– Polski rząd działa na granicy chaotycznie i nieskutecznie – twierdzi prof. Witold Klaus, ekspert od spraw migracyjnych. Ale, jak dodaje, trwający w Polsce kryzys migracyjny jest na rękę władzy i scala jej elektorat.
Błażej Strzelczyk, Onet.pl: I co teraz?
Prof. Witold Klaus*: Czas najwyższy, żeby rząd polski przestał udawać, że coś robi.
Przecież robi. Chroni polską granicę.
Okazuje się, że bardzo nieskutecznie. To widać było wczoraj, gdy grupa migrantów dotarła do drutu kolczastego. To, co miało nas ochronić – nie do końca wiadomo, przed czym – runęło w parę chwil.
Premier mówi, że „granica państwa polskiego to nie jest tylko linia na mapie. Ta granica jest świętością, za którą przelewały krew pokolenia Polaków”.
Świętością jest życie drugiego człowieka. A przynajmniej da się usłyszeć taką narrację, gdy mowa o innych, społecznych kwestiach. Warto jednak pamiętać, że granice da się negocjować. One się zmieniały. Życia natomiast negocjować się nie da.
Pan rozumie te obawy ludzi, którzy są przerażeni, gdy parzą na polsko-białoruską granicę?
Wojenna narracja jest na rękę rządzącym. Fakty są takie, że nie wiemy, co dokładnie tam się dzieje. To, co do tej pory można było uznawać za niedorzeczne, czyli zakazanie pracy mediom, teraz przeradza się w narzędzie w rękach władzy.
To znaczy?
Wiedzę na temat sytuacji na granicy możemy czerpać wyłącznie z przekazów polskich służb. Brak mediów sprzyja budowaniu narracji o tym, że mamy do czynienia z ogromnym zagrożeniem.
A nie mamy?
Nawet jeśli wierzyć w liczby podawane przez Straż Graniczną, że na granicy jest w tej chwili 15 tys. migrantów, to nadal nie jest to sytuacja, którą warto straszyć ludzi, i której nie dałoby się rozwiązać w spokojny sposób.
„Wszystkie dotychczasowe działania rządu były chaotyczne i przypadkowe. A do tego przemocowe, sprzeczne z prawem, nieskuteczne i kosztowne”
Postępowanie zgodnie z procedurami, czyli przyjmowanie od migrantów wniosków azylowych, a później przyznawanie im ochrony międzynarodowej, albo odsyłanie do kraju pochodzenia, gdyby na tę ochronę nie zasługiwali, nie doprowadziłoby do sytuacji, z którą mamy do czynienia w tej chwili.
Jaką zatem polski rząd przyjął taktykę wobec kryzysu na granicy?
Moim zdaniem nie przyjął żadnej taktyki, po prostu nie ma pomysłu na rozwiązanie tego kryzysu.
Właściwie od początku słyszymy, że chodzi przede wszystkim o ochronę granicy.
Tymczasem tylko w ubiegłym miesiącu, właśnie przez tę „chronioną” granicę, do Niemiec przedostało się ponad 5 tys. osób. A to tylko te z nich, które zatrzymała tamtejsza policja. Granica, wbrew zapewnieniom służb, nie jest szczelna. To rodzi ogromne ryzyko. Gdyby polskie służby stosowały procedury, wówczas wiedzielibyśmy, kim są osoby, które mimo zasieków na granicy, przedostały się na terytorium Polski.
Bezpieczniej byłoby tych ludzi przyjąć niż utrzymać ten stan, który jest teraz?
Owszem. Bezpieczniej nie tylko dla tych ludzi, ale też dla Polaków. Gdy zaczniemy stosować procedury, to będziemy wiedzieli, z kim mamy do czynienia. W tej chwili tak naprawdę nie mamy pojęcia, kim są ci ludzie. Procedury, czyli przyjmowanie wniosków azylowych lub wszczynanie procedur powrotowych, dają narzędzia do pełnej weryfikacji migrantów. Teraz i tak część osób przekracza granicę. Wielu migrantów, którzy szli szlakiem z Białorusi, być może jest w tej chwili na terenie Polski. Zatem z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i rozsądku, należało rejestrować te osoby i stosować wobec nich odpowiednie procedury. Dzięki nim polskie służby mogłyby odesłać część z nich do krajów pochodzenia – oczywiście po sprawdzeniu, że nie zagraża im tam niebezpieczeństwo.