Na wiele sposób można przekonać banki do oferowania lepszych lokat, a wybrano najgorszy z możliwych – uważają eksperci. Podatek bankowy od „nadmiarowych zysków”, z którym prezes PiS wyskoczył jak filip z konopi, nazywają dramatycznie złym pomysłem. Spustoszy gospodarkę i kieszenie Polaków.
Jeśli banki nie poniosą oprocentowania na lokatach, zostaną obciążone podatkiem od nadmiarowych zysków – to najnowszy pomysł obozu rządzącego. Tym stwierdzeniem zabłysną Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości (PiS) podczas sobotniego wystąpienia w Białymstoku. Zapowiedzi te potwierdził Artur Soboń, wiceminister finansów, w poniedziałkowym wywiadzie na antenie Polskiego Radia 24. Eksperci nie zostawiają na tym pomyśle suchej nitki.
– Dramatycznie zły pomysł. Świadczy o kompletnym braku zrozumienia tego, co się dzieje w gospodarce. Uderzy w akcjonariuszy i fundusze, co z kolei odbije się na emeryturach i inwestycjach. Pierwsze efekty już widać na giełdzie. Poniedziałkowe notowania banków spadały – ocenia w rozmowie z money.pl Piotr Kuczyński, analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.
W podobny tonie wypowiada się inny nasz rozmówca.
– Pomysł podatku od nadmiarowych zysków z gruntu jest zły. Abstrahując od błędnej argumentacji, że banki za dużo zarabiają, bo gdy spojrzymy na realny wzrost kapitałów własnych za ostatnie trzy kwartały, to wyższe zyski nie zrekompensowały bankom strat posiadanych na obligacjach skarbowych – ironizuje Marcin Materna, analityk Domu Maklerskiego Millennium Banku.
– Opodatkowanie nie będzie potrzebne, bo w ostatnich tygodniach obserwujemy istotny wzrost kosztów odsetkowych w bankach, co oznacza, że oferta depozytowa się poprawia. Uważam, że lokaty będą coraz atrakcyjniejsze. W związku z tym nie widzę uzasadnienia merytorycznego, żeby obciążać banki kolejną daniną – zapewnia w rozmowie z money.pl Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banku Polskich (ZBP).
Kolejny podatek to będzie twardy orzech do zgryzienia. Stracą Polacy
Poza podatkiem dochodowym instytucje finansowe płacą tzw. podatek bankowy – ponad 5,5 mld zł rocznie. Ponadto płacą składkę na Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG) – 3,7 mld zł, składkę na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców (FWK) – 1,5 mld zł, a także utrzymują system nadzoru nad sektorem bankowym. Oczywiście składkę na ten cel płacą też inne firmy z sektora finansowego, ale najmocniej w tych kosztach partycypują jednak banki.
Według prezesa ZBP wprowadzenie kolejnego obciążenia finansowego spowoduje, że banki staną się jeszcze mniej atrakcyjne dla potencjalnych inwestorów niż obecnie, a to będzie mieć swoje konsekwencje. Jakie? Przekonuje, że bez odpowiedniego zaplecza kapitałowego (w ciągu ostatniego roku zmniejszyły się one o blisko 28 mld zł na skutek przeceny skarbowych papierów wartościowych, które banki mają w portfelu) nie będą w stanie finansować wzrostu gospodarczego i wspierać firm, które wymagają restrukturyzacji.
– Osłabianie sektora bankowego nadmiernymi kosztami spowoduje, że wychodzenie gospodarki z kryzysu wywołanego m.in. wysoką inflacją, będzie jeszcze trudniejsze, niż nam wszystkim się wydaje. Problemem będzie kredytowanie w szczególności małych i średnich firm oraz rolników, którzy finansowania bankowego potrzebują najbardziej ze wszystkich – wymienia Krzysztof Pietraszkiewicz.
Koszty nakładane na banki rosną z roku na rok. Prezes Pietraszkiewicz tłumaczy, że z tego powodu banki rocznie zamykają kilkaset placówek stacjonarnych i zwalniają kilka tysięcy pracowników. – W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku odpisy kredytowe, czyli pieniądze przeznaczone na pokrycie prognozowanych strat spowodowanych niespłaconymi zobowiązaniami, wyniosły tyle, ile odpisy na ten cel w całym ubiegłym roku. Konsekwencje tego wszystkie odczuwają najmocniej klienci banków poprzez droższe kredyty i tańsze lokaty – podkreśla przedstawiciel sektora bankowego.
