„Rząd już nas nie chce” – napisali na transparentach rolnicy z Holandii, którzy kwestionują tzw. „plan azotowy”. Ma on doprowadzić do zmniejszenia o połowę emisji azotu w ciągu siedmiu lat, ale oznacza to znaczą redukcję inwentarza hodowlanego.
Demonstracje holenderskich rolników w Hadze odbywają się cyklicznie. Hodowcy krów i świń widzą w planach rządu likwidację swoich gospodarstw. W dodatku drastyczna redukcja stada holenderskiego ma się rozkładać nierównomiernie.
W Holandii istnieje około 160 terenów „Natura 2000” chronionych przez prawodawstwo europejskie. Podobno ich współżycie nie z gospodarstwami hodowlanymi nie jest już możliwe. Zaazotowanie gleb z odchodów zwierzęcych ma niszczyć tereny chronione.
Ekolodzy twierdzą, że np. azot zabija grzyby otaczające korzenie dębów. Dęby umierają powoli, ale zamiast żyć od 400 do 600 lat, dożywają 80 lat. Azot ma także wpływać np. na ptactwo. Podobno 70 proc. ptaków ma „zbyt kruche kości”.
Zieloni uważają, że wymaga to radykalnej likwidacji hodowli, podobnie jak zakończenia „epoki węgla”. Rolników chcą przekwalifikować. Ich aktywiści, jak zwykle katastroficznie mówią, że to już nie kwestia „stylu życia, ale przetrwania”.
Rząd holenderski przeznaczył na „transformację” 24 miliardy euro. Jednak ta akcje „dezazotowania” doprowadziła do reakcji rolników. W marcu duży sukces odniosła mało znana wcześniej partia Ruch Rolników Obywatelskich (Boer Burger Beweging – BBB), która zagospodarowała bunt. Doszły do tego i inne tematy, jak walka z imigracją.
Wykorzystując powszechny gniew społeczny na pomysły rządu BBB odniosła niespodziewane zwycięstwo w wyborach prowincjonalnych. Obecnie jest największą partią w Senacie (15 mandatów w 75-osobowej Eerste Kamer). BBB twierdzi, że problem jest wyolbrzymiony i alarmuje, że proponowane rozwiązania doprowadzą do zamykania gospodarstw i deficytu żywności. Premier Rutte ze swoich pomysłów klimatycznych jednak rezygnować nie zamierza.
Źródło: nczas.com