Klęska Polski w walce z pandemią. Jasno pokazują to liczby [ANALIZA]

szczepionka

W Polsce w pierwszym roku pandemii zmarło o 23,7 proc. więcej ludzi niż umierało we wcześniejszych latach. To jeden z najgorszych wyników w Unii Europejskiej. 23,7 proc.! To blisko 80 tys. ludzi, którzy zmarli przede wszystkim dlatego, że państwo nie umiało im pomóc. I najprawdziwszy chyba wskaźnik pokazujący, jakiego spustoszenia dokonał w naszym kraju COVID-19. W 2021 r. jest tylko nieznacznie lepiej.

  • Powinniśmy to sobie powiedzieć jasno i głośno: ponieśliśmy w walce z pandemią jako Państwo klęskę. Ocenianie inaczej faktu, że zmarło u nas tak wiele ludzi, jest obrazą rodzin tych zmarłych
  • Bardzo długo nie widzieliśmy prawdziwego spustoszenia, jakie poczyniła w Polsce pandemia. A to spustoszenie widać najwyraźniej w najprostszej możliwej statystyce: całkowitej liczbie zmarłych w pandemicznym roku w porównaniu do lat wcześniejszych
  • Kiedy wiosną 2020 r. przy bardzo niskim przecież poziomie zachorowań stanął prawie cały kraj, to stanął nie dlatego, że rząd bał się koronawirusa jako takiego. Stanął, bo rząd bał się, że koronawirus spustoszy naszą ochronę zdrowia
  • W cyklu tekstów postaramy się odpowiedzieć na pytanie: dlaczego po dwunastu miesiącach pandemii w Polsce zmarło o 23,7 proc. więcej ludzi niż we wcześniejszych latach. To jeden najgorszych wynik w UE. Najbardziej prawdziwy i jednocześnie najbardziej przerażający wskaźnik pokazujący naszą klęskę w walce z koronawirusem. Gdy doliczymy zgony z roku 2021, z kolejnych miesięcy pandemii, nasza sytuacja poprawia się nieznacznie
  • Nie chodzi nam o pastwienie się nad obecnym rządem. To jasne, że dobrze działająca ochrona zdrowia to coś, do czego dochodzi się latami. A nasz system ochrony zdrowia to przez ostatnie 30 lat niekończąca się opowieść o braku pieniędzy, logiki i odpowiedniego zarządzania
  • Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Zapaść to puste słowo. Nie da się złapać momentu, w którym powiedzielibyśmy: dziś stało się to i to, w związku z czym służba zdrowia się zapadła. To będzie zależało od oceny. W oczywisty sposób przed oceną sytuacji jako „zapaści” będzie się bronił odpowiedzialny za sytuację rząd, a opozycja będzie tę ocenę podkręcać i trąbić o „zapaści” do całkowitego znieczulenia nas na to słowo.

Ale ta zapaść nadeszła i chyba nawet nie zaczęliśmy wychodzić na razie z jej dna, zwłaszcza, że aktualnie trwa w ochronie zdrowia kolejny strajk. Kiedy ktoś będzie próbował Wam, Drodzy Czytelnicy, wmówić, że państwo polskie dobrze poradziło sobie z pandemią, (bo uniknęliśmy kopania masowych grobów, wielkich kolejek karetek i odłączania ludzi od respiratorów, żeby podłączyć kogoś lepiej rokującego) – nie wierzcie. Polskie państwo poniosło w walce z pandemią sromotną klęskę i mówienie czegokolwiek innego jest obrazą w stosunku do setek tysięcy członków rodzin tych, którzy zmarli, a mogli żyć.

Bo jak inaczej opisać to, że w Polsce w pierwszym roku pandemii zmarło o 23,7 proc. więcej ludzi niż umierało we wcześniejszych kilku latach? To jest blisko 80 tys. ludzi, którzy odeszli przede wszystkim dlatego, że państwo nie umiało im pomóc. Tak jakby wyparował Nowy Sącz lub Jelenia Góra. 80 tysięcy! Czy wyobrażamy sobie katastrofę naturalną, w której ginie tyle ludzi? Na przykład powódź? Zamach terrorystyczny? Masowe zatrucie? Jakąś przerażającą katastrofę na imprezie masowej?

