Na pediatrii, chirurgii ogólnej, internie, neurologii i szpitalnych oddziałach ratunkowych brakuje lekarzy. Oddziały są zamykane do czasu skompletowania kadry. Jedne na kilka dni, inne na kilka miesięcy. Eksperci apelują o szybkie działania po stronie Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia, by sytuacja się nie pogorszyła. Potrzebne są wyższe wyceny i lepsza analiza potrzeb.
W szpitalu w Grodzisku Wielkopolskim zawieszony jest oddział chirurgii. Wojewódzki Szpital Zespolony w Elblągu zawiesił oddział neurologiczny z pododdziałem udarowym od 1 lipca do końca sierpnia. Szpital powiatowy w Turku do 30 września zawiesił działanie oddziału internistycznego. W Międzychodzie i Zamościu pacjentów nie przyjmują oddziały pediatryczne.
Powód? Brak lekarzy, ale także zamykanie i otwieranie z dnia na dzień oddziałów covidowych. Zdaniem ekspertów sytuację może poprawić podwyższenie wycen tak, aby pracodawcy byli w stanie zaoferować atrakcyjne wynagrodzenie, konsolidacja szpitali i wprowadzenie nowego zawodu medycznego: asystenta lekarza. Inaczej przy tak dużych brakach specjalistów, oddziały będą zamykane chaotycznie, bo nikt nie chce być ordynatorem.
Problem szpitali pocovidowych
Wojewódzki Szpital Specjalistyczny MEGREZ w Tychach w marcu 2020 został szpitalem covidowym. Od tego czasu z ok. 400 lekarzy odeszło w sumie 129. – Wielu z nich przyjeżdżało do nas tylko na dyżury – tłumaczy Jarosław Madowicz, dyrektor do spraw medycznych szpitala MEGREZ. –Znaleźli pracę w innych podmiotach, z powodu zakazu łączenia pracy w szpitalu covidowym i niecovidowym. Część z nich to lekarze, którzy z racji na swój wiek, pandemię i ryzyko ciężkiego przebiegu Covid-19 odeszli z zawodu. To spowodowało duży ubytek kadry dyżurującej i teraz mamy problem z jej skompletowaniem. Aby ją pozyskać, musimy zaproponować wyższe wynagrodzenie. Z drugiej strony wynagrodzenia w ochronie zdrowia wzrosły i mamy sytuację, że dawniej za określone wynagrodzenie lekarz musiał pracować więcej godzin, obecnie podobne wynagrodzenie otrzymuje za mniejszą liczbę godzin. On już nie chce pracować więcej, bo nie potrzebuje tych pieniędzy. Chce mieć czas dla rodziny, dla siebie. Sytuacja jest bardzo trudna– tłumaczy dyrektor Madowicz. Jego zdaniem największy problem jest w tzw. oddziałach zachowawczych: internistycznym, kardiologicznym i neurologicznym, oraz w izbie przyjęć.
Mirosław Drzewiecki, wicedyrektor do spraw ekonomicznych szpitala w Grodzisku Wielkopolskim przyznaje, że brak lekarzy to duży problem szpitali pocowidowych. Tam również specjaliści w czasie, gdy szpital działał jako covidowy, znaleźli inne miejsca pracy, a teraz ich brakuje. W szpitalu na oddziale chirurgicznym jest 30 łóżek, ale pacjenci pomocy chirurgicznej muszą szukać w innych miastach, oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów.
Brakuje pediatrów i neurologów
W województwie lubelskim widać problemy z obsadą oddziałów pediatrycznych. Pediatrii nie udało się uratować w Zamościu i Międzyrzecu Podlaskim. – Z oddziału odeszło dwóch pediatrów w wieku emerytalnym, inni – jeden w wieku przedemerytalnym i młoda lekarka, tuż po specjalizacji – wybrali pracę w przychodni rodzinnej – mówi Mariusz Paszko, prezes Niepublicznego Szpitala Zamojskiego. – Nie miałem szans ich zatrzymać. W przypadku emerytowanych lekarzy wynagrodzenie nie miało znaczenia. Oni chcieli już odpocząć, skorzystać z wolnego czasu. Nie dziwię się, bo to spokojniejsza praca za dobrą płacę. Jeśli w POZ można zarobić ponad 10 tys. zł miesięcznie, to nikt nie chce pracować w szpitalu, gdzie jest większa odpowiedzialność i system dyżurowy. Lekarz z POZ wyśle dziecko do szpitala, a tam już trzeba się nim zająć – mówi prezes Paszko. Podobny problem ma Szpital Śląski w Cieszynie, gdzie pediatrię zawieszono w sierpniu. W tym czasie dyrekcja ma nadzieję pozyskać lekarzy.
