Polscy neonaziści zeszli do głębokiego podziemia, ale wciąż są groźni. Produkują sterydy, handlują narkotykami i uczą się strzelać

Niezależny dziennik polityczny

Po rozbiciu przez ABW pięć lat temu największego polskiego neonazistowskiego gangu, brunatni zeszli do jeszcze głębszego podziemia. Ale choć nie pokazują się już na Marszu Niepodległości, nie organizują spędów i koncertów, wciąż pozostają groźni. Jedni zabrali się za międzynarodowy handel narkotykami, inni szkolą z obsługi broni i walki w warunkach miejskiej partyzantki.

  • Kres wieloletniej działalności polskiego neonazistowskiego podziemia przyniosła akcja z ABW w 2018 r. W jej wyniku za publiczne propagowanie faszyzmu odpowiada przed sądem kilkanaście osób związanych z gangiem Club 28
  • Członkowie Clubu 28 nie wygasili jednak swojej aktywności. W innym ruszającym właśnie procesie oskarżony o propagowanie faszyzmu Krzysztof S., pseud. „Słowik”, odpowiada za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą
  • Gang neonazisty odpowiedzialny jest, według śledczych, za wprowadzenie do obrotu znacznych ilości środków odurzających oraz produkcję i handel podrabianymi anabolikami
  • Na przełomie 2020 i 2021 r. dwóch innych członków Clubu 28 wzięło udział w szkoleniach z posługiwania się bronią. „Słowik” również ma zarzut nielegalnego posiadania broni
  • — Po takich doniesieniach służbom już dawno powinna zapalić się czerwona lampka — mówi Onetowi były funkcjonariusz ABW, zajmujący się w przeszłości rozpracowywaniem środowisk skrajnej prawicy

Środowisko polskiej skrajnej, neonazistowskiej prawicy — choć aktywne praktycznie od przełomu 1989 r. — na czołówki gazet, portali i telewizyjnych wiadomości trafiło z pompą w 2018 r., kiedy to reporterom Superwizjera TVN udało się przeniknąć do grupy ze Śląska i sfilmować zorganizowane w lesie uroczystości ku czci urodzin Adolfa Hitlera. W reportażu znalazły się również nagrania dokumentujące, opisywane wielokrotnie przez inne media, koncerty neonazistowskich zespołów z całej Europy organizowane w małych miejscowościach Dolnego Śląska.

Organizatorzy leśnej imprezy ku czci führera zostali już skazani przez sąd na kary więzienia w zawieszeniu. O organizację faszystowskich koncertów Prokuratura Okręgowa w Świdnicy oskarżyła w listopadzie 2020 r. dwóch neonazistowskich działaczy z Dzierżoniowa i Bielawy — Krzysztofa S., pseud. „Słowik” i Piotra G., pseud. „Dziki”.

Wraz z nimi za publiczne propagowanie faszystowskiego ustroju państwa oraz nawoływani do nienawiści na tle rasowym, narodowościowym i religijnym odpowiada przed sądem kilkanaście innych osób z całej Polski. Są w tym gronie m.in. członkowie popularnego, nie tylko w brunatnych kręgach, zespołu Obłęd (grywającego zarówno na imprezach z okazji urodzin Adolfa Hitlera, jak i na marszach 11 listopada), a także były prezes publicznego Radia Gdańsk Grzegorz Ś., powołany na tę funkcję za czasów rządów PiS. Gdy jego brunatna przeszłość wyszła na jaw, został odwołany ze stanowiska. Nie przeszkodziło mu to jednak w kontynuowaniu pracy dla publicznego nadawcy — podczas ostatnich eurowyborów Grzegorz Ś. był szefem Telewizyjnego Centrum Wyborczego.

Pomimo upływu od tamtych wydarzeń blisko pięciu lat, żaden z nich nie został za swoje czyny skazany.

Neonaziści zeszli do głębokiego podziemia. Ale nie zniknęli

Po zatrzymaniach i prokuratorskich oskarżeniach wobec czołowych postaci brunatnego podziemia aktywność neonazistów wyraźnie dołuje. Podczas ostatniego Marszu Niepodległości widać było co prawda pojedyncze flagi z używanymi przez nich w zastępstwie swastyk „czarnymi słońcami”, krzyżami celtyckimi i transparenty z rasistowskimi hasłami „white lives matter”, już jednak nie na taką skalę, jak choćby w roku 2017. Wówczas to w marszu szła cała kolumna szturmowców (tzw. „czarny blok” uformowany przez rasistowskich i ksenofobicznych „autonomicznych nacjonalistów”) pod banerem głoszącym, że „Europa będzie biała, albo bezludna” i hasłami o konieczności zachowania „czystości krwi”.