Spośród tych 80 tysięcy, niecałe 30 tys. to ofiary COVID-19 (cały czas mówimy o roku 2020, doliczając dane z roku 2021 całkowita liczba zgonów z powodu COVID-19 wynosi obecnie w Polsce ok. 76 tys.) – bezpośrednie lub pośrednie. Na pewno wiele z nich także było do odratowania. Ale te pozostałych 50 tysięcy ofiar śmiertelnych, to ludzie, których straciliśmy dlatego, że koronawirus organizacyjnie rozłożył nasze szpitale na łopatki.

Kiedy sobie to wszystko uświadomimy, trudno zrozumieć, że nie jest to ani w mediach ani przy stołach w polskich domach przedmiotem codziennej dyskusji.

Odsetek nadmiarowych zgonów w Europie w okresie marzec 2020-marzec 2021. Źródło danych: Eurostat, wykres przygotowany przez redakcję Konkret24.plOdsetek nadmiarowych zgonów w Europie w okresie marzec 2020-marzec 2021. Źródło danych: Eurostat, wykres przygotowany przez redakcję Konkret24.pl – Materiały prasowe

W tak drastycznej skali stało się tak tylko w kilku krajach Unii Europejskiej. W pokazanym powyżej wykresie, gdzie mamy dane za okres od marca 2020 r. (początek pandemii w Polsce) do marca 2021 zajęliśmy pod tym względem trzecie miejsce od końca (23,7 proc. nadmiarowych zgonów). Gorzej było tylko w Czechach i na Słowacji (odpowiednio 27,4 proc. i 25,4 proc.), lepiej natomiast nawet w Bułgarii i Rumunii, które w większości unijnych rankingów szorują po dnie. Rumunia, której porażający obraz korupcji i patologii w systemie zdrowia mogliśmy zobaczyć w nominowanym w zeszłym roku do Oscara dokumencie „Collectiv”, odnotowała o ponad 16 proc. więcej zgonów w okresie marzec 2020-marzec 2021 niż we wcześniejszych latach. Wciąż dużo, ale jednak nieco mniej niż Polska.

Jak definiujemy nadmiarowe zgony? Posłużmy się miarą Eurostatu. To prosty wskaźnik zmiany liczby zgonów, które wystąpiły w każdym miesiącu w porównaniu do poziomu odniesienia – a jest nim średnia liczba zgonów w danym miesiącu w ciągu czterech lat: od 2016 do 2019 r. Wskaźnik nadmiarowych zgonów jest wyrażony jako odsetek (procent) dodatkowych zgonów w porównaniu do średniej z tych czterech lat. Widać to doskonale na powyższym wykresie przygotowanym przez redakcję Konkret24.

Zresztą, dokładniejsza analiza wskaźnika liczby nadmiarowych zgonów daje obraz bardzo oderwany od stereotypów. Pamiętamy, że w Europie pandemia zaczęła się od Włoch, że później fatalne momenty zaliczyli Hiszpanie i Francuzi, że nie najlepiej było także u naszych południowych sąsiadów i że Szwecja ze zmiennym powodzeniem jako jedyna eksperymentowała z bardzo luźnymi obostrzeniami.

Co mówią dane? Zostańmy przy analizie pierwszych dwunastu miesięcy pandemii w Europie, czyli okresu marzec 2020-marzec 2021. Tak samo fatalnie, jak w Polsce, sytuacja wyglądała w ciągu pierwszego roku pandemii jeszcze w czterech krajach: w Czechach, Słowacji, Hiszpanii i w Słowenii. Wszędzie tam odsetek nadmiarowych względem wcześniejszych lat zgonów przekroczył 20 proc. Tylko minimalnie lepiej było w Bułgarii (choć ta ostatnia wypadła fatalnie w wiosennej fali roku 2021 i sumarycznie, po półtora roku pandemii to tam wskaźnik nadmiarowych zgonów jest najwyższy w całej UE) i Rumunii, ale też we Włoszech, w Portugalii i na Malcie. Co ciekawe, fatalne miejsce w zestawieniu zajęła Szwajcaria (15,1 proc. nadmiarowych zgonów), nieznacznie lepsze okazały się Belgia, Litwa i Liechtenstein. Wszystkie te kraje miały gorszy wynik niż unijna średnia, która wyniosła 13,9 proc. nadmiarowych zgonów (prawie 10 proc. mniej, niż w Polsce).

Francja, z której docierały dramatyczne sygnały o niewydolności służby zdrowia, miała o połowę mniej nadmiarowych zgonów niż Polska (12,1 proc.). Podobnie było w Austrii i Holandii, ale też na Węgrzech i w Chorwacji.

