Państwo polskie 2021, czyli dysfunkcja, abstrakcja i śmierć

Państwo polskie 2021, czyli dysfunkcja, abstrakcja i śmierć

Umiemy nie zwracać uwagi na nadmiarowe zgony, odwracać oczy od gwałcenia praw człowieka. Potrafimy uciekać od rzeczywistości w świąteczny rozgardiasz, w prywatny komfort, marzenia o emigracji. Czy zdążymy nauczyć się stawiać czoła rzeczywistości?

Rok 2021 przebiegł w Polsce pod znakiem wzniosłych abstrakcji i śmiertelnego konkretu. W treści stanowionego prawa i na szpitalnych korytarzach; na konferencjach prasowych premiera i na ulicach polskich miast; przy polsko-białoruskiej granicy i w głównym wydaniu Wiadomości TVP. Łącznikiem między jednym i drugim było państwo i jego władze broniące Życia, Wolności, Równości i Bezpieczeństwa. Koniecznie pisanych wielką literą.

Rządzący, niezdolni bronić tych wartości w ich konkretnym, codziennym wymiarze, kreują ich monstrualne i wypaczone abstrakcje, które w politycznej praktyce niosą – znów – jak najbardziej konkretne i namacalne skutki.

Życie i zdrowie

I tak, polskie państwo nie potrafi chronić życia i zdrowia naprawdę – przez lata zaniedbywało kwestię zdrowia publicznego do tego stopnia, że w czasie pandemii koronawirusa kilkanaście milionów Polek i Polaków znalazło się w grupach podwyższonego ryzyka (bynajmniej nie tylko z powodu wieku). Przedkłada ochronę gospodarki nad pojemność szpitali i wydolność personelu medycznego. Pozwala setkom tysięcy osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów wegetować często na progu biologicznego przetrwania.

W tym właśnie kontekście interesy i obsesje wąskiego zaplecza partii władzy pchnęły rządzących do ustanowienia barbarzyńskiego prawa. W imię ochrony abstrakcyjnego Życia (a więc zygoty lub płodu, choćby już martwego lub skazanego w razie porodu na śmierć w męczarniach) stworzono reguły i wywołano (mocą gorliwości prokuratury) „efekt mrożący” wobec lekarzy – jeszcze mniej skłonnych przerywać ciążę, w jeszcze mniejszym katalogu dozwolonych przypadków, niż dotychczas. Bezpośrednio zwiększa to ryzyko śmierci matek w sytuacji zagrożenia – jak ostatnio pacjentki z Pszczyny – lub kalectwa urodzonego człowieka, życia pełnego bólu.

Państwo oferuje możliwość wypłakania się w osobnym pokoju, ale już do wyłożenia pieniędzy potrzebnych na rehabilitację, leczenie, badania i pomoc rodzinie skoncentrowanej wokół cierpiącego dziecka, wcale nie jest skore. Świadomość tego zniechęca wiele kobiet do zachodzenia w ciążę i rodzenia dzieci w Polsce, to pośredni wpływ Życia na życie w Polsce.

Wolność

Państwo łaskawie zgadza się, żebyśmy byli białymi, heteronormatywnymi katolikami, ksenofobami, żyjącymi w tradycyjnych, patriarchalnych rodzinach. Tym, którzy się w powyższym modelu nie mieszczą, nie chce zagwarantować wolności ani równości w realizacji ich praw.

Co więcej, samo dyskryminuje ich instytucjonalnie, poniewiera w finansowanej z budżetu propagandzie i nie broni przed napaścią, mową nienawiści ze strony współobywateli. Obiecywane zrównywanie obywateli przed wymiarem sprawiedliwości zamieniło się w toku reform Zbigniewa Ziobry w ponury żart; zapowiedzi walki z cenzurą w mediach i na uczelniach były nim od samego początku, skoro chodziło głównie o swobodę dla antynaukowego bełkotu i wymierzonej w mniejszości publicznie okazywanej pogardy.

Badania sondażowe i układ sił w rządzącej koalicji sprawiły jednak, że to Wolność i Równość stały się priorytetem w kontekście obostrzeń sanitarnych. Objawiają się jako prawo do nieszczepienia się i nieograniczonej mobilności niezaszczepionych bez względu na konsekwencje. Chęć lekceważenia zdrowia nie tylko swojego, ale i najsłabszych, urosła do rangi przejawów polskiego „genu sprzeciwu” i nieusuwalnego elementu polskości.

