— Przyzwyczailiśmy się do tego, że pieniądze na badania i rozwój płyną strumieniami z Brukseli, że powstają jakieś doliny i ekosystemy. Taki świat to tylko powierzchnia i iluzja – przekonuje Małgorzata Darowska, niezależny ekspert rynku dronowego i radca prawny, była pełnomocnik Ministra Infrastruktury ds. Bezzałogowych Statków Powietrznych.
Od lat mówi się o tym, że Polska może stać się dronową potęgą. Tak mówili politycy, specjaliści. Lata mijają i właśnie… jesteśmy nią?
Lepiej unikać słowa potęga, ono jest nieadekwatne. Drony to nowa gałąź gospodarki, złożony obszar. Faktycznie Polska odniosła kilka sukcesów np. w szkoleniu pilotów i podnoszeniu świadomości oraz udostępnianiu przestrzeni powietrznej przez cyfryzację. Brak możliwości wykonywania lotów lub uciążliwości związane z ich wykonywaniem to podstawowa bariera rozwoju. U nas, system do koordynacji lotów PansaUTM otworzył niebo dla bezzałogowców, ułatwił zaawansowane loty. Kolejnym doskonałym polskim narzędziem dla pilotów jest system GREY, który pomaga w ocenie ryzyka lotu i jego przygotowaniu, jego potencjał dostrzeżono na świecie. Dzięki nim Polska jest jednym z przyjaźniejszych krajów do wykonywania lotów dronami.
Zwykłemu Kowalskiemu niewiele to mówi.
I na pewno nie świadczy o tym, że jesteśmy potęgą, bo PansaUTM to „tylko” system teleinformatyczny. System, który cyfryzuje wszystkie dane o przestrzeni powietrznej, czy też reguły jej wykorzystania przez drony. Gdyby nie on, miałyby one formę papierową, a komunikacja operatora z zarządcą przestrzeni odbywałaby się telefonicznie lub korespondencyjnie.
Dzięki PansaUTM piloci mogą za pomocą dopuszczonej aplikacji (aktualnie DroneRadar) komunikować się z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej, planować loty i je wykonywać. W aplikacji zgłasza swoje loty ok. 100 tys. pilotów. Bez cyfryzacji, przy kilkuosobowej obsadzie w PAŻP, obsłużony byłby tylko promil operacji lotniczych.
System UTM i edukacja pilotów to fundamenty powstającego rynku i jego bezpieczeństwa. To także warunek bezpieczeństwa państwa, bo drony w szerokim ujęciu to nie tylko nowa branża i usługi, ale także potencjalne zagrożenie oraz broń. Wojna w Ukrainie niestety pokazuje ten wymiar. Zresztą wielu ukraińskich pilotów przed wybuchem wojny szkoliło się u nas i tu uzyskiwało uprawnienia.
Mamy system i kadry. Gorzej chyba z technologiami? Większość dronów latających w Polsce to konstrukcje z Dalekiego Wschodu.
To bardziej złożone. Rzeczywiście, drony chińskie są bardzo popularne, bo są łatwo dostępne, dość tanie i łatwe w użytkowaniu. Segment konsumencki został przez nie opanowany. Stąd tak duża liczba pilotów i wysoka świadomość tej technologii w społeczeństwie. To jednak wciąż początek rozwoju tego obszaru, który będzie co najmniej tak zróżnicowany, jak motoryzacja, ale od swego początku zautonomizowany i oparty o alternatywne źródła napędu. Wpływ dronów na transformację technologiczną będzie ogromny.
Wątek dronów pojawił się już w polskiej rządowej Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju w 2016 r. Idziemy naprzód, ale czy nie jest tak, że my idziemy, może nawet biegniemy, ale inni jadą samochodem? Myślę, że wielu czytelników myśli — „skoro cały świat pisze dziś z zachwytem o tureckich dronach, dlaczego nie może o polskich„?