Listę krajów, w których odsetek nadmiarowych zgonów po roku pandemii był poniżej 10 proc. otwiera Cypr, a tuż nad nim jest oglądana ze wszystkich stron Szwecja, wokół której wykres emocji przyjmował formę sinusoidy – jednego miesiąca media pisały, że „Model szwedzki przynosi efekty”, a następnego, że „Model szwedzki był błędem”. Szwedzi zakończyli pierwszy rok pandemii wskaźnikiem 8,1 proc nadmiarowych zgonów. Na tle Europy dobrze, na tle skandynawskich sąsiadów niekoniecznie. Jeszcze lepiej, co także przeczy stereotypowemu myśleniu, wypadła Grecja (7,4 proc.) W Niemczech zmarło o 6,3 proc. więcej ludzi niż w poprzednich latach.

Epidemia nie wpłynęła zasadniczo na liczbę nadmiarowych zgonów na Łotwie (5 proc.) oraz, to chyba nie jest niespodzianka, w krajach skandynawskich (z wyjątkiem Szwecji, o czym powyżej). W Finlandii omawiany wskaźnik oscylował wokół 3 proc, w Islandii i Danii i różnice były w okolicach półtora procenta, a w Norwegii w pierwszym roku pandemii zmarło o 2,2 mniej ludzi, niż średnia z wcześniejszych lat.

Rok 2021 nie zmienił wiele, bo i nie było powodów, żeby miało się coś zmienić. Systemu ochrony zdrowia nie reformuje się z dnia na dzień, nie robi się tego nawet z roku na rok. Posługujący się nieco inną miarą niemiecko-izraelski zespół naukowców z uniwersytetów w Tybindze i Izraelu (liczba nadmiarowych zgonów została przeliczona na milion mieszkańców) także umieścił nas na jednym z najgorszych miejsc w Europie.

Wykres przedstawia liczbę zgonów w Polsce wg tygodni. Ciemnoróżowy kolor pokazuje rok 2020 i skok w okresie jesienno-zimowym. Ciemnoniebieski wykres to rok 2021 i skok wiosenny. Od czerwca 2021 wykres nie odbiega od normy, ale wkraczamy właśnie w czwartą falę koronawirusa. Opracowanie: Danuta Pawłowska/BIQData Wyborcza.plWykres przedstawia liczbę zgonów w Polsce wg tygodni. Ciemnoróżowy kolor pokazuje rok 2020 i skok w okresie jesienno-zimowym. Ciemnoniebieski wykres to rok 2021 i skok wiosenny. Od czerwca 2021 wykres nie odbiega od normy, ale wkraczamy właśnie w czwartą falę koronawirusa. Opracowanie: Danuta Pawłowska/BIQData Wyborcza.pl – Materiały prasowe

Badacze policzyli zgony od marca 2020 r. do wakacji 2021. W Polsce doliczyli się 310 nadmiarowych zgonów na 100 tysięcy mieszkańców. Więcej takich zgonów było na przykład w Czechach (320 na 100 tys. mieszkańców), na Litwie (350) i w Bułgarii (460), która zamyka unijną stawkę. W takim ujęciu wypadamy więc nieznacznie lepiej, ale wciąż jesteśmy w unijnym ogonie. Z której strony byśmy nie liczyli, jesteśmy na samym dnie albo bardzo tego dna blisko.

Znacznie lepiej wypadli Niemcy, gdzie doliczono się 50 nadmiarowych zgonów na 100 tysięcy mieszkańców, Holandia (110), Belgia (140), Francja (110) i Austria (110).

Wychodząc poza Europę, fatalnie wypadły kraje Ameryki Łacińskiej. Peru, Ekwador, Boliwia czy Meksyk odnotowały w czasie pandemii o ponad 50 procent więcej zgonów niż zwykle (przypomnijmy, że w Polsce w 2020 r było to 23,5 proc.).

Nie ma sensu, i nie to jest celem tej i kolejnych publikacji, żeby uderzać w ten czy inny rząd. Ochrona zdrowia boryka się z ogromnymi problemami od początku transformacji ustrojowej i widać teraz, że nikomu nie udało się wprowadzić jej na dobre tory. Tym ważniejsze jest, żeby zadać parę fundamentalnych pytań.

