Niemieckie media krytykują zachowanie aktywistów protestujących przeciw likwidacji wsi Luetzerath pod kopalnię. „Nie można rzucać koktajlami Mołotowa w państwo prawa” .
W środę (11.01.2023) policja wkroczyła do Luetzerath w Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie aktywiści protestowali przeciw likwidacji wsi, na miejscu której ma być wydobywany węgiel brunatny. Doszło do starć.
„Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreśla, że dziś „nie da się z całą pewnością przewidzieć, choćby na nowy rok, ile węgla będzie potrzebne do zaspokojenia potrzeb energetycznych Niemiec w obliczu niedoboru gazu i wycofywania się z energii jądrowej”. O ile mniej będzie go potrzeba przez najbliższe lata? – zastanawia się gazeta: „Spór w zasadzie dotyczy tylko uszlachetniania węgla brunatnego. Zwłaszcza w obliczu kryzysu energetycznego jest bardzo prawdopodobne, że w zielonym obozie władzy w porozumieniu z koncernem RWE zawyża się zapotrzebowanie, natomiast w zielonym obozie opozycji jest ono mocno niedoszacowane. Bezpieczeństwo dostaw nigdy nie było mocną stroną tych, którzy odrzucają wszystkie źródła energii z wyjątkiem źródeł odnawialnych, ale nie ponoszą żadnej odpowiedzialności”.
„Muenchner Merkur” przypomina, że termin „terroryści klimatyczni” został ogłoszony przez jury językowe anty-słowem roku, ponieważ „kryminalizuje aktywistów klimatycznych i ich protesty”. Było to na dzień przed eksmisją aktywistów z Luetzerath. „Od wczoraj płoną barykady w ruinach wioski, z których aktywiści zrobili twierdzę, latają koktajle Mołotowa, a zakapturzeni mężczyźni ciskają kamieniami w policjantów. (…) Nie jest łatwo dostrzec w tym coś innego niż terror przeciwko państwu prawa i jego przedstawicielom, którzy nie robią nic innego niż realizowanie demokratycznych decyzji” – dodaje komentator dziennika. Jego zdaniem demonstranci sami się zdemaskowali. „Dopuszczalne jest obrzucanie koktajlami Mołotowa niesprawiedliwe reżimy, ale nie państwo prawa i jego demokratyczne decyzje, które zostały wypracowane w skomplikowanych procedurach i w bolesnych kompromisach. Nikt nie stoi ponad prawem, nawet radykalni zbawcy klimatu, którzy siłą chcą narzucić swoją wolę większości” – konkluduje autor.
„Nuernberger Zeitung“ komentuje zaś: „Debata o Luetzerath jest niefortunna, przede wszystkim dla Zielonych, zarówno w Nadrenii Północnej-Westfalii, jak i w rządzie federalnym. Aktywiści klimatyczni bliscy Zielonym, skupieni wokół swojej przywódczyni Luisy Neubauer, zarzucają partii, że zdradza swoje cele, nie zapobiegając dalszemu wydobyciu węgla brunatnego. Nie interesuje ich fakt, że wycofanie węgla zostało przyspieszone o osiem lat, do 2030 roku. Oto przykład wybiórczej percepcji”.
„Mitteldeutsche Zeitung“ pisze z kolei o niewygodnej sytuacji Zielonych. Jak przyznaje, minister gospodarki i ochrony klimatu Robert Habeck (Zieloni) słusznie twierdzi, że w życiu trzeba akceptować różne role. „Protest może być bezkompromisowy, podczas gdy porozumienie jest istotą demokracji. Mimo to, Zieloni są krytykowani przez CDU za każde przekroczenie granicy w Luetzerath. Jednocześnie Zieloni zmienili kurs w Nadrenii Północnej-Westfalii. Przed wyborami landowymi twierdzili, że Luetzerath musi pozostać. Potem weszli do koalicji z chadekami i wioska przestała być tematem. A w rządzie federalnym, z powodu wojny na Ukrainie, Zieloni są współodpowiedzialni za dłuższe korzystanie z energetyki węglowej oraz za import skroplonego gazu. Rozdwojenie tej partii jest naprawdę niewygodne” – czytamy w gazecie z Halle.