Filar polskiej gospodarki wykazuje coraz więcej objawów zapaści. Badania nastrojów menadżerów do spraw zakupów w firmach produkcyjnych negatywnie zaskoczyły w lipcu. Analitycy piszą o pogrążaniu się w recesji.
- Wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu spadł w lipcu do 43,5 pkt, czyli dużo niżej niż prognozowano
- Malało zatrudnienie, nowe zamówienia, głównie z zachodniej Europy
- Problemy sektora produkcyjnego przełożą się na spadek inflacji
— Lipcowe dane PMI to ponure odczyty dla polskiego sektora produkcyjnego, bo malują obraz sektora coraz bardziej pogrążającego się w recesji — komentuje ekonomista S&P Global Andrew Harker w najnowszym raporcie na temat Polski.
— Powszechne osłabienie popytu spowodowało większe ograniczenie produkcji, zatrudnienia i aktywności zakupowej niż w czerwcu. W międzyczasie ceny lawinowo spadają, a producenci i ich dostawcy muszą konkurować o mniejszą pulę klientów. Koszty zakupu środków produkcji obniżyły się w najszybszym tempie w ciągu 25-letniej historii badania. Bezprecedensowy był także spadek cen sprzedaży — dodał.
Taki obraz rysuje się z najnowszego badania opinii kadry kierowniczej z 200 firm produkcyjnych w Polsce, które dobrano specjalnie pod kątem udziału branż w PKB. Indeks PMI, który powstał na podstawie kwestionariuszy spadł w lipcu do 43,5 pkt, czyli był wyraźnie poniżej prognoz ekonomistów (44,5 pkt) oraz wskazania za poprzedni miesiąc (45,10 pkt), a także był najniżej od listopada ub.r. Jako że wszystko, co poniżej 50 pkt to obszar spadku, to można powiedzieć, że stan recesji się w polskim przemyśle pogłębia. A przemysł to przecież filar polskiej gospodarki, dając nam oprócz zatrudnienia i podatków pozytywne saldo obrotów z zagranicą.
Sygnały wskazujące na pogarszające się warunki prowadzenia działalności produkcyjnej odnotowano już zresztą 15. miesiąc z rzędu, a gwałtowny spadek w lipcu był największy od listopada ubiegłego roku.
Słaby popyt
„Wielkość produkcji, liczba nowych zamówień, eksport, zatrudnienie i aktywność zakupowa spadały w lipcu szybciej niż w czerwcu w związku z powszechnymi doniesieniami o słabości popytu” — wskazano w analizie.
„Brak popytu wywarł również dalszą presję na obniżenie cen, przy czym zarówno koszty zakupu środków produkcji, jak i ceny sprzedaży spadły w najszybszym tempie w historii badania” — podkreślono.
Jak podano, liczba nowych zamówień eksportowych spadła najbardziej od maja 2020 r., kiedy rozpoczęła się pierwsza fala pandemii COVID-19. Produkcja malała najszybciej od listopada ub.r. Według respondentów źródłem szczególnego osłabienia eksportu był rynek europejski.
Pomimo ograniczenia produkcji, firmy nadal były w stanie zmniejszać zaległości w realizacji zamówień, ale wynika to w dużej mierze ze znacznego spadku liczby nowych zamówień. Co więcej, liczba zaległych zamówień spadła najsilniej od roku. To przełożyło się zresztą na zatrudnienie, które w przemyśle malało 14. miesiąc z rzędu.
Inflacja w dół
Jednym z niewielu pozytywów, jakie można wyciągać z całej sytuacji jest to, że spadały ceny sprzedaży, co wpłynie na spadki inflacji w kolejnych miesiącach. Ich spadek był najwyższy w historii badania, a do obniżek przyznało się 27 proc. badanych firm. Po części możliwe to było dzięki umocnieniu złotego i co za tym idzie spadkom cen surowców, głównie metali.
„Producenci podejmowali w lipcu dalsze wysiłki w celu zmniejszenia poziomu zapasów, przy czym znacznemu zmniejszeniu uległy w ciągu miesiąca zapasy zarówno pozycji zakupionych, jak i wyrobów gotowych” — czytamy w analizie.
Jest źle, ale nie beznadziejnie, bo pojawiły się optymistyczne wskazania względem produkcji na najbliższy rok. To wszystko jednak przy poziomie pewności niższym od średniej w historii badania.
„W globalnym przemyśle widać lekkie odbicie w tym w USA i Azji (niemrawe w Chinach), ale bez Europy” — komentują na Twitterze ekonomiści ING, dostrzegając pozytyw w potencjalnie szybkim spadku inflacji.
Żródło: businessinsider.com.pl