Co jest nie tak z nami, naszym zdrowiem i naszą ochroną zdrowia? Czego nam brakuje? Jakie mechanizmy działające w naszym państwie skazały na śmierć kilkadziesiąt tysięcy ludzi? W najbliższych dniach będziemy starali się znaleźć na to pytanie kompleksową odpowiedź.

Dziś spojrzymy na trochę danych, które ułatwią zrozumienie sytuacji naszego systemu ochrony zdrowia.

Polska ma najmniej lekarzy w UE

Po pierwsze, mamy najmniej personelu medycznego w całej Unii Europejskiej. W raporcie OECD „Health at Glance”, przygotowanym pod koniec 2020 r. jest wykres, który pokazuje skalę dramatu.

Liczba lekarzy i pielęgniarek na 1000 mieszkańców. Źródło: Raport OECD "Health at glance 2020"Liczba lekarzy i pielęgniarek na 1000 mieszkańców. Źródło: Raport OECD „Health at glance 2020” – Materiały prasowe

Na osi poziomej mamy liczbę lekarzy na 1000 mieszkańców. Polska jest na samym początku skali, z wynikiem 2,4. Jeszcze tylko Wielka Brytania i Luksemburg mają mniej niż 3 lekarzy na 1000 mieszkańców, unijna średnia to 3,8. Rekordziści to Grecy (6,1), wysoko są też Austria, Norwegia czy Litwa. Ale bardzo mało mamy też pielęgniarek, w tej statystyce jesteśmy na czwartym miejscu od końca, gorzej jest tylko na Łotwie, w Bułgarii i, co ciekawe, we wspomnianej już Grecji. W Polsce na 1000 mieszkańców przypada tylko 5 pielęgniarek. Kiepsko pod tym względem jest także na Cyprze, we Włoszech, w Hiszpanii i na Słowacji. Unijna średnia to 8,2, najlepiej pod tym względem jest w Norwegii i Szwajcarii (blisko 18). W najlepszej ćwiartce wykresu, czyli tam gdzie powyżej unijnej średniej jest zarówno odsetek pielęgniarek jak i lekarzy, znajdują się: Norwegia, Szwajcaria, Niemcy, Dania, Szwecja i Islandia.

Jak te liczby mają się do przedwczesnych zgonów? Z tych państw tylko Szwajcaria wyglądała w tej statystyce źle, w pozostałych przypadkach lista krajów z dużą liczbą personelu medycznego pokrywała się z tą, w której podczas pandemii umarło relatywnie najmniej ludzi. Ale trzeba pamiętać, że oprócz Szwajcarii bardzo blisko znalezienia się w tej najlepszej ćwiartce były też Czechy, które wskaźnik nadmiarowych zgonów miały bardzo wysoki. Odpowiednia liczba lekarzy i pielęgniarek nie gwarantowała więc sukcesu, ale na pewno bardzo pomagała.

Szpitale i łóżka

Po drugie, liczba szpitalnych łóżek na 1000 mieszkańców. W tym przypadku ewidentnie widać, że nie przełożyła się ona na lepsze zarządzanie pandemią. Polska wypada w tej statystyce bardzo dobrze, mamy 6,5 łóżka na 1000 mieszkańców, co plasuje nas znacznie powyżej średniej (5,0). Ale związku z liczbą nadmiarowych zgonów w tej statystyce nie widać. Najwięcej miejsc w szpitalach mają Niemcy, ale na drugim miejscu jest Bułgaria, a dalej Austria, Węgry i Rumunia. Na drugim końcu skali są Szwecja (2,1), Dania, Wielka Brytania i Islandia, czyli poza UK kraje, które z pandemią poradziły sobie bardzo dobrze. Ale tuż za Islandią są Hiszpania i Włochy, gdzie sytuacja była znacznie gorsza.

Liczba łóżek w szpitalach na 1000 mieszkańców. Źródło: Raport OECD "Health at glance 2020"Liczba łóżek w szpitalach na 1000 mieszkańców. Źródło: Raport OECD „Health at glance 2020” – Materiały prasowe

OECD podaje jeszcze wskaźnik zajętości łóżek. I tutaj mamy ciekawą rzecz, ponieważ z krajów, gdzie miejsc w szpitalach jest dużo, tylko w Bułgarii, Rumunii i w Polsce wynosi on 100 proc. W pozostałych przypadkach ok. 15 proc. miejsc pozostaje wolnych. Czy to oznacza efektywne wykorzystywanie szpitali w tych trzech krajach? Czy jednak jakiś błąd w polityce kierowania i trzymania ludzi w placówkach zdrowotnych? Oprócz wymienionej trójki, stuprocentowe wykorzystanie miejsc w szpitalach notują jeszcze tylko kraje z drugiego krańca skali, czyli ponownie Szwecja, Dania, UK i Islandia oraz Finlandia.

