Jak obecnie wygląda sytuacja na Ukrainie? Jedni eksperci uważają, że Ukraina już tę wojnę wygrała, drudzy, że Putin robi swoje i nie spocznie, dopóki nie zajmie Kijowa. Armia rosyjska jest w znacznym stopniu osłabiona bohaterskim oporem Ukraińców, ale wciąż mozolnie posuwa się do przodu. Nie wygląda na to, by Ukraina wygrywała tę wojnę, choć wszyscy jej tego życzymy.
– Przyczyny tego są dość jasne. Większość ekspertów, analityków i dziennikarzy od czterech miesięcy podąża głównie za ukraińską narracją wojny. Nie korzysta – z sympatii dla broniących się mężnie przed rosyjskim agresorem – z innych źródeł informacji.
Chcąc pomóc Ukrainie, świadomie powtarzają to, co mówią Ukraińcy i Kijów, którzy przedstawiają obraz toczonych walk jako wojnę hybrydową z Rosją – obraz budowany dla pokrzepienia serc, pocieszania i podtrzymywania na duchu społeczeństwa.
To obraz mocno podkoloryzowany. Brutalnie rzecz nazywając, znacznie przesadzony w stosunku do tego, jak wygląda rzeczywistość. Ukraina, chociaż wciąż wygrywa wojnę propagandową, przegrywa w działaniach bojowych. Prawda jest taka, że obecnie przebieg wojny nie jest dla Ukrainy optymistyczny.
Już od wielu tygodni ponosi duże straty w ludziach i sprzęcie. Rosja ma wyraźną przewagę. Wprawdzie wolniej, niż spodziewała się cała społeczność międzynarodowa, ale zdobywa kolejne cele.
Zwłaszcza na wschodzie Ukrainy.
– Wojska rosyjskie zajęły cały obwód ługański, a po wycofaniu resztek wojsk broniących Siewierodoniecka prowadzą działania na dużą skalę w obwodzie donieckim. Zajęli już ponad 50 proc. terytorium tego obwodu. Teraz zdobyli Lisiczańsk i sforsowali rzekę Doniec.
W obwodach zaporoskim i chersońskim – to dwa bardzo istotne obwody – sytuacja jest bardziej umiarkowana. Rosjanie nie prowadzą tam żadnych intensywnych walk. Jest tam jednak prowadzona duża rosyjska kampania, która przygotowuje te obwody do referendum.
Rosjanie chcą, tak jak było to na Krymie, by mieszkańcy tych obwodów zagłosowali za „samostanowieniem”, czyli – bo tak to należy czytać – za przyłączeniem się do Krymu.
Dzisiaj trudno powiedzieć, jak się rozwinie sytuacja. Obydwa te obwody są inne niż prorosyjski Donbas, ale wciąż narodowościowo niejednolite. Część tamtejszej ludności jest za Rosją.
Ukraina wyraźnie przegrywa wojnę
Za to w obwodzie charkowskim Ukraińcy z powodzeniem kontratakowali, odbijając wiele miejscowości i dochodząc niemal do granicy z Rosją.
– W obwodzie charkowskim trwają zacięte walki i tam Ukraińcy są najmocniejsi. Nawet potrafili przegonić agresora do samej granicy, ale i tak Rosjanie zajmują połowę obwodu charkowskiego.
Rosja przewyższa Ukrainę wielkością armii i liczbą ciężkiego uzbrojenia, nawet jeśli jest ono niekiedy wyjątkowo stare. Dlatego może dokonywać dalszych, powolnych zdobyczy terytorialnych. Trzeba się liczyć z tym, że Federacja Rosyjska w przewidywalnej przyszłości – liczonej bardziej w miesiącach, niż latach – przejmie całkowicie Donbas i Ługańsk, ogłosi zwycięstwo w operacji i będzie dążyła do przejęcia obwodów chersońskiego i zaporoskiego.
Dlaczego to dla nich takie ważne?
– Z punktu widzenia Rosji najważniejszy jest Donbas, Zaporoże i obwód chersoński. To gwarancja dojścia do Morza Czarnego i Krymu po lądzie i zabezpieczenie wody z dopływu Dniepru dla tego półwyspu.
