Byli ministrowie finansów biją na alarm. Rząd przedstawił parlamentowi jedynie 12 proc. prawdziwego deficytu finansów Polski. Do tego, jak ostrzegają, mamy do czynienia z „zapaścią w dochodach” kraju. – To wszystko bardzo źle wygląda i może doprowadzić do poważnego kryzysu – ostrzegają.
W czwartek prezes Najwyższej Izby Kontroli będzie miał swoje wystąpienie w Sejmie w związku z przygotowaną przez NIK analizą wykonania budżetu państwa i założeń polityki pieniężnej w 2022 r. oraz projektem uchwały dotyczącej absolutorium dla rządu. Może być to zarzewiem nowego konfliktu politycznego. Dlaczego?
NIK i ministrowie finansów alarmują. Finanse kraju idą w złą stronę
Przypomnijmy, że Najwyższa Izba Kontroli co roku przygotowuje dla Sejmu „Analizę wykonania budżetu państwa i założeń polityki pieniężnej”. Dołącza do niej również opinię NIK, na podstawie której parlament udziela rządowi tzw. absolutorium, co oznacza, że posłowie nie mają istotnych zastrzeżeń do działalności Rady Ministrów w kwestii realizacji ustawy budżetowej.
Nieudzielenie przez Sejm absolutorium może skutkować dymisją Rady Ministrów, choć przepisy konstytucji nie zawierają tego wymogu.
Dlaczego to takie ważne? Ponieważ, jak przeanalizował to kilka tygodni temu money.pl, kolegium NIK pierwszy raz w historii (biorąc pod uwagę okres od 1989 r.) nie wyraziło pozytywnej opinii w kwestii absolutorium dla rządu. A kierunek zmian, jakie wprowadziła Zjednoczona Prawica w finansach publicznych, uznaje za dalece negatywny.
W Senacie podczas seminarium dotyczącego praktyk obozu rządzącego w kwestii prowadzenia finansów publicznych wypowiadała się m.in. Anna Rybczyńska, wicedyrektor Departamentu Budżetu i Finansów NIK. Jak wskazała, Izba ocenia negatywnie kierunki zmian w systemie finansów publicznych, jakie zaszły w ostatnich latach, a w szczególności wypychanie wydatków państwa poza budżet, co oznacza, że de facto nikt ich nie kontroluje.
12 proc. prawdziwego deficytu. 12 mld zł dodatkowych kosztów
Jak podkreśla w rozmowie z money.pl Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych, zaledwie 12 proc. deficytu naszego kraju zostało ujęte w ustawie budżetowej, którą rząd przedstawił Sejmowi. 88 proc. zostało poza jego kontrolą.
Według Dudka rząd stworzył równoległy budżet, będący poza kontrolą społeczną, a rola ministra finansów została zmarginalizowana.
Zdaniem NIK takie działanie oznacza, że zaciąganie długu przez Bank Gospodarstwa Krajowego oraz Polski Fundusz Rozwoju kosztują nasz kraj dodatkowe 12 mld zł odsetek.
Dlatego też byli ministrowie finansów, którzy wypowiadali się na temat stanu kasy państwa, jednomyślnie ocenili, że absolutorium rządowi się nie należy. I jeśli Sejm zdecyduje inaczej, będzie to decyzja czysto polityczna, a nie merytoryczna.
Apel do rządu o przejrzystość finansów publicznych wystosowało ponad 50 sygnatariuszy, w tym m.in. były premier Marek Belka, dwaj byli wicepremierzy i dziewięciu byłych ministrów finansów.
Zapaść w dochodach. Wypychanie wydatków odbije się nam czkawką
Dr Mirosław Gronicki, minister finansów w rządzie Marka Belki, zwrócił uwagę nie tylko na alternatywny budżet rządu, ale również na to, jak wygląda ten, który PiS przedstawia co miesiąc. Podkreśla on, że postępowanie MF i rządu doprowadziło do zapaści w dochodach finansów publicznych, a zaczęło się to już w 2021 r.
W ciągu pierwszych pięciu miesięcy dochody były tylko o kilka miliardów wyższe, pomimo wysokiej inflacji. Można zaryzykować stwierdzenie, że mamy do czynienia z zapaścią w dochodach państwa. Wyglądają one wyjątkowo kiepsko – przekonywał.
Przypomnijmy, że pod koniec czerwca Ministerstwo Finansów opublikowało szacunkowe dane o wykonaniu budżetu za okres styczeń-maj, które pokazały deficyt na poziomie 20,8 mld zł (na koniec kwietnia deficyt wyniósł 10 mld zł). Dochody budżetu były wyższe o 6,4 mld zł w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego, ale już dochody z samych podatków były niższe wobec tego samego okresu 2022 r. o ok. 2,7 mld zł.
Ekonomiści PKO BP wiążą gorsze dane budżetowe z zapowiedzianą konsolidacją finansów polegającą na ograniczaniu roli wydatków pozabudżetowych i uwzględnianie ich w budżecie. Uważają oni, że deficyt nie przekroczy 5,4 proc. PKB (przed pandemią dopuszczalnym limitem było 3 proc.).