W kraju inaczej niż jeszcze kilka lat temu, gdy to do Polski na koncerty ściągały neonazistowskie zespoły z całej Europy, nie odbywają się już huczne rasistowskie spędy, podczas których sławione są czyny Hitlera i Rudolfa Hessa. Nie słychać też o wyjazdach polskich kapel na zagraniczne wojaże, co do niedawna było normą. Wrocławski zespół Obłęd grywał wszak m.in. na imprezie Adolf Hitler Birthday Bash, organizowanej przez centralę neonazistowskiej międzynarodówki „Blood and Honour” (z ang. krew i honor, motto przedwojennej Hitlerjugend). Zespół był we Włoszech, Niemczech, a nawet w Brazylii. Nie słychać też doniesień o zagranicznych aktywnościach drugiego częstego gościa faszystowskich spędów w Niemczech czy we Włoszech, również pochodzącej ze stolicy Dolnego Śląska kapeli Legion Twierdzy Wrocław (LTW).

Nie oznacza to jednak rozwiązania brunatnego problemu. Neonaziści, świadomi czujnego oka służb, zeszli do jeszcze głębszego podziemia.

Miliony z podrabiania sterydów, przemytu i handlu narkotykami

Jak wynika z ustaleń Onetu Krzysztof S., już po zatrzymaniu go i przedstawieniu zarzutów w związku z promowaniem faszystowskiej ideologii, znów znalazł się na celowniku służb. Tym razem sprawa — w przeciwieństwie do zarzutów o propagowanie faszystowskiego ustroju państwa, za co sądy orzekają przeważnie kary w zawieszeniu lub skazują winnych na prace społeczne — może zakończyć się dla niego wieloletnim więzieniem. „Słowik” oskarżony jest bowiem o założenie i kierowanie międzynarodową grupą przestępczą o charakterze zbrojnym, trudniącą się m.in. przemytem i handlem hurtowymi ilościami narkotyków.

„Przedmiotem działalności grupy był szeroko rozumiany narkobiznes, a w szczególności przemyty (wewnątrzwspólnotowe nabycia) z Hiszpanii do Polski oraz z Czech do Polski znacznych ilości środków odurzających w postaci marihuany”— czytamy w akcie oskarżenia, do którego udało się dotrzeć Onetowi. — „A także wprowadzanie do obrotu znacznych ilości środków odurzających w postaci kokainy, tabletek MDMA, amfetaminy i mefedronu”.

Skala, na jaką działać miała grupa „Słowika”, była ogromna. Ilość samej tylko sprzedanej przez nią marihuany śledczy oszacowali na „nie mniejszą niż 162 kg”, a jej wartość na „nie mniejszą niż 3 mln 240 tys. zł”.

Ekipa założona i kierowana przez Krzysztofa S. — zapalonego kulturystę, prowadzącego w Bielawie sklep z odżywkami dla miłośników siłowni — operować miała w latach 2013 — 2021 na terenie m.in. Wrocławia, Kłodzka, Ząbkowic Śląskich, Bielawy i innych mniejszych miejscowościach Dolnego Śląska. Ale również w Małopolsce i na Górnym Śląsku. Prócz handlu narkotykami, wyrobiła sobie drugie źródło dochodu. Jak ustalili śledczy, mężczyźni zajmować się mieli również produkcją i sprzedażą podrabianych półproduktów z Chin sterydów anabolicznych. Wartość wyprodukowanych i wprowadzonych przez nią do obrotu środków — w tym różnych odmian testosteronu, deka — durabolinu, primobolanu, wnistrolu, turinabolu i diababolu — prokuratura oszacowała na kwotę „nie mniejszą niż 1 mln zł”.

„Jude Gang” i neonaziści. Pieniądze nie mają poglądów ani barw klubowych

Za samo tylko kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą Krzysztofowi S. grozi do 10 lat więzienia. Tyle samo za podrabianie i handel anabolikami. Za handel narkotykami nawet 12. Kolejne osiem za nielegalne posiadanie broni, którą policjanci zabezpieczyli podczas przeszukania mieszkania „Słowika”.

Co dość zabawne, na ławę oskarżonych zadeklarowanego neonazistę zaprowadziła współpraca z kibolami znienawidzonej na Dolnym Śląsku bojówki Cracovii „Jude Gang”, odwołującej się do żydowskich korzeni swojego klubu.

Gdy w lipcu 2017 r. krakowscy śledczy rozbili inną przestępczą grupę — założoną i kierowaną przez lidera „Jude Gangu” Pawła M., pseud. „Master”, która odpowiadać miała za sprowadzenie do Polski 2,7 tony marihuany o czarnorynkowej wartości 55 mln zł — na współpracę z prokuraturą zdecydował się jeden z jej członków Rafał P., pseud. „Gerrary”. To on, w zamian za status małego świadka koronnego i łagodniejszy wymiar kary, opowiedział o współpracy krakowskich kiboli spod Gwiazdy Dawida z dolnośląską ekipą hołdującą mottu nazistowskiej formacji SS „Meine Ehre heißt Treue” (z niem. moim honorem jest wierność), którą wielu z nich tak chętnie tatuuje sobie na ciele.