Fatalny stan zdrowia Polaków

Po trzecie, jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w unijnym rankingu zrównoważonego rozwoju systemów opieki zdrowia. Czyli, obrazując sportowym porównaniem, gdybyśmy byli bolidem F1, to w wyścigu startowalibyśmy z przedostatniej linii, mając za sobą tylko Rumunię, Bułgarię i Łotwę. Co oznacza jedno: pandemia miała u nas ogromny potencjał do siania spustoszenia i niestety ten potencjał wirus i inne choroby wykorzystały.

W Indeksie Zrównoważonego Rozwoju Systemów Ochrony Zdrowia, przygotowanym przez międzynarodowy panel ekspertów, wykorzystano dane zgromadzone w 2018 r. na internetowej platformie FutureProofing Healthcare. Umożliwia ona tworzenie analiz porównawczych o aktualnej sytuacji w ochronie zdrowia we wszystkich państwach Unii Europejskiej. Uwzględniono 51 wskaźników w pięciu parametrach oceny: tzw. żywotności systemu opieki (m.in. wydatki, liczba lekarzy), kondycji zdrowotnej społeczeństwa, dostępu do opieki zdrowotnej, innowacyjności systemu zdrowia oraz jego jakości. W sumie można było uzyskać 100 punktów. Najlepiej wypadła Szwecja (79), dalej Dania (76) i Holandia (74). Polska zajmując 25. osiągnęła 41 punktów. Za nami znalazły się tylko Rumunia (39 punktów) oraz Łotwa i Bułgaria, które uzyskały 34 punkty. Unijna średnia to 54 punkty.

Według autorów raportu do słabych stron polskiej opieki medycznej należy nadumieralność z powodu chorób układu krążenia oraz nowotworów, niedobór i zaawansowany wiek kadr medycznych, a także niedoinwestowanie sytemu, niska jego innowacyjność, zbyt mała wiedza Polaków o zdrowiu oraz niska aktywność fizyczna.

Mocne strony naszej opieki medycznej to wysoki odsetek osób poddawanych szczepieniom, dobrze rozbudowana infrastruktura medyczna oraz duża satysfakcja z życia wyrażana przez Polaków.

Wydajemy za mało pieniędzy na zdrowie

Po czwarte, pieniądze. Nie decydują jednoznacznie o sukcesie opieki zdrowotnej, ale bez nich nie będzie poprawy. Tradycyjnie już, przeznaczamy na system ochrony zdrowia za mało pieniędzy, i to niezależnie od sposobu liczenia. W 2019 roku średnio na mieszkańca wydawaliśmy na ten cel 1511 euro. Bez niespodzianek, mniej wydawali Rumuni, Bułgarzy i Łotysze, prawie tyle samo Węgrzy. Ale ten wskaźnik jest w znacznej mierze funkcją gospodarki jako całości, dlatego trzeba go uzupełnić odsetkiem PKB przeznaczanym na zdrowie. Tu także jesteśmy w ogonie UE z wynikiem 6,2 proc. Gorzej jest w Rumunii (5,7) i w Luksemburgu (5,4). Unijna średnia to 8,3 proc., znacznie powyżej niej są Niemcy, Francja, Szwecja, Austria, Belgia, Dania i Holandia.

Pieniądze przeznaczane rocznie na ochronę zdrowia w przeliczeniu na mieszkańca. Źródło: Raport OECD "Health at glance 2020"Pieniądze przeznaczane rocznie na ochronę zdrowia w przeliczeniu na mieszkańca. Źródło: Raport OECD „Health at glance 2020” – Materiały prasowe