Sugeruje rządzącym, że w tym momencie należy zacząć pracować nad programem antyinflacyjnym, a także zająć wspieraniem przedsiębiorstw dotkniętych skutkami COVID oraz wojny.
Każdy liczy na zyski pieniądze: rząd, banki i obywatele. Pogodzić interesy wszystkich nie jest prosto
Zdaniem ekspertów są mniej szkodliwe metody nakłonienia banków do uatrakcyjnienia oferty depozytowej, dzięki którym nie ucierpi gospodarka. O jednym z nich mówił Bogusław Grabowski, były członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP). Według niego Narodowy Bank Polski (NBP) może wyjść do sektora finansowego z atrakcyjną ofertą obligacji, które skupił z rynku w czasie pandemii za ok. 150-200 mld zł.
Jego zdanie podziela Piotr Kuczyński. Uważa, że banki z pewnością chętnie zainwestują w te papiery wartościowe oszczędności Polaków.
– Trzeba w końcu rozkręcić inwestycje w Polsce. Wtedy wzrośnie zapotrzebowanie firm na kredyty, co skłoni banki do konkurowania o depozyty. Ponadto NBP mógłby znacznie podnieść stopę rezerw obowiązkowych, co też zmniejszyłoby nadpłynność w bankach – sugeruje rozwiązania analityk Xeliona.
Pomysły ma również ekspert DM Millennium.
– Jeśli rząd chce zwiększyć zyski z lokat dla klientów, ma dwa bardzo proste wyjścia: podnieść oprocentowanie skarbowych papierów wartościowych (od mniej więcej dwóch miesięcy sektor obserwuje odpływ pieniędzy z kont oszczędnościowych w kierunku oferty detalicznej SP) lub zrezygnować z podatku Belki od zysków kapitałowych w przypadku depozytów – mowa o jednej piątej od zysków odsetkowych. Dzięki temu rozwiązaniu efektywne oprocentowanie na lokacie na pewno podskoczy – radzi Marcin Materna.
Stawia też pytanie retoryczne: jak podatek od nadmiarowych zysków banków, które nie oferują wystarczająco atrakcyjnego oprocentowania lokat, ma pomóc depozytariuszom, skoro i tak trafi on do budżetu?
Na horyzoncie zaczyna pojawiać się kolejny problem. Ostatnie dane o dynamice oszczędności gospodarstw domowych wskazuje na ok. 2-procentowy wzrost, podczas gdy rok i dwa lata temu był on dwucyfrowy. Zdaniem Marcina Materny Polakom coraz mocniej daje się w kość drożyzna, a tym, którzy de facto powinni mieć z czego odkładać (mowa o osobach zarabiających co najmniej dwie średnie krajowe) – dodatkowa reforma podatkowa.
Z pustego i Salomon nie naleje
Banki nie oferują wysoko oprocentowanych lokat, bo z jednej strony nie potrzebują dodatkowych pieniędzy, a z drugiej – w obecnych warunkach im się to nie opłaca. Inflacja wynosi 15,6 proc., a obligacje skarbowe, które są dla banków punktem odniesienia w przypadku oferty depozytowej, dają zwrot z inwestycji w wysokości 6 proc. Na tym tle mówienie, że banki oferują za nisko oprocentowane lokaty (na rynku nie brakuje lokat zbliżonych do oprocentowania papierów dłużnych), zdaniem Marcina Materny, jest co najmniej nie na miejscu.
Bankom brakuje instrumentów, które dałyby im na tyle wysoką stopę zwrotu z inwestycji, żeby opłaciło się im pozyskać z rynku oszczędności Kowalskich w zamian za atrakcyjne wynagrodzenie. – Kredyty detaliczne, na których banki zarabiają, sprzedają się słabo, a w hipotekach mamy do czynienia wręcz z zapaścią. Firmowe pożyczki zachowują się trochę lepiej, ale za to są obarczone coraz wyższym ryzykiem ze względu na pogarszającą się koniunkturę – puentuje analityk DM Millennium.
Zapytaliśmy Komisję Nadzoru Finansowego (KNF), jak ocenia pomysł podatku bankowego od nadmiarowych zysków. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Karolina Wysota