Pozorną tylko sprzeczność i odmienność obu grup wyjaśnia w rozmowie z Onetem jeden z dolnośląskich policjantów, zajmujących się przestępczością pseudokibiców.

— W świecie narkotyków i wielkich pieniędzy nie liczą się ani barwy klubowe, ani przekonania polityczne. Kibicowskie bojówki i złożone z nich gangi nastawione są dziś na zarabianie jak największej ilości gotówki, organizowane w lasach ustawki traktując raczej jak trening przed walką o wpływy na mieście, nie wojnę w obronie klubowych barw — przekonuje nasz rozmówca, zwracając uwagę na jeszcze jeden szczegół w tej historii: — Dzierżoniów, z którego wywodzi się większość oskarżonych w narkotykowym śledztwie, to rejon kibiców sprzyjających Ruchowi Chorzów. Ten z kolei ma zgodę z Wisłą Kraków, która jest największą „kosą” Cracovii. Pieniądze jednak nikomu w tym układzie nie śmierdziały.

Naziści uczą się strzelać tam, gdzie zabójca słowackiego dziennikarza

Dowodów na jeszcze inną aktywność neonazistów ze środowiska skupionego wokół stworzonego przez „Słowika” Clubu 28 dostarczył w sierpniu ub. międzynarodowy portal obywatelskiego dziennikarstwa śledczego Bellingcat. W reportażu polskiego antyfaszysty Jakuba Woroncowa Bellingcat ujawnił, że na przełomie 2020 i 2021 r. dwóch członków Clubu 28 — wrocławianie Marek B. i Grzegorz J., pseud. „Jastrząb” — przeszli szkolenie z obsługi broni krótkiej i długiej na poligonie we wsi Włościejewki, należącej do wrocławskiej agencji ochrony Delta Security Europejskiej Akademii Bezpieczeństwa ESA (z ang. European Security Academy). Onet jest w posiadaniu dowodów na to, że podobne szkolenia przechodzili również wcześniej, m.in. w październiku 2019 r.

Jak donosiły kilka lat temu media, ta sama European Security Academy była w 2010 r. organizatorem szkolenia osobistych ochroniarzy libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. W 2018 r. Onet ujawnił zaś, że dwutygodniowe szkolenie w zakresie obchodzenia się z pistoletami i bronią półautomatyczną oraz szturmu naziemnego, odbył we Włościejewkach również Tomáš Sz., którego słowacka prokuratura oskarża o zamordowanie dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnirovej.

We wrześniu 2018 r. ukraiński dziennikarz Ołeksiej Kuzmienka ujawnił w serwisie, że szkolenie na jej poligonie przeszła grupa kilkunastu członków oskarżanej wówczas o skrajnie prawicowe sympatie organizacji „Tradycja i Porządek”. Jej ludzie wielokrotnie odpowiadali za ataki na ukraińskich Romów, środowiska LGBT i działaczy na rzecz praw człowieka. Na zamieszczonych przez Kuzmienkę zdjęciach widać uczestników kursów wraz z ich charakterystycznymi tatuażami w postaci swastyk, celtyckich krzyży i wykorzystywanymi przez neonazistów runami.

Przedstawiciele Clubu 28 przez lata utrzymywali zażyłe stosunki z ukraińskimi neonazistami, których aktywność — choć marginalna dla całej sceny politycznej — została później wykorzystana przez rosyjską propagandę dla uzasadnienia agresji na Ukrainę.

Kontakty w Niemczech i w Rosji. Neonazista z zakazem wjazdu do Polski

Marek B. i Grzegorz J. to ludzie od lat doskonale znani polskim służbom stojącym na straży prawa i konstytucyjnego porządku.

Pierwszy, od lat zaangażowany w działalność agencji towarzyskich (jego najnowszy klub mieści się na wrocławskim osiedlu Różanka), uchodzi za jednego z najważniejszych polskich neonazistów. W przeszłości utrzymywał np. kontakty z Michaelem Heinem, odpowiedzialnym za integrację i współpracę skrajnej prawicy z Polski i Niemiec.

„Już w roku 2011 pozostawał w centrum zainteresowania Krajowego Biura Kryminalnego w Brandenburgii, zajmującego się ustaleniem struktury Blood and Honour Division Germany. Skutkiem tego był zakaz funkcjonowania B&H w Niemczech” – pisało o Heine Prezydium Policji z Frankfurtu nad Odrą w przygotowanej na potrzeby polskich służb analizie z 2018 r.

