150 tys. zł strat na godzinę. NIK obnaża nieudolność i marnotrawienie publicznych funduszy

Niezależny Dziennik Polityczny

Australijski węgiel, którego nigdy nie było, zlecenia dla zaprzyjaźnionych przedsiębiorców, przenoszenie odpadów z miejsca na miejsce. Wnioski ze śledztwa NIK w sprawie budowy elektrowni w Ostrołęce trafiły do prokuratury.

Wyciętego w pień lasu jest 75 ha, gigantyczny parking dla budowlańców i 160 kontenerów mieszkalnych. Na ogromnym placu w pobliżu pamiętającej Gomułkę elektrociepłowni i gierkowskiej elektrowni w Ostrołęce miała stanąć ostatnia polska siłownia węglowa. Sercem Ostrołęki C miał być blok o mocy 1071 MW. Budowę przerwano jednak, zanim na dobre się rozpoczęła. Zebrane przez NIK zeznania świadków, zleceniodawców i wykonawców tej katastrofy pokazują nieudolność i nonszalancję państwowych inwestorów.

Polska mocy

Uroczyste podpisanie kontraktu na budowę z udziałem amerykańsko-francuskiego konsorcjum GE Power i Alstomu pokazała TVP. – Po raz kolejny przeciwstawiamy Polskę mocy Polsce niemocy – piał z zachwytu premier Morawiecki. Ale to nie on był architektem tego przedsięwzięcia.

Pierwsze pozwolenie na budowę Ostrołęki C wydano już w 2011 r. Jednak pierwszeństwo uzyskała budowa Opola II. Już tamta inwestycja nie spinała się finansowo i wymagała podkolorowywania prognoz finansowych. A że jednocześnie ruszały budowy bloków w Jaworznie, Turowie i w Kozienicach, to projekt Ostrołęki C w 2012 r. odłożono na półkę. Także dlatego, że Bruksela nie zgodziła się, by planowaną elektrownię czasowo zwolnić z opłat za emisje CO2. Biznesplan trudno było dopiąć także dlatego, że trzeba było uwzględnić koszty wożenia węgla z Lubelszczyzny czy Śląska na północne Mazowsze. Taniej było dowieźć węgiel z Rosji i w 2011 r. stara elektrownia w Ostrołęce kupowała go w znacznych ilościach.

Reaktywacja

Temat budowy wrócił w kampaniach wyborczych 2015 r. Miasto odwiedził sam Jarosław Kaczyński, witany przez szefa lokalnych struktur PiS, swojego starego druha Krzysztofa Tchórzewskiego. Nowa ekipa tuż po przejęciu władzy stworzyła warunki polityczne do rozpoczęcia inwestycji. W grudniu 2016 r., państwowe firmy Energa i Enea podpisały umowę inwestycyjną. Do budowy zakładu powołano spółkę celową Elektrownia Ostrołęka (EO). – Kozienice poszły, Opole poszło, Jaworzno poszło. Nie miałem obaw o powodzenie w Ostrołęce – tłumaczył potem kontrolerom NIK Tchórzewski, w latach 2015-2019 minister energii, który pilotował ten projekt. Ostrołęka to jego okręg wyborczy, nowa elektrownia miała być jego pomnikiem. – Gdybym pozostał na stanowisku, doprowadziłbym tę budowę do końca. To była kwestia bezpieczeństwa energetycznego kraju – mówi dziś Tchórzewski.

Szkopuł w tym, że już na początku poprzedniej dekady inwestycje w elektrownie węglowe przestawały się spinać biznesowo. W Ostrołęce kombinacje zaczęły się już przy pisaniu biznesplanów.

Nieodwracalne straty na nieudanej inwestycji NIK podsumowała na ponad 1,37 mld zł

Elektrownie węglowe to kosztowne obiekty obliczone na 30-40 lat pracy. Żeby uzasadnić długofalowy, ekonomiczny sens takiej inwestycji, trzeba przyjąć założenia dostępu do taniego węgla i niskich kosztów emisji CO2. Budowniczowie Ostrołęki C za podstawę do obliczenia opłacalności elektrowni przyjęli… ceny węgla australijskiego. Jakby blok miał być opalany węglem z antypodów, choć takiego paliwa nigdy w Ostrołęce nie było. Dlaczego zatem przyjęto takie założenie?

Kontrolerzy NIK zapytali o to członków zarządu spółki celowej Elektrownia Opole. Edward S., były prezes EO, zasłaniał się niepamięcią. – Trzymaliśmy się ścieżek prognostycznych – mówił inspektorom NIK. Za te ścieżki odpowiadał doradca zatrudniony przez EO. Z danych NIK wynika, że za aktualizowanie indeksu cen australijskiego węgla w kolejnych wersjach założeń finansowych ów pracownik wystawiał EO faktury na 20 tys. zł miesięcznie.

