80 proc. w pierwszej pięćdziesiątce kandydatów, którzy zakwalifikowali się do studiowania stosunków międzynarodowych na UAM w Poznaniu, to osoby ze Wschodu, przede wszystkim z Ukrainy i Białorusi (łącznie lista kandydatów obejmuje nieco ponad 200 nazwisk, a obcokrajowcy są także na dalszych miejscach – ilu w sumie, uczelnia nie odpowiedziała na to pytanie).Na innych kierunkach, jak zarządzanie, informatyka, psychologia, ta grupa jest też zauważalna. Profesor Stanisław Żerko, który w mediach społecznościowych zwrócił na to uwagę, mówi DGP, że z listy rankingowej płynie wniosek, że albo krajowi kandydaci okazali się zaskakująco słabi, albo zagraniczni – zaskakująco dobrzy.
Zastrzega, że jest daleki od dyskryminowania jednych kosztem drugich. Chodzi jednak o proporcje – kwituje.
Na razie zostały ogłoszone listy osób zakwalifikowanych. Do 23 lipca kandydaci muszą złożyć wszystkie wymagane dokumenty – tłumaczy przedstawiciel UAM w Poznaniu. I dodaje: Od wielu lat na naszej uczelni wzrasta liczba chętnych z takich krajów jak Ukraina i Białoruś. W tym roku w porównaniu z poprzednim ogólna liczba cudzoziemców zainteresowanych studiowaniem na UAM wzrosła o 1000 osób.
Jak słyszymy jednak na uniwersytetach w Krakowie, Warszawie czy we Wrocławiu, liczba studentów ze Wschodu utrzymuje się na podobnym poziomie. Te uczelnie prowadzą osobne rekrutacje dla osób z Polski i z zagranicy. Są też limity przyjęć. Poznańska uczelnia przekonuje jednak, że w jej działaniu nie ma nic niewłaściwego. Tłumaczy, że podstawą jej działania jest umowa między Polską a Ukrainą. I korzysta z tego. Po pierwsze – chce zyskać lepsze miejsca w światowych rankingach, po drugie – dostaje więcej pieniędzy, bo wysokość subwencji ministerialnej zależy również od wskaźnika umiędzynarodowienia.
Profesor Piotr Girdwoyń, adwokat, partner w Kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy, twierdzi, że niemal każdy ranking uczelni posiada punkt mówiący o poziomie umiędzynarodowienia. Chodzi o liczbę osób studiujących spoza danego kraju – mówi. Nie istnieją centralnie ustalane limity przyjęć cudzoziemców. Decyzja należy do władz uczelni – podsumowuje rzecznika MEiN Anna Ostrowska.