Onet ma zdjęcia dokumentujące zażyłość relacji między Heine i Markiem B.

Grzegorz J. to z kolei wokalista wspomnianego już wcześniej zespołu LTW. I dobry znajomy Konstantina B., pseud. „Truvor”, wpisanego w 2019 r. przez ABW na listę „osób niepożądanych w Polsce”. Według służb „Truvor” — jeden z liderów skrajnie prawicowej organizacji PPDM (tzw. Grupy Dziadka Mroza) — odpowiadać miał za kontakty polskich i rosyjskich neonazistów. Jak ustalił Onet, przynajmniej kilkukrotnie brał udział w organizowanych w Rosji obozach PPDM. Dał się nawet sfilmować na potrzeby internetowej reklamówki ruchu.

Zaledwie trzy miesiące przed wpisaniem „Truvora” na listę ABW, w sierpniu 2019. na jego osobiste zaproszenie Grzegorz J. uczestniczył w zlocie rosyjskich neonazistów, który odbył się w Jekaterynburgu.

Z „Truvorem” od lat doskonale zna się również „Słowik”. Rosjanin bywał w Polsce na organizowanych przez niego koncertach, a we wrześniu 2019 r. razem z „Jastrzębiem” odwiedzili go w Bielawie.

— Według ustaleń Agencji Konstantin B. planował wykorzystanie środowisk neonazistowskich w Polsce na rzecz niezgodnych z prawem działań, które miały być realizowane w naszym kraju — mówił mi trzy lata temu Stanisław Żaryn, rzecznik koordynatora służb specjalnych. — W ocenie ABW nieskrępowana obecność Rosjanina na terytorium RP niesie ze sobą zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego, a także godzi w interes RP, w tym międzynarodowy wizerunek państwa.

Za każdym razem, gdy — już po podjęciu kroków wobec Rosjanina — próbowaliśmy dopytywać w ABW, czy monitoringiem objęci są również jego polscy przyjaciele, odmawiano nam informacji, zasłaniając się tajemnicą prowadzonych działań.

— To są ludzie doskonale nam znani. Ich aktywność jest stale monitorowana. Tak długo, jak nie ma jednak dowodów, że chcą siłą obalić panujący w kraju ustrój, nie ma sensu zatrzymywać ich za każdy wybryk. Bo sądy i tak są później dla nich niesamowicie pobłażliwe — tłumaczy w rozmowie z Onetem były funkcjonariusz ABW zajmujący się w przeszłości rozpracowywaniem neonazistowskiego podziemia.

Był oficer ABW: komuś już dawno powinna zapalić się czerwona lampka

Nasz rozmówca dziwi się jednak brakowi reakcji wobec pojawiających się doniesień o zainteresowaniu skrajnych prawicowców bronią i odbywanych przez nich szkoleniach: — W głowach niektórych z nadzorujących służby polityków wciąż pokutuje błędne kwalifikowanie tych ludzi jako przedstawicieli subkultury. Tymczasem ci byli skinheadzi z lat 90. to dzisiaj 50-latkowie z własnymi firmami, często prowadzący nielegalne interesy, obracający sporymi pieniędzmi i z kontaktami zagranicą. Jeśli są dowody na to, że ci ludzie zaczynają sięgać po broń i szkolą się z jej obsługi, to tego typu sygnałów w żaden sposób nie można zignorować.

Na oficjalnej stronie European Security Academy trwają obecnie zapisy na kolejne kilkanaście organizowanych przez firmę kursów. Ich koszt waha się od 900 do 2800 euro. Za nabór kursantów z innych niż Polska krajów dba sieć współpracowników ESA na całym świecie. Współpracujących ze sobą rekruterów wrocławska firma posiada w 26 krajach, poza Europą również w Brazylii, Korei Południowej, Urugwaju, Meksyku, Libanie, Chile i Surinamie.

Z poligonu ESA we Włościejewkach regularnie korzystają m.in. instruktorzy i wojskowi z 12. Wielkopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej ze Śremu. Ostatnie szkolenie tego typu terytorialsi przeszli tam w październiku br. pod okiem komandosów z Lublińca.

Pomimo wysłanych wiele miesięcy temu pytań do European Security Academy o szkolenie, jakie na poligonie przeszli Marek B. i Grzegorz S., dotychczas nie otrzymaliśmy od spółki żadnej odpowiedzi.

Krzysztof S. w sprawie oskarżeń o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą handlującą narkotykami, systematycznie nie przyznaje się do winy. Jak wynika z nieoficjalnych informacji Onetu, stawiane mu zarzuty tłumaczy rzekomym prześladowaniem go za wyznawanie „niepoprawnych politycznie poglądów”.

Więcej postów