Liczba zakażonych koronawirusem przekroczyła w ciągu ostatniej doby 10,4 tys. osób – po raz pierwszy od kwietnia. W szpitalach na Mazowszu i Lubelszczyźnie brakuje miejsc, samorządy pytają – a gdzie szpitale tymczasowe?
Z tak dużym przyrostem zakażeń w ciągu doby mieliśmy ostatni raz do do czynienia w kwietniu. Według modeli matematycznych najgorsze dopiero przed nami – szczyt zakażeńkoronawirusem ma nadejść na przełomie listopada i grudnia.
Dokładnie 10 429 nowych zakażeń przybyło w ciągu ostatnich 24 godzin. Najwięcej z nich odnotowano w województwie mazowieckim (2 036) i lubelskim (1 761). Na trzecim miejscu znalazło się Podlasie – 708 nowych zakażeń. W ciągu ostatniej doby na COVID-19 zmarły 124 osoby.
Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz uspokajał: „My patrzymy przede wszystkim na wzrost procentowy w skali do tygodnia. Ten wzrost za ostatnią dobę w porównaniu z ostatnią środą to jedynie 24 proc., co oznacza, jeżeli to by się utrzymało, delikatny spadek w tych wzrostach”. Rzeczywiście bywały już wzrosty o 50 proc., jednak za wcześnie jeszcze, żeby mówić o zbliżaniu się szczytu fali.
Ekspert Naczelnej Izby Lekarskiej ds. COVID-19 dr Paweł Grzesiowski uważa, że możemy mieć do czynienia nie z 10 tysiącami, ale nawet z 50 tysiącami nowych zakażeń. I ostrzega, że w tym roku sytuacja może być znacznie gorsza niż w roku ubiegłym, bo nie obowiązują prawie żadne obostrzenia. Jego zdaniem ogniska epidemiczne wybuchną przede wszystkim w szkołach i zakładach pracy oraz placówkach medycznych.
„Nie ma lockdownu, nie ma dzieci zamkniętych na nauczaniu zdalnym. Mamy do czynienia z lawiną, której nikt nie powstrzymuje”
– uważa dr Grzesiowski i dodaje, że obecna fala może utrzymać się do końca roku. Jeśli spojrzeć na przykład Wielkiej Brytanii, która zniosła większość ograniczeń i od lipca boryka się z falą zakażeń, która dopiero teraz zaczęła opadać – i to może być optymistyczną prognozą.
Jeśli zaś porównać obecną falę zakażeń z tą z jesieni 2020 roku, to widać, że rośnie ona łagodniej – to najprawdopodobniej w dużej mierze efekt szczepień i odporności nabytej dzięki przejściu zakażenia. Wirus musi się teraz bardziej natrudzić, żeby znaleźć nosiciela – bo zaszczepieni zarażają się rzadziej. Na ilość wykrytych zakażeń może również wpłynąć fakt, że mniej chętnie się testujemy – w drugim roku pandemii może zyskiwać na znaczeniu filozofia „jakoś to będzie”. Ważny jest jednak trend, a ten pokazuje, że rok temu jesienna fala zaczęła już opadać. To dlatego, że wprowadzono obostrzenia. Tym razem rząd zapowiada je od tygodni, ale nie wprowadza w życie.
Brak łóżek i respiratorów
Szpitale już teraz dysponują zbyt małą ilością łóżek dla pacjentów z Covid-19 i respiratorów. Na brak łóżek covidowych skarży się i województwo mazowieckie, i województwo lubelskie – mimo że pacjentów jest daleko mniej niż rok temu.
Jednak władze zamiast otwierać szpitale tymczasowe, chcą przekształcać w covidowe regularne placówki, co rodzi konflikty. Samorządy nie chcą bowiem, by pozbawiać mieszkańców cierpiących na inne schorzenia pomocy medycznej.
„Sytuacja w szpitalach wygląda źle. Wydaje się, że liczba łóżek [covidowych] powstała z decyzji organów odpowiedzialnych za organizację walki z epidemią, jest niewystarczająca (…) polityka u nas jest taka, żeby utrzymać jak najdłużej aktywne łóżka niecovidowe dla pacjentów z innymi chorobami. I w związku z tym baza łóżek dla pacjentów zakażonych koronawirusem jest za mała” – mówiła w środę, 3 listopada w TOK FM dr n. med. Grażyna Cholewińska-Szymańska z Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie.
Podkreśliła, że nie chodzi o to, by łóżka innym pacjentom zabierać, ale o przygotowanie strategii wobec kolejnego wzrostu zakażeń.
Mimo że od dawna było wiadomo, że liczba zachorowań na Covid-19 w okresie jesiennym będzie coraz większa, to zabrakło przygotowania na kolejną falę.
Według najnowszych danych resortu zdrowia aktualnie dysponujemy w Polsce 4 610 łóżkami dla pacjentów z Covid-19 spośród 12 867 łóżek, czyli wolnych jest 35,8 proc. z nich. Jeśli chodzi o respiratory, to pacjenci korzystają z 692 urządzeń z ogólnej liczby 1 185. Kolejni pacjenci będą więc mieli do zaledwie dyspozycji mniej niż połowę respiratorów.
Więcej szpitali tymczasowych
Ministerstwo Zdrowia zadecydowało o przekształceniu Szpitala Praskiego w Warszawie w szpital covidowy. We wtorek 2 listopada wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska poinformowała, że miasto będzie się odwoływać od tej decyzji. „Nie zgadzamy się na pełnienie funkcji de facto szpitala tymczasowego bo a) instalacja tlenowa nie obsłuży 271 tlenowych, b) należy korzystać z potencjału szpitala – wielu chorych czeka” – pisała na Twitterze. Braku wystarczającej ilości sprzętu i personelu potrzebnego do leczenia wielu pacjentów z Sars-Cov-2 obawia się też sam prezes Szpitala Praskiego Andrzej Golimont. Mimo to zapewnia, że szpital „leczy pacjentów zgodnie z wcześniejszym planem, równocześnie realizując dyspozycje ministra zdrowia”.
„Widzimy, że sytuacja się pogarsza i w związku z tym apelujemy do rządzących o przedstawienie jasnej strategii radzenia sobie z czwartą falą COVID-u. Musimy wspólnie zastanawiać się nad tym, jak przygotować się do jeszcze większej liczby pacjentów, musimy się wspólnie zastanowić nad kwestią związana z ewentualnym wprowadzeniem obostrzeń i powinniśmy być informowani przez rządzących o tym, jaką strategię chcą przyjąć – mówił z kolei Rafał Trzaskowski. Apelował do rządzących, by zamiast zwiększać ilość łóżek covidowych w szpitalach, utworzyć szpital tymczasowy.