Czy pieniądze gwarantują odporność przed wirusem? Oczywiście, że nie. Ale składają się na generalny obraz i są ważnym elementem systemu jako całości. Szwajcaria wydaje na zdrowie najwięcej w Europie, a wskaźnik nadmiarowych zgonów miała na bardzo wysokim poziomie. Pieniądze nie przełożyły się też wprost na sytuację Belgów. Jednocześnie Grecja, w której zmarło o niecałe 10 proc. więcej osób niż w latach przed pandemią, jeśli chodzi o odsetek PKB przeznaczanego na zdrowie, plasuje się tuż poniżej unijnej średniej. Ale pozostałe kraje, które poradziły sobie z pandemią dobrze, to jednocześnie te kraje, które na zdrowie wydają więcej pieniędzy. Niemcy, Szwecja, Norwegia, Dania…

Odsetek PKB przeznaczany na ochronę zdrowia. Źródło: Raport OECD "Health at glance 2020"Odsetek PKB przeznaczany na ochronę zdrowia. Źródło: Raport OECD „Health at glance 2020” – Materiały prasowe

Smog nie jest bez znaczenia

Po piąte: zanieczyszczenie powietrza. W przytaczanym tu najnowszym raporcie OECD dotyczącym zdrowia w Europie jest temu problemowi poświęcony cały obszerny rozdział. Szacuje się, że od 168 000 do 346 000 przedwczesnych zgonów w Europie następuje z powodu zanieczyszczenia powietrza. Szacunki dla Polski to ok. 40 tysięcy przedwczesnych zgonów. OECD ocenia, że 19 proc. śmierci „covidowych” było spowodowanych długotrwałym narażeniem na kontakt z zanieczyszczonym powietrzem.

Powietrze, co już dobrze od kilku lat wiemy, mamy fatalne i mozolnie dążymy poszczególnymi regionami do jego poprawy. Ale idzie nam to opornie. A koronawirus atakował w pierwszej kolejności nasze płuca, tak samo jak smog. Duszące polskie powietrze wpływa generalnie na nasz stan zdrowia i ułatwiło koronawirusowi zbieranie śmiertelnego żniwa.

Po szóste wreszcie, polityka. Po tych kilkunastu miesiącach widać dość wyraźnie, że dla rządu rzeczą absolutnie kluczową było to, żeby podawać jak najniższą liczbę dziennych zakażeń i uniknąć drastycznych obrazków w stylu kolejek karetek jeżdżących z chorymi od szpitala do szpitala. Zasadniczo to się udało. Było kilka momentów, kiedy dzienną liczbę zarażeń mieliśmy wysoką, ale są w Europie kraje, gdzie wyglądało to znacznie gorzej. Niestety, zapłaciliśmy za to ogromną cenę. Bo rząd tak bardzo przestawił system na walkę z wirusem, że nie starczyło siły na leczenie pozostałych chorób. I to także pokazuje nam prosta statystyka. W latach 2018-2019 mieliśmy w szpitalach ponad 9 mln pacjentów na rok. W roku 2020 nieco ponad 7 mln. To oznacza, że w wyniku planu rządu na walkę z pandemią w szpitalach zabrakło miejsc dla 2 mln pacjentów. Czy można być zaskoczonym, że ok. 50 tys. z tych dwóch milionów zmarło, bo nie doczekało się swojego zabiegu, diagnozy, badania?

Jakie dane niespecjalnie mają znaczenie w rozbudowanej analizie przyczyn nadmiarowych zgonów? Te, którymi codziennie się interesujemy, czyli podawane przez Ministerstwo Zdrowia liczby zarażonych. Nie da się ich sensownie porównać z innymi krajami, każdy ma inną politykę testowania, która na dodatek zmieniała się wiele razy w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Automatycznie, niewiele powiedzą nam statystyki zgonów na COVID-19, bo tu także kraje różniły się od siebie sposobami raportowania i klasyfikowania przyczyn śmierci.

Jedynym i boleśnie bezwzględnym wskaźnikiem jest całkowita liczba zgonów w danym kraju w porównaniu do lat wcześniejszych. Nie dowiemy się nigdy, ile ludzi zmarło na koronawirusa, bo nie wszystkie zgony sprawdzimy pod tym kątem. Nie wszędzie też koronawirus jest bezpośrednią przyczyną śmierci. I wreszcie, spowodowana koronawirusem zapaść systemu ochrony zdrowia pogarsza sytuację innych chorych.

Podkreślmy raz jeszcze. W Polsce w pierwszym roku pandemii zmarło o 23,7 proc. więcej ludzi niż umierało w poprzednich latach. Gorzej w UE było tylko w Czechach i na Słowacji. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego tak się stało.

ONET.PL

Więcej postów