Wspomniane tureckie drony są przeznaczone do zastosowań militarnych, ale i w tym segmencie są różne rozwiązania – w zależności od rozmiaru i przeznaczenia. To także amunicja krążąca. Niewątpliwy sukces odniosła polska grupa WB Electronics, która od lat konsekwentnie budowała swoje produkty i sprzedawała na całym świecie. WB Electronics opiera swoje rozwiązania na niezależnych systemach łączności, które uniemożliwiają zakłócanie lotów i przejęcie dronów. Niedawno otrzymała duże zamówienie od polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej, co umacnia jej pozycję przemysłową, także na świecie. Polskie technologie dronowe zaczynają się liczyć.
Czempiona wojskowego zatem już mamy. Co z resztą?
Potencjał jest. Drony do zastosowań cywilnych muszą być tańsze, ale także bardzo bezpieczne, bo będą latać np. na terenach zurbanizowanych. Producentem, który na pewno się wybija, jest firma Farada, która w innym segmencie, ale ma szansę na powtórzenie sukcesu WB. Farada jest jednocześnie operatorem, czyli świadczy usługi, głównie transportu medycznego, w oparciu o swoje drony. Loty medyczne Farady to duży sukces. Firma pokazała, że produkuje dobre technologie przeznaczone dla segmentu logistyki medycznej. Pionierskie osiągnięcia to też dowód na to, że u nas, dzięki cyfryzacji przestrzeni powietrznej, da się swobodnie latać, co wcale nie jest oczywiste w innych częściach świata, nawet w Europie.
Co zatem jest barierą do tego, by polskie drony masowo wzbiły się w powietrze?
Teraz trzeba położyć nacisk na rozwój trzech obszarów: certyfikacji produktów i usług, zdolności produkcyjnych i zarządzania – mam na myśli zdolności do integrowania technologii i oferowania usług. Aktualnie w skali globalnej podaż na drony nie nadąża za popytem, ale potrzebne są gotowe, certyfikowane produkty i umiejętność dostarczenia klientowi rozwiązania, często w postaci usługi, gdzie dron jest tylko narzędziem. Musi powstać cały łańcuch wartości, który umożliwi skalowanie rozwiązań. Według mnie zręby takiego łańcucha są w Polsce bardzo silne, potrzebne jest tylko nowe, pragmatyczne i biznesowe spojrzenie na gospodarkę dronową. Nacisk nie na prace badawcze i testy kolejnych prototypów, ale integrację i dostosowywanie istniejących rozwiązań, standaryzacja, certyfikacja i dostarczanie gotowych produktów lub usług na rynek. To nie czas na poligony testowe, ale na wzmacnianie zdolności produkcyjnych i certyfikacji oraz wdrożeniowych. Prawdziwą siłę będzie miał ten, kto będzie potrafił dostarczyć końcowy produkt lub usługę.
Trudno, żeby produkcję dronów wziął na siebie rząd.
Oczywiście, nie taka jest jego rola. Powinien jednak stworzyć odpowiednie warunki do tego, by myśl techniczna powstała w projektach B+R finansowanych ze środków publicznych (środki NCBR) czy na uczelniach, także finansowanych ze środków publicznych nie była marnowana. Wymaga to interwencji wzmacniającej producentów i firm, zdolnych do nabywania tych technologii, integracji i wdrażania.
To trudne przy stanie naszych zdolności przemysłowych, które wymagają wzmocnienia. Uważam, że najlepszą interwencją rządu byłaby inwestycja w centrum badań i certyfikacji obiektów autonomicznych na światowym poziomie, przygotowane na wyzwania związane z rozwojem autonomiczności i nowych napędów. Jeden centralny ośrodek, który byłby punktem ciążenia dla przemysłu i startupów, oraz przyciągałby najlepszych naukowców w tej dziedzinie, a także integrował współpracę istniejących ośrodków naukowych prowadzących B+R na niższych poziomach zaawansowania technologii (TRL), wprowadziłaby nową jakość w krajowym ekosystemie innowacyjności. Nie rozproszenie kompetencji, jak to ma miejsce teraz, ale ich koncentracja, także wokół konkretnych rozwiązań i technologii, których oczekuje rynek. Warunkiem sukcesu takiego przedsięwzięcia jest oczywiście perfekcyjne zdefiniowanie kompetencji takiego centrum, doskonałość organizacyjna i zarządzanie na najwyższym poziomie. Powinien być to kluczowy element programu rozwoju obszaru obiektów autonomicznych.