Inny były członek zarządu Elektrowni Ostrołęka dopowiadał, że EO nie miała zamiaru sprowadzać węgla z Australii. – Ale cena, jaką przyjęto w prognozach, była rynkowa – mówił inspektorom NIK.

Węgiel w Australii wydobywany jest metodą odkrywkową i jest tańszy od surowca ze Śląska. Można przyjąć, że chodziło o ustawienie takich założeń biznesowych, by zwiększyć szansę na wykazanie w prognozach rentowności budowanej elektrowni. To miało pomóc w rozwiązaniu największego problemu, czyli znalezienia 6,7 mld zł na budowę zakładu.

Przemilczenie

Tym samym można tłumaczyć fakt, że spółka zignorowała prognozy wzrostu cen uprawnień do emisji CO2. Europejski System Handlu Emisjami (ETS) ruszył dwie dekady temu, by skłaniać do odchodzenia od emisyjnych źródeł energii. Początkowo nie spełniał swojej roli, ceny uprawnień do emisji były minimalne. Pod koniec 2017 r. kraje UE uzgodniły reformę ETS i wiadomo było, że ceny wzrosną. Rok później, kiedy startowała budowa Ostrołęki C, wynosiły już ok. 17 euro za tonę. Potem wzrosły do 60-70 euro, a chwilowo nawet w okolice 100 euro. To wywracało biznesplan Ostrołęki C.

Inspektorzy NIK dopytywali byłych menedżerów EO, jak to możliwe, że spółka zignorowała ryzyko związane z reformą ETS. W maju 2018 r., już po uchwaleniu zmian w ETS, Elektrownia Ostrołęka aktualizowała swoje założenia biznesowe, ale wzrost cen uprawnień zignorowano, choć była to ogólnie dostępna wiedza.

Z zeznań jednego z członków zarządu EO wynika, że zatrudniony do tego doradca nie poinformował władz EO o reformie ETS. – Nie miałem w tamtym okresie informacji, że taka unijna regulacja wejdzie w życie – mówił kontrolerom NIK były członek zarządu EO. Edward S., były prezes firmy.

Bez pieniędzy

W chwili rozpoczęcia budowy inwestor zamiast potrzebnych 6,7 mld zł dysponował kwotą 2,5 mld zł. Energa zgodziła się wyłożyć 1,5 mld zł, Enea ograniczyła swoje wsparcie do miliarda zł. Z zeznań byłych menedżerów Energi i Enei wynika, że zwiększenie wydatków na Ostrołękę C mogłoby oznaczać dla ich spółek pogorszenie ratingów. Skarb państwa, reprezentowany przez ludzi Krzysztofa Tchórzewskiego, pozmieniał wprawdzie statuty spółek, nakazując im obok dbania o wynik finansowy uwzględnianie także kwestii bezpieczeństwa energetycznego kraju, ale wyporności finansowej Enei i Energii to nie poprawiło. Na niczym spełzły także próby zaangażowania do projektu kolejnej państwowej spółki – PGE – funduszu inwestycyjnego, a nawet banków.

6 września 2018 r. konsorcjum banków wystawiło promesę kredytową, czyli formę oferty kredytowania budowy. Banki postawiły jednak twarde warunki, czyli zwiększenie finansowania ze strony Energi i Enei oraz przedstawienie przez EO środków własnych. Z zeznań Edwarda S. przed NIK: – Spółka nie skorzystała z promesy, bo nie miała na to zgody właścicieli – mówił. Z jego zeznań wynika, że kwota zaoferowana przez banki i tak była zbyt mała w stosunku do potrzeb. Zaś spółka EO, jej właściciele Energa i Enea, oraz patron projektu w osobie ministra energii przerzucali się odpowiedzialnością za poskładanie planu finansowego.

Sprawa dla prokuratury

Bankowa promesa wygasła 21 grudnia 2018 r. Pieniędzy na budowę nie było, a mimo to rady nadzorcze Energi i Enei zgodziły się na propozycje zarządów, by wydać decyzję o rozpoczęciu prac budowlanych. Według NIK zarządy mogły wprowadzić swoje rady nadzorcze w błąd co do prawdopodobieństwa uzbierania środków na budowę. W połowie ubiegłego roku Izba skierowała do prokuratury zawiadomienie w sprawie niedopełnienia obowiązków w zakresie finansowania tej inwestycji. Prokuratura dołączyła je do rozpoczętego już postępowania w sprawie niegospodarności na budowie Ostrołęki C. – Sprawa jest w toku – mówi Paweł Sawoń, zastępca szefa Prokuratury Regionalnej w Białymstoku.

Po pół roku po starcie budowy, w maju 2019 r., EO utworzyła zespół do poszukiwania pieniędzy. Działał do sierpnia, potem jego obowiązki przejęła spółka Energa. W tym czasie Krzysztof Tchórzewski stracił stanowisko w rządzie, z pracy wyleciał też Edward S., prezes EO.

