O wspólnej inicjatywie ustawodawczej w sprawie in vitro, nad którą pracują Platforma Obywatelska i organizacje wspierające pary borykające się z niepłodnością, „Wyborcza” pisała w połowie sierpnia. Zapowiedział ją wtedy przewodniczący PO Donald Tusk. – Mówimy o jednym skutecznym sposobie leczenia niepłodności po latach rządów PiS, kiedy kryzys demograficzny stał się czymś bardzo namacalnym – powiedział w TVN 24.
Teraz poznaliśmy szczegóły projektu ustawy, której celem jest przywrócenie finansowania ze środków publicznych leczenia niepłodności metodą pozaustrojowego zapłodnienia. Podczas trwającego w Olsztynie Campusu Polska Przyszłości była premier i minister zdrowia Ewa Kopacz z PO zaprezentowała w niedzielę obywatelski projekt ustawy dotyczący finansowania procedury in vitro. – To ustawa o wolności i miłości. To [in vitro] będzie coś naturalnego. I nie przeszkodzi wam żaden niewykształcony ideolog – powiedziała, pokazując dokument.
Punktem wyjścia do napisania projektu był program refundacji in vitro, jaki w czasie rządów PO-PSL działał w latach 2013-16. – Za 244 mln zł urodziło się ponad 22 tys. dzieci, one nadal się rodzą, bo tamta ustawa dopuszczała mrożenie zarodków. Nowy projekt zakłada finansowanie na poziomie 500 mln złotych rocznie – zapowiedziała Kopacz.
W starania o refundację zabiegów pozaustrojowego zapłodnienia zaangażowała się m.in. prezenterka Małgorzata Rozenek, która ma osobiste doświadczenie skutecznego leczenia niepłodności tą metodą i dziś prowadzi fundację MRM poświęconą tej kwestii. – Samo leczenie bezpłodności jest bardzo emocjonalnym przeżyciem. Do tego trudu, którym jest przejście samej procedury fizycznie, dokłada się jeszcze nie tylko element ekonomiczny – w 2016 r. decyzją ówczesnego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła cofnięto refundację leczenia metodą in vitro, przez co zostawiono co czwartą parę leczącą się z bezpłodności bez pomocy finansowej państwa. – Teraz do tego dokłada się element trzeci: stygmatyzacja. Nie pozwolimy na to jako rodzice dzieci urodzonych dzięki tej metodzie. Jako matka nie mogę na to pozwolić. To tak, jakby ktoś na moich oczach znęcał się nad moimi dziećmi. Nie przychodzimy, by na nowo wyważać drzwi. Mamy gotowy projekt – to było i się sprawdziło, wróćmy do tego – dodała.
PO zdecydowała się włączyć w projekt obywatelski, a nie złożyć poselski projekt o refundacji in vitro, żeby marszałek Sejmu Elżbiecie Witek było trudniej go zignorować i by miał szansę na procedowanie.
Pierwsze tysiąc podpisów autorki inicjatywy zamierzają zebrać właśnie podczas Campusu Polska. Pozwoli to na złożenie projektu w Sejmie i zarejestrowanie komitetu. W ciągu trzech kolejnych miesięcy trzeba będzie zebrać 100 tys. podpisów, by ustawa była procedowana. Inicjatorki projektu chcą jednak, by podpisów było kilkakrotnie więcej niż to wymagane minimum.
Tymczasem w Sejmie czeka już na rozpatrzenie projekt złożony przez Lewicę, który zakłada finansowanie in vitro z budżetu państwa w kwocie 300 mln zł rocznie, co starczyłoby na pomoc dla ok. 15 tys. par.
Awantura o in vitro
Dyskusja wokół in vitro ponownie nabrała temperatury za sprawą podręcznika prof. Wojciecha Roszkowskiego do nowo wprowadzanego w szkołach średnich przedmiotu historia i teraźniejszość.
Znalazł się w nim fragment: „Lansowany obecnie »inkluzywny« model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi, czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?”.
Na tekst Roszkowskiego zareagowali rodzice dzieci poczętych metodą in vitro, którzy zdecydowali się złożyć pozew przeciwko Przemysławowi Czarnkowi, ministrowi edukacji i nauki, lansującemu podręcznik do HiT. Pod wpływem krytyki minister zdecydował o usunięciu z podręcznika tego fragmentu. Argumentuje jednak, że nie robi tego, bo się wycofuje z błędnej decyzji, a po to, by chronić dzieci z in vitro i prof. Roszkowskiego przed opozycją. – Fragment o hodowaniu ludzi usuniemy z podręcznika w trybie jak najszybszym, po to, aby TVN 24, w ślad za Donaldem Tuskiem i Platformą Obywatelską nie wykorzystywali dzieci poczętych in vitro do hejtu przeciwko profesorowi Roszkowskiemu – tłumaczył w niedawnym wywiadzie dla PAP.
Obecny dostęp do in vitro
Jak szacuje Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii, w Polsce jest około 1,5 mln par z problemem niepłodności, czyli około 20 proc. społeczeństwa w wieku reprodukcyjnym. Nie ma dokładnych danych, ile dzieci do tej pory urodziło się dzięki pozaustrojowemu zapłodnieniu, ale szacunki mówią, że od 1987 r., kiedy na świat przyszła pierwsza Polka z in vitro, może to być już ok. 100 tys. osób. Dostęp do tej metody leczenia niepłodności od niemal dekady popiera ok. 80 proc. społeczeństwa.
Bez publicznego wsparcia finansowania in vitro pozostaje poza zasięgiem wielu par – jedna procedura (a zwykle potrzebne jest kilkakrotne podejście) kosztuje ok. 10 tys. zł. Dofinansowanie leczenia niepłodności oferuje mieszkańcom ponad jedna trzecia samorządów. Dostęp do lokalnej refundacji jest jednak nierówny, bo we wschodniej Polsce zabiegi in vitro refundują nieliczne samorządy.
wyborcza.pl