Zasada niedyskryminacji i zakaz segregacji obywateli okazały się nieprzekraczalnymi granicami stanowienia i stosowania prawa, gdy nakazywały powstrzymać pracodawców i usługodawców przed weryfikacją certyfikatów covidowych. A także opóźniać w nieskończoność szczepienia obowiązkowe dla newralgicznych grup zawodowych.

Także i tu wolnościowy i równościowy abstrakt przynosi w efekcie zabójczy konkret: mniej zaszczepionych w przestrzeni publicznej to więcej chorych, hospitalizowanych i zmarłych. I nie działa tu żadna karma, co nieraz mogłyby sugerować relacje o antyszczepionkowcach leżących pod respiratorami, lecz brutalna logika przetrwania najlepiej przystosowanych. Z powodu koronawirusa umierają po prostu najsłabsi: starsi, z chorobami współistniejącymi, ale też ci wszyscy, którym COVID i przepełnione szpitale zablokują drogę do planowej operacji czy badania profilaktycznego..

Bezpieczeństwo

Wreszcie, żyjemy w państwie, które w organizowanych przez własną armię grach wojennych przegrywa starcie wojskowe z Federacją Rosyjską w 4 dni (i wykonuje kontrolowany przeciek do prasy w tej sprawie). Żyjemy w państwie, którego rząd komunikuje sprawy państwowe na nieszyfrowanych mailach, w warunkach geopolitycznego kryzysu niszczy relacje z wszystkimi ważnymi sojusznikami, a broń za ciężkie miliardy kupuje w oparciu o podwórkowo-komiksowe fantazje o potędze. Tyle w kwestii bezpieczeństwa pisanego małą literą.

A Bezpieczeństwo? W oparciu o garstkę pragnących przedrzeć się do Niemiec nieszczęśników podwiezionych pod granicę przez Aleksandra Łukaszenkę – państwo kreuje obraz inwazji wrogiej cywilizacji, przed którą zamierza nas obronić.

Zasiewając lęk przed sfingowanym zagrożeniem, powoduje śmierć konkretnych ludzi na granicy. W lasach i na bagnach od zimna wilgoci i fizycznej przemocy umierają mężczyźni, kobiety i dzieci, a żołnierz zapija się na śmierć. Przesuwają się granice dopuszczalnej i tolerowanej przemocy państwa, która obok Obcych z zewnątrz dotykać będzie kolejne kategorie Obcych u siebie. A to wszystko w sosie buńczucznej i ckliwej zarazem retoryki: o tym, że stanąć trzeba „Murem za polskim mundurem”, jak śpiewają w bazie lotniczej Edyta Górniak i Lou Bega, i wystawić pusty talerz dla obrońców granic, do czego wzywa małopolska kurator oświaty.

Niezdolne wypełnić swych podstawowych funkcji ani egzekwować standardów, z których można by je rozliczać – dostępności ochrony zdrowia, bezpieczeństwa zdrowotnego, gwarantowanej konstytucją edukacji, jakości powietrza, przyjaznego mieszkańcom otoczenia, pozycji międzynarodowej, sprawnej administracji… – władza ucieka w abstrakcję. Broni pojęć i ich praktycznych realizacji, które z oryginalnymi i stojącymi za nimi wartościami nie mają nic wspólnego, chyba że jako ich absolutne przeciwieństwo.

Na końcu więc dostajemy śmierć matek w imię życia dzieci (nienarodzonych), śmierć chorych w imię złotej wolności i polskiego genu sprzeciwu, wreszcie śmierć uchodźców w imię bezpieczeństwa przerażonych wizją inwazji obywateli.

Wyzysk

Papier, paski TVP Info i świadomość zbiorowa zniosą wiele, ale dlaczego to wszystko nie rozpada się w oczach? Nie załamuje pod ciężarem oczywistych sprzeczności między wzniosłą retoryką a rzeczywistością okrutną i zwyczajnie tandetną zarazem? Na czym opiera się trwanie tego chorego układu?

Na pewno na wyzysku grup traktowanych przez społeczeństwo z nieufnością (ochrona zdrowia) lub wprost niechęcią (nauczyciele). To na ich poświęceniu i resztkach sił trzymają się dysfunkcjonalne instytucje, jednocześnie to na nich rządzący zrzucają winę za braki i błędy.

Również na rabunku traktowanej z arogancką obojętnością natury i zasobów, nad którymi panowanie pozwala ludziom uzyskać pozór sprawczości – ścinając drzewo na swej działce lub niszcząc bobrzą tamę na okolicznej rzece za przyzwoleniem władz można się poczuć podmiotowo, niczym mały suweren-Kaczyński.

