostrzegania. Te, które kupiliśmy, zgodnie z umową trafią do Polski w latach 2023-2025.
Co dla nas najważniejsze: tego rodzaju szwedzkie samoloty pozwolą polskim siłom powietrznym rozwinąć własne zdolności w zakresie powietrznego rozpoznania.
Samoloty wczesnego ostrzegania Saab 340 wyposażone są w zaawansowany radar Erieye firmy Saab. Kontrakt obejmuje również sprzęt naziemny oraz logistykę i usługi wsparcia w kraju.
Według MON możliwe też będzie wsparcie naszymi danymi rozpoznawczymi innych krajów regionu, jak choćby krajów bałtyckich, zapewniając im większe bezpieczeństwo np. podczas operacji NATO Baltic Air Policing.
Problemem obrony powietrznej są trudne do zlokalizowania rakiety, które poruszają się nisko nad ziemią. Radarom ciężko je wytropić. Umożliwia to natomiast rozpoznanie powietrzne.
Zakup szwedzkich maszyn rozpoznawczych jest częścią szerszych wysiłków Polski, zmierzających do zwiększenia jej zdolności obserwacyjnych. Mają one zostać wzmocnione dodatkowo przez aerostaty na uwięzi. Pod koniec maja Polska zwróciła się do USA z zapytaniem o możliwość zakupu czterech takich systemów.
Gotowość Patriotów do obrony nieba nad Polską wzmocni siłę odstraszania
Kolejna dobra informacja, dotycząca obrony powietrznej Polski, to dostarczenie elementów Zintegrowanego Systemu Dowodzenia Obroną Przeciwlotniczą IBCS dla drugiej baterii systemu Wisła. Wśród nich są radiolinie IFCN (Integrated Fire Control Network), serwerownie S-280 i stanowiska dowodzenia. To już trzecia taka dostawa.
IBCS zostanie również zintegrowany z kolejnymi sześcioma bateriami systemu Patriot dla II fazy programu Wisła, na zakup których Polska otrzymała zgodę 28 czerwca 2023 r.
Przewiduje się też jego integrację z zestawami krótkiego zasięgu Narew i bardzo krótkiego zasięgu Pilica+. Będziemy zatem mieli kompleksowy system dowodzenia i zarządzania polską obroną powietrzną.
Najważniejsza wydaje się jednak wiadomość, jaką przekazał WNP PL płk Michał Marciniak, pełnomocnik Ministra Obrony Narodowej ds. budowy systemów zintegrowanej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.
Pierwsza bateria systemu Patriot osiągnie podstawową gotowość bojową w sierpniu 2023 r., druga natomiast – do końca tego roku. W końcu Polska będzie miała zdolności do zwalczania pocisków balistycznych czy rakiet manewrujących własnymi środkami przeciwlotniczymi.
Oczywiście osiem czy szesnaście wyrzutni Patriot nie zapewni, w przypadku gdyby doszło do konfliktu, ochrony wszystkich skupisk ludności, centrów administracyjno-gospodarczych, infrastruktury krytycznej czy ważnych obiektów militarnych. Nie zapewni też całej ochrony kraju nawet 8 baterii Patriotów, które mamy mieć w przyszłości. Bo nie ma takich systemów, które mogłyby zestrzelić wszystkie nadlatujące rakiety.
Choć to wciąż dopiero początek budowy naszego systemu obrony przeciwlotniczej, gotowość Patriotów do obrony nieba nad Polską wzmocni jednak zdecydowanie siłę odstraszania.
Co zaś najważniejsze: nowe dostawy dadzą nam wreszcie oręż dla najwyższego piętra polskiej obrony powietrznej, bo takim jest bez wątpienia system przeciwlotniczy i przeciwrakietowy średniego zasięgu Patriot.
Żródło: wnp.pl