Problem z odchodzącymi na emeryturę ma też Wojewódzki Szpital Zespolony w Elblągu, ale na oddziale neurologicznym. – W ostatnim czasie cztery osoby przeszły na emeryturę, a kolejne dwie przejdą niebawem. Niestety od lat nie mieliśmy żadnego rezydenta, który chciałby się specjalizować w neurologii – mówi Elżbieta Gielert, dyrektor elbląskiego szpitala i posłanka na Sejm Koalicji Obywatelskiej. Neurologów brakuje też w Szpitalu Wielospecjalistycznym im. Ludwika Błażka w Inowrocławiu. Z tego powodu oddział jest zawieszony od 7 czerwca 2021 r. do 31 sierpnia 2021 r. Wielu dyrektorów szpitali twierdzi też, że specjaliści wolą pracować prywatnie, bo to się bardziej opłaca.
Zaczyna brakować personelu w oddziałach ratunkowych
W czerwcu na kilka dni zamknięto Szpitalny Oddział Ratunkowy w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu na Kamieńskiego we Wrocławiu. Jak tłumaczył Michał Nowakowski, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego we Wrocławiu, stało się tak ze względu na brak personelu medycznego, m.in. z powodu zwolnień lekarskich i urlopów. Wiele oddziałów ratunkowych może mieć też problem z powodu odejść zbyt nisko wynagradzanych ratowników, np. SOR Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przy ul. Lindleya. Im, jak pisaliśmy niedawno w Prawo.pl, bardziej opłaca się pracować na oddziale jako pielęgniarz niż w SOR. Czy brak personelu można rozwiązań?
Dane nie kłamią – lekarzy nie ma
Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy mówi, że to są efekty podwyżki płac dla lekarzy specjalistów o 19 zł. – Przypominamy po raz kolejny: złe warunki pracy i płacy medyków w publicznej ochronie zdrowia będą skutkowały dalszym odpływem kadr medycznych do sektora prywatnego, emigracją do innych krajów lub porzucaniem zawodu, a gdy „nie ma medyków, nie ma też leczenia” – podkreśla. Inaczej na sprawę patrzą dyrektorzy szpitali i dr Jerzy Gryglewicz z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie. – Kryzys dotyczący wysokości wynagrodzeń lekarzy już minął. Świadczy o tym m.in. zjawisko podkupowania lekarzy, a nawet całych zespołów lekarskich przez konkurujące ze sobą szpitale. Tu działa prawo popytu i podaży. W prywatnych placówkach medycznych także brakuje specjalistów. Tam też są kolejki z tego powodu – mówi dr Gryglewicz. Problemem jest brak kadr i wymagania finansowe nie adekwatne do możliwości szpitali.
Z danych OECD wynika, ze w 2017 roku w Polsce na 1000 mieszkańców przypadało 2,4 lekarza. To tyle, co w Meksyku. Daje nam to 8 pozycję od końca, za Brazylią, Chinami i Indiami. W sąsiednich Czechach, gdzie ochrona zdrowia działa lepiej, przypada aż 4,1 lekarza na 1000 mieszkańców. – Ministerstwo Zdrowia od kilku lat konsekwentnie zwiększa liczbę studentów medycyny na wydziałach lekarskich – zauważa Gryglewicz. – Osiem lat temu było w Polsce 3 tysiące osób studiujących medycynę, obecnie jest ich 6 tysięcy. Postęp więc jest, ale na efekty tych działań musimy poczekać… 10 i więcej lat, bo tyle trwa kształcenie lekarza specjalisty – mówi. Przyznaje jednak, że w niektórych dziedzinach medycznych brak kadry lekarskiej jeszcze bardziej będzie zauważalny. Jego zdaniem ogromnego kryzysu możemy się spodziewać właśnie tam, gdzie już go widać, czyli w internie, chirurgii, pediatrii. Ze statystyk Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że mamy w kraju tylko 15 tys. pediatrów, 4,5 tys. neurologów i 29 tys. internistów. Czy to wystarczy? Tak, ale to zależy od tego jak Ministerstwo Zdrowia i NFZ zorganizują system.