Wojskom ukraińskim, co przyznają nawet władze w Kijowie, jest wyjątkowo trudno. To nas, ich bliskich sąsiadów, ale również NATO, powinno niepokoić?
– Ukraina wyraźnie przegrywa wojnę na obecnym etapie z powodu nieproporcjonalnych sił. Przewaga Rosji, jeśli chodzi szczególnie o artylerię lufową, a także rakietową, jest na niektórych odcinkach frontu kilkukrotna, a na innych nawet kilkunastokrotna. Rosjanie mają też dużą przewagę w dostawach amunicji, której brakuje Ukraińcom, a także w lotnictwie oraz w rozpoznaniu. To już nie pierwsze dni wojny, kiedy mocno się pogubili. Mają przewagę w walce radioelektronicznej, a jeśli chodzi o teren obwodu ługańskiego i donieckiego, to w dużym stopniu sprzyja im piąta kolumna.
Miejscowa ludność udziela rosyjskim żołnierzom pomocy, wskazuje cele, a przede wszystkim nie wychodzi z koktajlami Mołotowa przeciwko czołgom czy transporterom.
Do tego na to wszystko, co się obecnie dzieje na Ukrainie, wpływa, niestety, proporcjonalnie mała pomoc państw zachodnich.
Obietnice Zachodu mocno przewyższają realną pomoc dla Ukrainy
Ukraiński MON wciąż przypomina, że bez pomocy zaprzyjaźnionych państw nie odeprze rosyjskich ataków. NATO zapewnia, że będzie pomagać Ukrainie, jak długo to będzie konieczne, z drugiej strony w wielu państwach rośnie presja na zawarcie pokoju za wszelką cenę. To może mieć wpływ na szybkość oraz rozmiar dostawy ciężkiego uzbrojenia dla Kijowa?
– Są w tym dwie prawdy, które trzeba jasno i wprost pokazać. Nikt Ukrainie nie da tyle, co Zachód obieca. Dotychczasowe obietnice znacznie przewyższają realną pomoc, a promocja, która towarzyszy przekazaniu każdego działa, jest nieproporcjonalna w stosunku do ich liczby.
Jeżeli Francja, Niemcy czy Stany Zjednoczone przekazują jakieś zestawy rakietowe – czasami 4 sztuki, 6 czy 10 – to często odnoszę wrażenie, że wartość nakładów na propagandowe nagłośnienie tych „osiągnięć” na papierze, w internecie czy czasu antenowego, który się poświęca na mówienie o tym, przewyższa wartość przekazanego sprzętu.
Najważniejszą kwestią, która jest znana państwom zachodnim, Rosji i Ukrainie, to proporcje dostaw, które kierowane są na front. W mediach widzimy filmy i zdjęcia rosyjskich eszelonów z działami, haubicami, czołgami i setkami różnego typu elementów oręża, które jadą w stronę Donbasu.
Z drugiej strony są filmiki z Ukrainy, pokazujące, że już mają kilka sztuk nowoczesnych wyrzutni rakietowych HIMARS, strzelają z nich i niszczą cele po stronie rosyjskiej. Wszystko to pokazuje efekt skali niekorzystny dla Ukrainy, ale o tym się rzadko pisze.
O przekazaniu kilku haubic z Zachodu mówimy często przez 2 tygodnie. Co najgorsze, Ukraińcy sami stworzyli takie wrażenie, że dzięki tym dwóm czy czterem wyrzutniom HIMARS można wygrać wojnę. Nie dziwię się, że na Zachodzie powstaje wrażenie, że wystarczy przyjąć 100 tys. uchodźców i przesłać Ukrainie parę dział czy wyrzutni rakietowych, by pogonić Rosję pod Ural.
To podnosi ducha walki.
– Tak się jednak wojny nie wygra. Jeśli się nic nie zmieni, mówię to z wielką obawą i nadzieją, że do tego jednak nie dojdzie, to Ukraina wojnę przegra. A to będzie przegrana Zachodu. Również Polski. Żeby Ukraina mogła realnie wygrać wojnę, trzeba dokonać rewolucyjnych zmian w wyrównaniu sił.
