Kaczyński nie potrafi być mężem stanu

Tu już klasyka: w miarę jak zbliżają się wybory, prezes PiS nasila ataki na Niemcy. Nie jest to w interesie Polski.

Męża stanu od polityka drugiego sortu można poznać po tym, że potrafi poświęcić swój własny interes i swojego ugrupowania dla wyższej racji stanu. Jarosławowi Kaczyńskiemu to się nie udaje. W trakcie spotkania z wyborcami w Grójcu, najwyraźniej z braku oryginalnych pomysłów, szef partii rządowej wrócił do tematu reparacji. „Jesteśmy ciągle wierzycielami Niemiec i to w wielkiej skali. To nie chodzi tylko o reparacje czy odszkodowania, to chodzi także o rozliczenia moralne” – powiedział. I przystąpił do analizy braku rozliczenia ogromnej większości hitlerowskich zbrodniarzy.

To oczywiście zgodne z faktami. Tyle że są to wydarzenia sprzed trzech pokoleń. Dziś Niemcy nie tylko są ugruntowaną demokracją, ale najważniejszym po Ameryce sojusznikiem Polski. I gdy toczy się wojna w Ukrainie, utrzymywanie dobrych relacji z nimi leży w podstawowym interesie naszego kraju.

Oczywiście, Warszawa powinna też starać się odwieść Berlin od polityki uzależnienia od dostaw surowców z Rosji, podobnie jak Berlin powinien przekonywać Warszawę do porzucenia sojuszu z forsującym rosyjskie cele reżimem w Budapeszcie. Najlepiej w zaciszu gabinetów, bo tak jest skuteczniej. Ale Kaczyńskiemu nie o to chodzi. Gdyby tak było, zdobyłby się na pochwałę Niemiec za ograniczenia zakupu rosyjskiej ropy i gazu. A także forsowny program zbrojeń, który ma przełamać dekady zaniedbań w modernizacji ­Bundeswehry. Tymczasem prezes PiS niedawno się publicznie zastanawiał: „Nie wiem, czy Niemcy zbroją się przeciwko Rosji, czy przeciwko nam…”.

Tak systematycznie sączona trucizna stopniowo zmienia sposób myślenia coraz większej liczby Polaków. W końcu postawi pod znakiem zapytania pojednanie polsko-niemieckie, warunek zerwania przez nasz kraj z bezustannym pasmem wojen, jakie zniszczyły życie wiele pokoleń naszych przodków. Może też sprowokować reakcję Niemiec, które już teraz w Unii spoglądają niemal wyłącznie w stronę Francji, bo trudno im znaleźć wspólny język z Polską.

Jeśli PiS nie odejdzie od tej polityki, nasz kraj znów będzie balansował między Zachodem a Rosją, a ostateczne rozstrzygnięcia w sprawie Ukrainy mogą zapaść ponad naszymi głowami. Niestety, trudno sobie wyobrazić, aby dało się tego uniknąć bez zmiany władzy w Warszawie.

Jędrzej Bielecki

Więcej postów