Choć Polska Grupa Energetyczna już dawno stwierdziła, że budowa kopalni węgla brunatnego Złoczew dla Elektrowni Bełchatów nie ma sensu, dziś rząd wygrzebuje projekt z szuflady. To ewidentny ukłon w stronę Solidarnej Polski i górników, których wsparcie jest partii PiS w roku wyborczym szczególnie potrzebne. Tymczasem lokalna społeczność jest zirytowana. — Mieszkańcy są już zmęczeni opowieściami, obietnicami i informacjami o kopalni, której nie ma i której nikt nie widział — komentuje dla Business Insidera burmistrz Złoczewa Dominik Drzazga.
- W 2020 r. zarząd PGE głośno mówił o tym, że budowa kopalni jest nieopłacalna, a uruchomienie inwestycji byłoby działaniem na szkodę spółki
- Trzy lata później, przy coraz bardziej restrykcyjnej polityce klimatycznej UE, rząd PiS pod naciskiem górników i polityków Solidarnej Polski wyciąga projekt z szuflady
- — To pozorowane ruchy — mówią nam eksperci, a burmistrz Złoczewa dodaje: — Dzisiaj wszyscy mówią o Złoczewie, a nikt do nas nie przyjechał, nie porozmawiał, nie poinformował, nie zapytał o bieżące problemy
W Zjednoczonej Prawicy trwa spór o kształt nowej Polityki energetycznej Polski do 2040 r. Punktem zapalnym jest rola węgla w kolejnych dekadach, w tym także przyszłość złoża Złoczew, na którym Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry chciałaby zbudować odkrywkę węgla brunatnego. O projekcie mówi się od lat, bo budowa kopalni to jedyny sposób na wydłużenie działania należącej do PGE Elektrowni Bełchatów — największego wytwórcy prądu w naszym kraju.
Bez Złoczewa pokłady węgla dla tej elektrowni wyczerpią się w latach 30. Wysokie koszty inwestycji, problemy z uzyskaniem zgód środowiskowych, drogie emisje CO2, niechęć banków do finansowania węglowych projektów — to wszystko sprawiło jednak, że projekt przepadł. W 2020 r. zarząd PGE stwierdził, że budowa kopalni jest nieopłacalna, a uruchomienie inwestycji byłoby działaniem na szkodę spółki.
Teraz jednak, w roku wyborczym, pod naciskiem górników i polityków Solidarnej Polski, PiS wyciąga projekt z szuflady. W wykazie prac legislacyjnych Rady Ministrów pojawił się projekt uchwały, która ma dać zielone światło dla ponownej analizy tej inwestycji. Uchwała, którą jeszcze w tym kwartale ma się zająć rząd, dotyczy „realizacji działań strategicznych wzmacniających bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej”.
Jednym z jej punktów jest ponowne przeanalizowanie „zasadności przeprowadzenia inwestycji dotyczącej uruchomienia złoża węgla brunatnego Złoczew, uwzględniając posiadane zasoby wytwórcze na węgiel brunatny, potencjał geologiczny, warunki ekonomiczne oraz środowiskowe”. Autorem projektu jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska, kierowane przez Annę Moskwę.
„Zmęczeni obietnicami”
Potencjalna odkrywka powstałaby na terenie trzech gmin w woj. łódzkim: Złoczew, Ostrówek i Burzenin. Zapytaliśmy władze Złoczewa, co sądzą o powrocie do projektu.
— Temat odkrywki Złoczew wraca przed każdymi wyborami przez ostatnie 15 lat. Mieszkańcy są już zmęczeni opowieściami, obietnicami i informacjami o kopalni, której nie ma i której nikt nie widział — mówi Business Insiderowi burmistrz Złoczewa Dominik Drzazga.
Tłumaczy, że przez ostatnie 15 lat gmina Złoczew straciła wiele szans rozwoju, ponieważ jej tereny blokowane są pod odkrywkę oraz ewentualną obsługę odkrywki Złoczew. — Dziś jesteśmy jedną z najbiedniejszych gmin, która została zakwalifikowana do środków z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Na ten moment liczymy bardzo mocno na środki z UE, aby móc rozwijać gminę Złoczew — podkreśla Drzazga.