Jest jeszcze perspektywa emigracji, która najbardziej nieprzystającym do całości jednostkom i grupom daje bądź to furtkę do ucieczki od beznadziei i bezradności, bądź tylko ułudę, że jeśli naprawdę będzie gorzej, to można spakować wszystko w cholerę i wyjechać do jakiegoś cywilizowanego kraju.

Wreszcie, trzyma się ten pozór państwa na obojętności i znieczuleniu, a także prywatyzacji strategii życiowych – reakcjach dość naturalnych psychologicznie w warunkach przytłoczenia kryzysami, a do tego nieźle zakorzenionych w doświadczeniu kilku pokoleń i dostępnych nam kulturowo skryptach działania.

Wyparcie i zaprzeczenie

To wszystko – ta ucieczka władzy przed konkretnymi problemami w zabójczą abstrakcję – nie zaczęło się ani w roku 2021, ani 2015, nad czym jako sierota po III RP mogę tylko ubolewać. Niemniej, ta władza z najgorszych patologii poprzednich epok uczyniła zasadę działania. I wciąż na tym wygrywa, a przynajmniej prowadzi w sondażach, bo wszystkie wskazane wyżej fundamenty status quo sprzyjają asymetrycznej demobilizacji elektoratu niechętnego władzy.

Co prawda, stosowane przez rząd taktyki mogą przestać być skuteczne, a drogi społecznej ucieczki od odpowiedzialności atrakcyjne. Np. wtedy, kiedy uchodźcy na naszej granicy przestaną się tam pojawiać za sprawą rozgrywek Łukaszenki i Putina, za to będą częścią wielomilionowych wędrówek ludów, jakie sprowadzi na nas zmiana klimatyczna. Albo kiedy na granicy wschodniej wyrośnie nam prawdziwa żelazna kurtyna, a my będziemy państwem frontowym. Lub gdy jeszcze więcej pracowników ochrony zdrowia wyjedzie do Niemiec i Norwegii, a nauczyciele odejdą do sektora prywatnego, gdzie płace – mocą koniunktury, demografii i płacy minimalnej – rosną szybciej niż w budżetówce, podobnie jak poprawiają się warunki zatrudnienia. Kiedy wreszcie wycinanie kolejnych lasów i zastępowanie ich plantacjami desek, a także zamiana kolejnych rzeczułek i rzek w rowy melioracyjne zamieni nasz kraj w wyspę ciepła, w której odechce się żyć.

Inna rzecz, że obojętność i wyparcie to naprawdę potężne mechanizmy – umiemy nie zwracać uwagi na nadmiarowe zgony, których liczba goni lub już przekroczyła hekatombę powstania warszawskiego, co tylko dowodzi, jak potężną zdolnością ludzkiego mózgu jest redukcja dysonansu poznawczego. A skoro kiedyś potrafiliśmy prześnić społeczną rewolucję, pewnie damy radę nie dostrzec cywilizacyjnej katastrofy, względnie znajdziemy jakiegoś Żyda, pedała, feministkę czy innego uchodźcę, którzy będą jej winni.

Wszystkie światła w tunelu, jaskółki wiosny czy inne promyki nadziei są bardzo wątłe. Niemniej istnieją. To fakty takie jak ten, że nie wszyscy nauczyciele odeszli z pracy, choć przy obecnym bezrobociu znaleźliby inną. Że lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni w szpitalach covidowych i karetkach gotowi byli pracować heroicznie, w całkowitym oderwaniu od wynagrodzenia i szacunku, jakie im wspólnota gotowa była okazać. Że protestować przeciw barbarzyńskiemu prawu na ulice metropolii, miast, miasteczek i wsi wychodziło najwięcej ludzi w historii Polski. Że Unia Europejska wciąż istnieje i na kryzys reaguje tym razem Zielonym Ładem i transformacją energetyczną, a nie „zacieśnianiem fiskalnym” i rujnującymi całe kraje „oszczędnościami”. Że wreszcie karmić i ogrzać uchodźców oraz bronić przed zagładą lasów, bobrów i rzek gotowi są bronić mieszkańcy peryferyjnych gmin i aktywiści z elitarnych baniek pospołu.

W tej sytuacji najbliższe lata przesądzą nie o tym, czy PiS dalej będzie rządził Polską, tylko czy Polska jako wspólnota polityczna ma jeszcze sens – jako narzędzie zbiorowego rozwiązywania problemów, jakie stawia przed nami świat.

Mimo wszystko, wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

krytykapolityczna.pl

Więcej postów