Nie osobowych, pod względem zwiększenia liczby żołnierzy, tylko związanym z dostawami uzbrojenia. Dotyczy to przede wszystkim artylerii, ale też amunicji, która często Ukraińcom kończy się w czasie walk. Brakuje amunicji do systemów z czasów ZSRR, a do pocisków w standardzie NATO, dostarczanych przez Zachód, wciąż brakuje dział i wyrzutni.
Do tego Ukraina została pozbawiona możliwości produkcji własnej broni i amunicji. Rosja niszczy infrastrukturę krytyczną, magazyny z amunicją, miejsca, gdzie są dyslokowane istotne elementy wojskowego uzbrojenia i to niezależnie, czy jest składowane w Jaworowie czy pod Połtawą.
Polska jest tak naprawdę liderem pomocy Ukrainie
Jeśli Ukraina wojnę na obecnym etapie przegrywa, to wszyscy jednak liczą, że po zakończonym niedawno szczycie NATO w Madrycie dostawy broni popłyną tam szerokim strumieniem.
– Jeśli tak się nie stanie, to wojna w Ukrainie skończy się jeszcze w tym roku ogłoszeniem przez Rosję zwycięstwa. Oczywiście to nie zakończy wojny, Ukraina będzie walczyła dalej i wiele wskazuje na to, że wojna będzie się przedłużała. Już się rodzi ukraińska partyzantka, mieszkańcy mają w domach granaty, miny, całe tony trotylu.
Będzie to przez długie lata zapalne miejsce Europy i świata, jeśli nie zostaną podjęte radykalne środki w uzbrojeniu Ukrainy w nowoczesną broń w takiej liczbie, by mogła wyprzeć Rosję z terenów Ukrainy.
Czy nasze podejście w kwestii pomocy dla Ukrainy jest dobre? Jesteśmy trzecim państwem pod względem dostarczanego tam uzbrojenia.
– Polska zachowuje się bardzo poprawnie, jeśli chodzi o pomoc Ukrainie zarówno politycznie, dyplomatycznie, gospodarczo, wojskowo, jak i humanitarnie. Gdyby nie transporty broni, żywności, leków i różnych komponentów, które podtrzymują gospodarkę ukraińską, byłoby kiepsko.
Pomoc militarna Polski – przekazanie ponad 200 czołgów, 18 Krabów i innych rodzajów uzbrojenia – świadczy o tym, że bardzo poważnie traktujemy wolną Ukrainę i pomagamy jej, by tę wolność mogła utrzymać. Spośród wszystkich państw na świecie, przeliczając potencjał państwa do możliwości, Polska jest liderem pomocy Ukrainie.
Wysyłamy nasze najnowsze systemy artyleryjskie i przeciwlotnicze, których sami nie mamy zbyt wiele. Jeśli wojna na Ukrainie się nie skończy i będzie eskalować, to czym się będziemy bronić?
– Takie rozumowanie dotyczy całej Europy. Państwa myślą, ile to wszystko będzie kosztować, po drugie same nowoczesnego uzbrojenia nie mają dużo. Stan militarny państw NATO – poza Stanami Zjednoczonymi czy Turcją, która pod względem uzbrojenia jest drugim państwem natowskim – jest, jaki jest.
Państwa nie mają w nadmiarze nowoczesnego uzbrojenia i jak przekażą Ukraińcom kilka systemów, to same uszczuplą swoją obronność. Ważnym przy tym elementem jest poczucie zagrożenia. Nie ma co ukrywać, że państwa bałtyckie, Polska wykazują dużo większe zrozumienie dla przekazywania uzbrojenia, sprzętu, pomocy, zdając sobie sprawę, że ta wojna już trwa w Europie i jeśli nie będzie toczyć się w Ukrainie, to może przenieść się na kraje bałtyckie, Polskę czy też – jak grozi wysoki urzędnik Kremla – również na Niemcy.
