PiS pękł w sprawie lex Kaczyński. Ale opozycja też popełniła błąd

Niezależny dziennik polityczny

PiS zmienił prawo tak, by było bardzo korzystne dla Jarosława Kaczyńskiego. Opozycja to przegapiła. Ale kiedy zaczęła bić na alarm, chęć niesienia pomocy prezesowi osłabła w obozie władzy. Przepisy mają być poprawione tak, by Kaczyński nie mógł z nich skorzystać.

Przepisy są nowe, ale dotyczą sprawy, która ciągnie się od lat. Z powodu uporu prezesa PiS. W 2016 r. Kaczyński udzielił wywiadu Onetowi. Zarzucił Radosławowi Sikorskiemu, że dopuścił się zdrady dyplomatycznej. Sąd uznał, że to pomówienie i nakazał Kaczyńskiemu przeprosić. Ponieważ prezes PiS długo ignorował wyrok sądu, nakazano mu zapłacić 700 tys. za publikację przeprosin w Onecie. Od czego jest jednak partia. Posłowie obozu władzy ruszyli prezesowi z pomocą.

PiS cofa pomocną dłoń

Sejm przyjął nowelizację Kodeksu postępowania cywilnego. Zmienił przepisy, w których uregulowana jest sprawa przeprosin. Zmienił tak, by mógłby skorzystać z nich Kaczyński. W paragrafie 4. w art. 1050 zapisano, że jeśli dłużnik (np. Kaczyński) nie składa oświadczenia odpowiedniej treści (nie chce przeprosić), mimo terminu wyznaczonego na takie oświadczenie, sąd wymierzy mu karę do 15 tys. zł i dłużnik będzie musiał opublikować przeprosiny w Monitorze Sądowym i Gospodarczym. To nie wszystko. Dodano też przepis, że jeśli wierzyciel (w sprawie Kaczyńskiego jest nim Sikorski) nie wyegzekwował pieniędzy na przeprosiny, to przepraszający może wystąpić do sądu o uchylenie orzeczenia nakazującego zapłatę. A więc zamiast na ogólnopolskim portalu przeprosiny ukażą się w Monitorze Sądowym, którego nikt nie czyta, a Jarosław Kaczyński maksymalnie zamiast 700 zapłaci 15 tys. zł.

Nowe przepisy uchwalono, ale opozycja nie zareagowała. Dopiero po czasie zaczęła bić na alarm, pisząc o „lex Kaczyński”.

„Najpierw prezydent bezprawnie ułaskawił Kamińskiego i Wąsika. Potem PiS zmienił przepisy, by umorzyć sprawę karną Obajtka. Teraz zmieniają prawo, by Kaczyński mógł bezkarnie kłamać. Ale spokojnie, już niedługo każdy z nich wróci tam, gdzie jego miejsce – na ławę oskarżonych” – napisał na Twitterze Borys Budka, prawnik, szef klubu Koalicji Obywatelskiej.

PiS odpowiedział, że przepisy nie mają nic wspólnego z prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Ale jeśli wsłuchać się w oświadczenie, to okazuje się, że żeby nie miały, trzeba zmienić ustawę. W tym celu senatorowie PiS zgłoszą do niej poprawkę. Prawo nie będzie już działało wstecz. Nowe regulacje będą dotyczyły tylko postępowań, w których orzeczenia jeszcze nie zapadły. Kaczyński więc na nich nie skorzysta.

– Łączenie prywatnej sprawy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego ze zmianą przepisów w kodeksie postępowania cywilnego jest nieuzasadnione. Aby przeciąć spekulacje, nasi senatorowie zgłoszą poprawkę, że te przepisy będą stosowane do postępowań dopiero w przyszłości. Niech politycy Platformy Obywatelskiej nie mierzą nas swoją miarą – zapowiedział rzecznik PiS Rafał Bochenek.

Zły sygnał dla opozycji

Zobaczymy, co wydarzy się w Senacie i jaka ostatecznie będzie treść ustawy. Ale to, co już się wydarzyło w tej sprawie, to bardzo zły sygnał dla opozycji. To, że przepisy mogą działać na korzyść prezesa PiS, ujawnili dopiero dziennikarze Wirtualnej Polski. Opozycja zajęta innymi sprawami straciła czujność. Teraz jej liderzy mówią, że i tak poprawią przepisy w Senacie (wobec zapowiedzi PiS nie powinno być problemu) i taki był cel od początku. Tyle że to po prostu nieprawda.

Każda ustawa w Sejmie ma swoich posłów „pilotujących” z partii. Nie da się czytać wszystkiego i znać się na wszystkim, więc klub wyznacza, kto będzie „prowadził ustawę”. Do prac nad kodeksem postępowania cywilnego KO wyznaczyła dwie posłanki, które są prawniczkami z wykształcenia, ale nie są doświadczonymi politykami.

– To jest bardzo duża nowelizacja, dużo przepisów, nowe rozwiązania. Po prostu popatrzyły na to ze strony prawniczej, a nie politycznej – tłumaczą nieoficjalnie politycy KO.

Dlatego w głosowaniu nad całością ustawy KO i Lewica wstrzymały się od głosu zamiast być przeciw. PSL było za.

– Problem polega na tym, że teraz wszystko, co PiS robi, trzeba oglądać przez pryzmat bieżącej polityki. Tego, co może to PiS-owi dać w wyborach, po wyborach albo w drodze do wyborów. Szczerze mówiąc, nawet jakby przynieśli projekt, że ustanawiamy rok 2024 rokiem Adama Mickiewicza, to trzeba uważnie przeczytać, czy nie chcą tam czegoś wykuglować. Dziewczynom zabrakło doświadczenia – mówią politycy opozycji.

Polityka polega jednak na tym, żeby na dziewięć miesięcy przed wyborami nie popełniać takich błędów.

Tym razem PiS chce się wycofać ze zmian. Prawdopodobnie tylko dlatego, że sprawa okazała się tak głośna i kontrowersyjna. Rządząca partia po prostu nie chce słuchać zarzutów, że szyje przepisy pod swojego prezesa. W kampanii takie historie lubią się mścić.

Więcej postów