Niebezpieczny powrót w stronę większego uzależnienia
Dr Stanisław Kluza, były minister finansów, pytał z kolei, jak obecna szefowa MF Magdalena Rzeczkowska może realizować swoją część budżetu, jeśli go nie zna w całości, i jak premier może rządzić, jeśli budżet składa się z części samodzielnych instytucji.
– Powstaje wtedy zbiór niepowiązanych ze sobą samodzielnych decyzji różnych instytucji – dodaje. Prof. Marek Belka, były premier, były minister finansów, były prezes NBP nazwał taki budżet „deklaratywnym”. Według niego jednym z pierwszych zadań nowego rządu powstałego po wyborach powinna być konsolidacja budżetu.
Podkreślił też niekorzystny sposób finansowania wydatków publicznych – częściowo przy pomocy emisji obligacji na rynkach zagranicznych, np. na Bliskim Wschodzie – prowadzący do ściślejszego uzależnienia Polski od dyktatu rynków zagranicznych.
Polska wróci do procedury nadmiernego deficytu
Dr Mateusz Szczurek, były minister finansów za rządów PO, członek Europejskiej Rady Budżetowej, posłużył się za to metaforą: „W pacjencie coś zaszyto i nie wiadomo, co to jest”. Jego zdaniem prowadzenie polityki finansowej jest esencją demokracji. Niestety, w jego mniemaniu pod rządem PiS dzieje się odwrotnie, ponieważ nie mamy wiedzy, co de facto dzieje się z kasą państwa. Jak dodał, Polska po latach oddechu wróci w przyszłym roku do procedury nadmiernego deficytu, z której wyszła za jego kadencji.
Z kolei prof. Paweł Wojciechowski poruszył aspekt nie tylko odpowiedzialności politycznej rządu, ale odpowiedzialności karnej za niegospodarność, przypominając, że w ustawach covidowych ustawodawca zwolnił wszystkich z odpowiedzialności za swoje czyny.
W opinii byłych szefów resortu finansów wszystkie wymienione ruchy mogą doprowadzić do poważnych turbulencji w kasie państwa, szczególnie kiedy nadejdzie kolejny kryzys.
Grzechy główne finansów publicznych za rządów PiS
Sławomir Dudek przedstawił także najważniejsze grzechy główne finansów publicznych za rządów PiS, które jego zdaniem toczą kasę państwa i prowadzą do braku transparentności, na czym wszyscy cierpimy. Oto ich lista:
- Zadłużanie w funduszach BGK i PFR, co Dudek nazywa równoległym rajem wydatkowym premiera, bądź równoległym budżetem. Fundusze te się zadłużają, co kosztuje Polskę dodatkowe 12 mld zł.
- Rozdawanie obligacji rządowych zamiast dotacji, co pomaga na papierze obniżyć dziurę budżetową
- Pożyczki z budżetu, pożyczki z Funduszu Rezerwy Demograficznej zamiast dotacji, co także pomaga rządowi wykazać mniejszą dziurę budżetową
- Nieuzasadnione wydatki niewygasające, co ostro skrytykowała Najwyższa Izba Kontroli. Wydatki te są przenoszone na nowy rok, ale wiele przypadków jest nieuzasadnionych
- Przemysł tworzenia państwowych funduszy celowych, fundacji, instytutów, agencji i innych jednostek, co zdaniem Dudka pomaga rządowi ukryć rejestr tych podmiotów w sektorze finansów publicznych
- Nieujmowanie w budżecie oczywistych i znanych zmian w podatkach i wydatkach (np. 13., 14. emerytura)
- Wykorzystywanie rezerwy ogólnej na cele „wszelakie”
- Wykorzystywanie państwowych funduszy celowych niezgodnie z podstawowymi celami statutowymi, np. z Funduszu Sprawiedliwości daje się pieniądze na koła gospodyń wiejskich
- PiS dopuszcza się także wielu słownych nadużyć. Dla przykładu daniny, opłaty, odpisy to nie są podatki
Minister finansów: nie ma mowy o ukrywaniu długu
W środę do sprawy odniosła się minister Rzeczkowska. Podczas wystąpienia w Sejmie wskazała, że dług publiczny obniżył się z 43,7 proc. do 39,3 proc. PKB, natomiast dług sektora instytucji rządowych i samorządowych z 53,6 proc. do 49,1 proc. PKB. – Ta ostatnia wartość obejmuje zadłużenie wszystkich funduszy, w tym funduszy w BGK. Jest regularnie raportowana do KE, informacja jest publicznie dostępna. Nie ma mowy o ukrywaniu długu – zapewniła szefowa MF.
Wyliczyła kluczowe wydarzenia z 2022 r., które wpływały na dochody i wydatki budżetowe, m.in. wprowadzenie reformy podatkowej, na której – jak mówiła – skorzystało niemal 20 mln Polaków i obniżenie stawki VAT do zera na podstawowe produkty spożywcze. Jak poinformowała, dzięki zerowemu VAT na żywność w portfelach Polaków pozostało w 2022 r. ponad 8,5 mld zł. – Dodatkowo w ramach tarczy antyinflacyjnej obniżyliśmy VAT na paliwa czy prąd, również były zwolnienia z akcyzy. Łącznie tarcza antyinflacyjna to jest 40 mld zł mniej pobranego VAT i akcyzy, które zostało w kieszeniach Polaków – powiedziała.
Źródło: money.pl