Nikt nie może mieć pewności, że wojna nie eskaluje, że nie dotyczy innych krajów. Dziś nie dotyczy, ale jutro może się to zmienić. Historia wojen mówi, że hasło „nigdy nie mów nigdy” jest bardzo ważne i należy o nim pamiętać.
Polska musi przygotowywać się do wojny
Przeważyła opinia, że Rosja uwikłana w wojnę w Ukrainie nie jest gotowa do dokonania ataku na NATO? Czy to znaczy, że gdyby Rosja zaatakowała przesmyk suwalski, będziemy musieli bronić go sami?
– Znaczenie przesmyku suwalskiego jest być może przesadnie, nazbyt mocno podkreślane. Ten rejon jest ważny dla lądowego połączenia obwodu kaliningradzkiego i Białorusi, a nie do tego, by prowadzić na nim wojnę. Przesmyk suwalski ma znaczenie dla obrony państw bałtyckich i jego zajęcie mogłoby stanowić problem, utrudniając pomoc wojskową Litwie.
Dla nas, z wojskowego punktu widzenia, ważne są jednostki i uzbrojenie stacjonujące dziś w obwodzie kaliningradzkim. Grożą nam stamtąd m.in. dywizjony rakietowe uzbrojone w Iskandery, które mogą trafiać cele niemal w całej Polsce. Przede wszystkim groźne są dla państw bałtyckich.
Jak zatem Zachód powinien odpowiedzieć na ewentualną agresję Rosji na państwa sojuszu?
– Dzisiaj Rosja nie jest w stanie konwencjonalnymi siłami zaatakować NATO. W grę może oczywiście wchodzić atak taktyczną bronią jądrową. Tutaj przewaga Rosji jest duża. Jeśli chodzi o taktyczną broń jądrową, którą Sojusz ma w Europie, to ta liczba jest nieporównywalna z tym, co ma Federacja Rosyjska.
Takiej właśnie wojny się obawiamy, nie klasycznego natarcia czy zdobywania miasta po mieście. Obwód kaliningradzki z Iskanderami i Kalibrami, samolotami, które zwiększają ich zasięg, wpisują się w ten scenariusz.
Federacja Rosyjska zdaje sobie sprawę, szczególnie po doświadczeniach na Ukrainie, że w jakiejkolwiek innej wojnie nie ma szans. Powinniśmy budować zdolności do zatrzymania Rosji i skutecznego jej odstraszania.
Czyli mamy jednak powody do obaw?
– Jestem przeciwnikiem panikowania oraz straszenia. Dzisiaj nie można jednak powiedzieć uczciwie, ze spokojem, że możemy bez obaw patrzeć w przyszłość. Zdecydowanie mamy powody do obaw i te obawy są zrozumiałe, słuszne.
Trzeba się do wojny przygotowywać po to właśnie, by nigdy ona nie nastąpiła. Przygotowywanie się do wojny to walka o pokój. Działania, które poprawiają kondycję polskiego wojska, systemu obronnego państwa, są nam jak najbardziej potrzebne.
To co najważniejsze, to doprowadzić do pełnej sprawności siły i środki, które już mamy. Niezależnie od planów rozbudowy sił zbrojnych i pozyskiwanego uzbrojenia. By nie było tak, że kupujemy nowe, najbardziej wymyślne systemy, a te, które dziś mamy, jeśli trzeba będzie, to nie ruszą. Uzbrojenie, które jest na wyposażeniu wojsk, musi być zdolne do działania.
Trzeba wyciągać wnioski z innych wojen, a nie czekać na własną. Sprawdzić rzetelnie, po kolei zdolności polskich brygad, eskadr i flotylli. Wszystkich zdolności. To jest wiedza, którą musi mieć wojsko, ministerstwo, rząd i państwo. Wierzę, że takie myślenie obecnie obowiązuje.
Polska w historii wiele razy mówiła o guziku, którego nie oddamy, a potem oddawaliśmy całe państwo. Najważniejszy wniosek z tego, co się dzieje, brzmi: róbmy wszystko, by to się nie powtórzyło.