Po pierwsze należy zwiększyć wyceny tych świadczeń szpitalnych, dostosować je do stawek rynkowych. – Wycena świadczeń musi być faktyczna i rzetelna – mówi Jarosław Madowicz. – Świadczenia raz źle wycenione, nawet jak wzrastają o jakiś procent, to i tak są nieadekwatne do rynkowych kosztów. Lekarze przechodzą do opieki ambulatoryjnej, bo wynagrodzenia wydają się tam wyższe, a praca jest bardziej komfortowa. W przychodni nie trzeba zmagać się z agresywnymi, pijanymi pacjentami, tam nie trafiają pacjenci w ostrym stanie, a jeśli tak, może ich odesłać na izbę przyjęć – podkreśla. Wielu dyrektorów szpitali wskazuje też, że dużo złego zrobiły dodatki covidowe. Lekarze zarabiali dużo i nie chcą z tego rezygnować. Ponadto wielu wybiera prywatne przychodnie. Tu sytuacja zależy od regionu Polski. Trudniejsza jest tam, gdzie działa dużo podmiotów niepublicznych, jak na Śląsku czy w dużych aglomeracjach. – Odnoszę wrażenie, że mamy od wielu lat postępującą prywatyzację w ochronie zdrowia – ocenia Wojciech Wiśniewski, ekspert do spraw zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich. – Mamy bardzo szczupłe zasoby kadrowe, a im większy mamy sektor prywatny, tym większy niedobór w publicznym – dodaje.
Nieoficjalnie młodzi lekarze wskazują na jeszcze jeden problem. – Zaczyna brakować ordynatorów. Osobom w wieku emerytalnym już nie chce się pracować, a młodym nie opłaca się podejmować tak dużej odpowiedzialności. Dyrektorzy bowiem to im każą zapełnić grafiki, a przy brakach kadrowych, to nie jest łatwe. Gdy odchodzi ordynator, nie ma chętnego na jego miejsce – mówi jeden z młodych warszawskich lekarzy.
Po drugie, trzeba pomyśleć o konsolidacji. Dyrektorzy wskazują, że wojewoda czy szef oddziału NFZ powinien przeanalizować strukturę szpitali i podjąć właściwe decyzje. – Obecnie na podstawie map potrzeb zdrowotnych funkcjonują oddziały chirurgii, w których zaledwie 30 proc. pacjentów ma wykonywane procedury zabiegowe i w takich przypadkach zawsze należy rozważyć celowość funkcjonowania takiego oddziału – przyznaje dr Gryglewicz. Ponadto statystyki dowodzą, że w tych oddziałach zabiegowych, gdzie wykonuje się mało zabiegów, częściej występują zdarzenia niepożądane. Likwidację takich oddziałów ma sprawić zapowiadana reforma szpitali.
Podobnie uważa Mariusz Paszko. – Jeśli na oddziale zabiegowym wykonywanych jest tylko 40 proc. hospitalizacji zabiegowych, to taki oddział nie jest efektywny – przyznaje. Z kolei w przypadku pediatrii jego zdaniem trzeba zmienić zasady wycen. – Oddziały pediatryczne mają problem z realizacją kontraktu, bo jest mają małe obłożenie. Po pierwsze był covid, a po drugie medycyna się rozwija i wiele przypadków jest leczonych w POZ. Dlatego część finansowania powinna być stała za gotowość, pokrywająca minimalne koszty stałe funkcjonowania oddziału, a część zmienna za wykonane procedury – podkreśla Paszko. To jest o tyle ważne, że w przypadku dzieci, choroby rozwijają się bardzo szybko i ważne jest, by oddział był blisko. Teraz 60-tysięczny Zamość nie ma pediatrii.
Eksperci postulują też wprowadzenie nowego zawodu medycznego: asystenta lekarza, który sprawdziłby się zwłaszcza w szpitalach wysokospecjalistycznych. – Dziś widać, że trzeba jak najszybciej podjąć decyzję o wypuszczeniu na rynek asystentów lekarzy. To osoba, która pracuje pod nadzorem lekarza, ma uprawnienia do wykonywania wybranych procedur medycznych, ale nie może samodzielnie prowadzić leczenia. To będzie duża pomoc dla lekarzy. Tak to działa w USA, Holandii, Wlk. Brytanii. Ścieżka kształcenia asystenta jest krótsza niż studia lekarskie. Ważne, aby studia te były w dużej mierze praktyczne – kwituje Madowicz. Bez tych działań przy tak dużych brakach specjalistów nie unikniemy chaotycznego zamykania niektórych oddziałów.