Rozmawiamy o dronach, ale równie dobrze takie same recepty mogą dotyczyć rozwoju całego polskiego przemysłu.
To prawda. Rozwój rynku dronów jako nowej dziedziny przemysłu, jak w soczewce skupia bolączki, z którymi mierzy się cały polski przemysł. A ten, powiedzmy sobie szczerze — zawsze miał pod górę i wciąż jest dość słaby. Od lat mówi się o wielkim potencjale, jaki drzemie w polskiej produkcji, ale jakoś nie może ona rozwinąć skrzydeł.
Polityka przemysłowa Unii Europejskiej kładzie coraz większy nacisk na standaryzację i certyfikację, które uznaje za niewidoczne fundamenty konkurencyjnego rynku, w każdym obszarze przemysłu. Strategia Standaryzacji KE, której publikacja nie spotkała się praktycznie z żadnym odzewem w Polsce, będzie według mnie kręgosłupem działań wokół budowy zdolności przemysłowych w obszarze technologii, które obecnie uznajemy za przełomowe. Jeśli dobrze wczytać się ten dokument, łatwo zauważyć, że powstanie centralnego ośrodka badań i certyfikacji obiektów autonomicznych i odpowiedniego programu rozwoju, jest odpowiedzią na wyzwania związane z rozwojem zdolności przemysłowych i umieściłoby Polskę w innej lidze, jeśli chodzi o zdolności przemysłowe.
Jeśli nie wykorzystamy tej szansy, to cofniemy się w rozwoju i na długo pozostaniemy dostawcą komponentów, uzyskując niską marżę i tracąc zdolności rozwojowe.
Dodajmy, że mówi to pani jako osoba, która od wewnątrz do niedawna miała rozwijać polską branżę dronów.
Odpowiadałam nie za rozwój branży dronowej, ale za rozwój infrastruktury i stwarzanie warunków do wykonywania operacji dronowych. Rozwój branży dronowej nie mieści się w kompetencjach Ministra Infrastruktury. Zadanie, którego się podjęłam, zrealizowałam z dużym sukcesem, pozostawiając dostęp do naprawdę znaczących funduszy na rozwój infrastruktury ze środków KPO (łącznie 164 mln euro). Ja zadbałam o to, aby takie pieniądze w KPO się znalazły i przez niemal rok o to zabiegałam, uczestnicząc w pracach nad zdefiniowaniem całego KPO, w tym miejsca dronów w budowie odporności.
Z ciekawością przyglądam się podejmowanym ruchom, choć jest ich niewiele i są wtórne. Wydają się iść w poprzek założeniom, jakie leżały u podstaw tzw. wiązki dronowej. Niewiele w tym pragmatyzmu i zarządzania, więcej romantyzmu, dobrych intencji i powtarzania dotychczasowych błędów z innych sektorów. Idee to świetny początek, ale finalnie o sukcesie i tak zawsze decyduje chłodna kalkulacja, zarządzanie i wspomniana doskonałość organizacyjna.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że pieniądze na badania i rozwój płyną strumieniami z Brukseli, że powstają jakieś doliny i ekosystemy. Taki świat to tylko powierzchnia i iluzja. Ekosystemy, zgodnie ze znaczeniem tego pojęcia tworzą się naturalnie, państwo może je uzupełniać, interweniując tam, gdzie rynek sam nie zadziała, bo np. przemysł jest za słaby, brakuje dużych firm. Prawdziwą innowacyjność dyktują potrzeby rynku i centrum dla nowego przemysłu powinno być z nim jak najściślej połączone.
Grzegorz Kowalczyk