Zwraca też uwagę na pominięcie w ostatnich decyzjach lokalnej społeczności. — Dzisiaj wszyscy mówią o Złoczewie, a nikt do nas nie przyjechał, nie porozmawiał, nie poinformował, nie zapytał o bieżące problemy. Jako burmistrz jestem zobowiązany dbać o interes gminy i jej mieszkańców. Wydaliśmy bardzo dużo środków na opracowanie dokumentacji, na walkę w NSA w sprawie studium przestrzennego, straciliśmy szansę na budowę nowych dróg i w tej walce byliśmy sami. Dziś jesteśmy zmęczeni — skwitował Drzazga.
Ogrom problemów
Budowa odkrywki Złoczew byłaby potężnym przedsięwzięciem. W przeciwieństwie do głębinowych kopalń węgla, jakie mamy m.in. na Śląsku, górnictwo odkrywkowe wiąże się z zajęciem ogromnych terenów. Organizacje ekologiczne oszacowały, że do uruchomienia Złoczewa potrzebne będzie zrównanie z ziemią 33 wsi i wysiedlenie ponad 3 tys. mieszkańców, a przy okazji kilkuset rolników straciłoby swoje gospodarstwa. Kopalnia wpłynęłaby ponadto na obniżenie poziomu wód gruntowych na znacznym terenie. „Plan odkrywki przewiduje praktycznie zniszczenie malowniczej rzeki Oleśnicy” — alarmuje Greenpeace.
Jeszcze kilka lat temu analitycy szacowali, że inwestycja pochłonęłyby nawet 15 mld zł. Do tego trzeba doliczyć koszty budowy linii kolejowej, którą węgiel byłby transportowany do bloków w Bełchatowie.
Wyzwaniem byłoby pozyskanie dla projektu decyzji środowiskowej. PGE przed laty próbowała ją uzyskać, ale po odwołaniach organizacji ekologicznych ostatecznie to się nie udało.
Obecnie problemów jest jeszcze więcej, bo cena uprawnień do emisji CO2 jest zdecydowanie wyższa niż kilka lat temu i sięga już około 90 euro/t. To powoduje, że produkcja energii z węgla staje się coraz mniej opłacalna.
Dlatego eksperci podkreślają, że realizacja tak dużego górniczego przedsięwzięcia ma nikłe szanse na powodzenie. Dlaczego więc politycy wracają do projektu? — To pozorowane ruchy — ocenia Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego.
— W polityce energetycznej państwa i całym procesie zmian w energetyce, projekt „Złoczew” znajduje się, delikatnie mówiąc, w głębokiej rezerwie. Budowa kopalni byłaby bardzo kosztowna, bo złoże oddalone jest od Elektrowni Bełchatów o jakieś 50 km, więc konieczna byłaby rozbudowa kolei. Problemem są też wysokie koszty emisji CO2, a węgiel brunatny jest przecież najbardziej emisyjnym surowcem — wylicza ekspert.
W jego ocenie nie ma też szans na pozyskanie finansowania na budowę odkrywki. — Testowaliśmy to już przy okazji budowy bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka. Projekt poniósł klęskę, bo nie było apetytu instytucji finansowych na wsparcie tego typu inwestycji — podkreśla Roszkowski.
Zdecyduje państwowa spółka
Decyzja o potencjalnej inwestycji należeć będzie już nie do PGE, a do należącej w 100 proc. do państwa Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, do której trafią wszystkie bloki węglowe i kopalnie węgla brunatnego, należące do PGE, Enei, Tauronu i Energi.
NABE rodzi się jednak w bólach, a w założeniu spółka ta ma się skupiać „na inwestycjach utrzymaniowych i modernizacyjnych, niezbędnych do utrzymania sprawności eksploatowanych bloków węglowych, w tym zmierzających do ograniczenia emisyjności eksploatowanych jednostek”. Trudno uznać budowę kopalni za 15 mld zł za inwestycję „utrzymaniową”.
Co więcej, NABE ma być podmiotem rentownym i samowystarczalnym. „Zakłada się, że utworzenie i funkcjonowanie NABE nie będzie wiązało się z udzielaniem nowej pomocy publicznej” — czytamy w zatwierdzonym przez rząd programie transformacji sektora energetycznego. Nie ma więc mowy o państwowych dotacjach na budowę kopalni Złoczew. Unia Europejska zabrania zresztą dotowania inwestycji węglowych.
Źródło: businessinsider.com.pl