Niemcy chcieliby renegocjować polsko-niemiecką umowę rządową z 2015 roku. To na jej podstawie polska strona prowadzi prace przy rozbudowie Odry. Szanse na porozumienie są jednak nikłe.
Cztery miesiące po katastrofie na Odrze, w wyniku której doszło do masowego śnięcia ryb i innych organizmów rzecznych, nadal nieznany jest sprawca zanieczyszczenia.
– Sprawcę może ustalić tylko polska strona. Cieszę się, że prokuratura we Wrocławiu prowadzi w tym kierunku postępowanie – mówi Steffi Lemke, minister środowiska, która w poniedziałek (12.12.2022) odwiedziła Park Narodowy Doliny Dolnej Odry. Jego tereny mocno ucierpiały w wyniku sierpniowej katastrofy.
Mimo iż stanowiska polskie i niemieckie wobec zanieczyszczenia Odry różnią się od siebie, Lemke widzi „pewną zmianę” na plus. Jej zdaniem początkowo po stronie polskiej dominowało przekonanie, że skoro bezpośrednią śmierć ryb spowodowały toksyczne algi, to jest to katastrofa naturalna. Niemcy od początku twierdzili, że główną przyczyną jest działanie człowieka i zrzuty soli do Odry. To one w połączeniu z wysoką temperaturą i niskim stanem wody spowodowały zakwit alg i doprowadziły do śnięcia ryb.
– Widać, że polska strona coraz bardziej akceptuje, że za katastrofą stoją zrzuty soli – mówi Lemke.
Zasolenie Odry takie jak latem
Tymczasem zasolenie wody jest ponownie tak duże, jak latem. Dokonany dzisiaj przez Steffi Lemke i zastępcę dyrektora Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry Michaela Tauthahna, pomiar przewodności wody, wykazał w okolicy miejscowości Criewen 1447 mikrosiemensów na centymetr. To ponad dwa razy tyle, ile zwykle pokazują w tym miejscu pomiary. I tyle samo, co na początku katastrofy w lecie.
– Mamy szczęście, że panują niskie temperatury i algi się nie rozmnażają. Tylko dlatego obecnie nie dochodzi do śnięcia ryb – przyznaje Steffi Lemke. – Ale katastrofa może się powtórzyć, jak tylko zrobi się ciepło. A potem kolejnego roku i kolejnego.
Dirk Treichel, dyrektor Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry, uważa, że tzw. złote algi nie znikną już z ekosystemu rzeki. Nie wiadomo, w jaki sposób dostały się one do Odry. Pod uwagę brane są ptaki lub statki, które przeniosły algi z wód, w których one występują.
– Odszukaliśmy wcześniejsze badania wody w Odrze i nie wykazały one istnienia alg – mówi Treichel. – Co więcej, wiemy, że teraz algi znajdują się również w polderach położonych na terenie parku narodowego.
Zginęło 2/3 ryb
Zamknięcie śluz prowadzących do polderów pozwoliło latem ochronić część wód przed zanieczyszczeniem algami, dzięki czemu uratowano część ryb. Teraz byłoby to już niemożliwe. Do tej pory po polskiej i niemieckiej stronie wydobyto łącznie ok. 360 ton śniętych ryb i niezliczoną ilość muszli oraz ślimaków wodnych. Duża część martwych organizmów opadła jednak na dno i nie została wydobyta.
– Szacujemy, że katastrofa na Odrze wybiła nawet 2/3 populacji ryb w rzece – mówi Dirk Treichel. – Odra potrzebuje teraz dużo czasu, żeby się zregenerować. Wprawdzie pojawia się w sporo młodych ryb, ale potrzebujemy dziesięcioleci, by odbudować zasoby.
Temu nie służą jednak prace prowadzone obecnie przez Polskę przy regulowaniu koryta i budowie kamiennych nasypów, które wchodzą w głąb rzeki niemal pod kątem prostym do jej brzegu. Michael Tauthahn ostrzega, że główny nurt Odry zostanie w ten sposób pogłębiony i przyspieszony. Stworzy to zagrożenie dla ekosystemu rzeki, a także parku narodowego.
Eksperci obawiają się również, że zalegający od dziesięcioleci na dnie Odry niebezpieczny osad m.in. z czasów, gdy do rzeki trafiały ogromne ilości odpadów ze śląskich zakładów przemysłowych, zostanie podczas prac poruszony. W ten sposób do wody uwolnione zostaną ogromne ilości toksyn i metali ciężkich. Mogą one być również niebezpieczne dla ssaków i ptaków – w przeciwieństwie do alg, które zagrażają głównie organizmom zimnokrwistym.
Niewygodna umowa
Prace prowadzone po polskiej stronie są wynikiem polsko-niemieckiej umowy rządowej z 2015 roku. Jest w niej mowa o pogłębieniu rzeki i jej uregulowaniu tak, aby poprawić ochronę przeciwpowodziową. Niemcy uważają jednak, że prawdziwym celem prac jest przekształcenie rzeki w ruchliwą trasę wodną. Przeciwko Polsce pozew do sądu złożyła w połowie listopada Brandenburgia. Władze landu argumentują, że nie uwzględniono w planach transgranicznego wpływu prac na środowisko oraz nie wzięto pod uwagę obecnego stanu Odry.
Niemiecka strona przyznaje, że chciałaby renegocjować podpisaną w 2015 roku umowę rządową. Wie jednak, że nie będzie to łatwe. Steffi Lemke przyznaje, że w sprawie rozbudowy Odry liczy na pomoc ministra transportu Volkera Wissinga, który odpowiada za drogi wodne, a więc także za porozumienie między rządami.
– Nie można nie brać pod uwagę zachodzących zmian klimatycznych ani tego, co stało się latem na Odrze – mówi Lemke. – Odra potrzebuje czasu na regenerację, zwłaszcza po tak katastrofalnych szkodach. Wszystko powinno być teraz temu podporządkowane. Będę to powtarzać moim polskim kolegom po fachu.
dw.com