14 lutego 2020 r. wstrzymano roboty budowlane, a niedługo potem Energę przejął PKN Orlen. W czerwcu zapadła decyzja, że zamiast kotła węglowego powstanie o połowę tańszy blok gazowy. Energa przekonuje dziś, że o żadnych stratach nie może być mowy, bo kocioł gazowy jest wyraźnie tańszy w budowie. A za fiasko inwestycji odpowiada UE i jej polityka klimatyczna. Tyle że to nieprawda.

Krzysztof Tchórzewski usłyszał niedawno od Margrethe Vestager, unijnej komisarz ds. konkurencji, że jest wizjonerem. Przed i po rosyjskiej napaści na Ukrainę ceny gazu na giełdach oderwały się od ekonomicznej rzeczywistości. Przez większość 2022 r. prąd z gazu był wyraźnie droższy od prądu z węgla. – Dziś Komisja Europejska dałaby się przekonać, że to węgiel, a nie gaz może być przez jakiś czas uzupełnieniem dla odnawialnych źródeł energii – przekonuje Tchórzewski.

Renesans, który węgiel zawdzięcza Putinowi, jednak mija. Dziś 1 MWh gazu kosztuje na giełdach ok. 65 euro, połowę tego co przed rokiem. Trend jest spadkowy, gazu Europa ma pod dostatkiem. A prąd z węgla, po doliczeniu kosztów emisji, znów jest droższy niż z wiatraków czy z gazu. Kontynuacja budowy Ostrołęki C w wariancie węglowym oznaczałaby prawdopodobnie tylko rosnące straty. Oczywiście nie dla wszystkich.

Układ ostrołęcki

Głównym kadrowym w ostrołęckim kombinacie energetycznym od lat jest Arkadiusz Czartoryski, były nauczyciel historii, poseł obozu władzy. Jest także twórcą grupy rekonstrukcyjnej 4 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego. To w dużej mierze dzięki jego rekomendacji Edward S., menedżer ostrołęckiej energetyki, w 2016 r. został szefem EO i do 2019 r. prowadził nieszczęsną budowę. Potem przeszedł do firmy należącej do jego synów, która wykonywała remonty w państwowych spółkach energetycznych. Niedługo później nim i jednym z synów zainteresowała się prokuratura. Po kilka miesięcy spędzili w areszcie z podejrzeniami korupcji przy zdobywaniu kontraktów w państwowej energetyce.

Następcą Edwarda S. na stołku prezesa EO był inny ziomek Czartoryskiego, syn jego starego znajomego, Adam Galanek. Szefował on lokalnemu TBS, kiedy prezydentem Ostrołęki był Janusz Kotowski, zaufany człowiek Czartoryskiego. W 2018 r. było o nim głośno za sprawą zakazu wyświetlania filmu „Kler” w lokalnych kinach. Kiedy Kotowski w wyborach w 2019 r. stracił fotel prezydenta, przeszedł do spółki budującej Ostrołękę C. W ciągu niespełna roku zarobił tam kilkaset tysięcy złotych.

Serwis mojaostrołeka.pl opisał kilka lat temu, jak Kotowski kupił dom od lokalnego przedsiębiorcy Piotra Rutkowskiego, a niedługo potem umorzył jego firmie 68 tys. zł zobowiązań podatkowych. Kiedy Kotowski trafił do zarządu Elektrowni Ostrołęka, firma Rutkowskiego dostała od spółki budującej elektrownię zlecenie za prawie 150 tys. zł na przeniesienie z miejsca na miejsce hałdy odpadów.

Regularne zasilanie kierownictwa elektrowni przez kadry PiS nie pomagało w utrzymaniu porządku na budowie. W korespondencji głównego wykonawcy budowy z zarządem EO w 2019 r. pojawia się m.in. wątek złożonej na terenie budowy wysokiej jakości stali. Wykonawca miesiącami apelował do EO o zabezpieczenie stali wartej miliony złotych leżącej pod gołym niebem. Bez odzewu. Stal zardzewiała i nie nadawała się do wykorzystania.

Nieodwracalne straty na nieudanej inwestycji NIK podsumował na ponad 1,37 mld zł. Budowa trwała w sumie 413 dni, więc inwestycja generowała średnio prawie 150 tys. zł strat na godzinę.

Po tej katastrofie Krzysztof Tchórzewski został szefem zespołu doradców premiera, Arkadiusz Czartoryski został w rządzie Morawieckiego wiceministrem sportu, a Janusz Kotowski zaczął kierować Muzeum Żołnierzy Wyklętych wybudowanym pod Ostrołęką za 60 mln zł rządowej dotacji.

Więcej postów