We Wrocławiu wylądowali żołnierze powracający z misji w Afganistanie. Po 20 latach kończymy obecność wojskową w tym kraju.
W sumie w tym okresie, jak podaje Ministerstwo Obrony Narodowej, w misji wzięło udział ok. 33 tys. żołnierzy i cywilów. Przewinęło się przez nią ponad 500 sztuk sprzętu.
Polityczny cel misji nie został osiągnięty, Afganistan ciągle targany jest konfliktami wewnętrznymi. Dla nas jednak ważniejsze jest to, jaki miała wpływ na rozwój Wojska Polskiego. „Misja w Afganistanie była sprawdzianem na rzeczywistym polu walki” – przypomina MON. Ale też żołnierze przekazali lokalnej ludności tony leków, żywności, ubrań, wyprawki szkolne czy narzędzia rolnicze. Budowali studnie, drogi, szkoły czy mosty. Przede wszystkim Polska udowodniła, że jest pewnym i wiarygodnym partnerem dla sojuszników.
Misja ta stała się dla wojska modernizacyjnym skokiem. Zmieniło się wyposażenie indywidualne żołnierza. Wojskowi dostali np. nowe urządzenia optyczne, hełmy, kamizelki ochronne oraz karabiny. Na początku misji mieli do dyspozycji wozy typu Humvee, które nie sprawdziły się. Zastąpiły je transportery opancerzone Rosomak, do których już w czasie misji wprowadzono kilkaset poprawek. Zmienił się np. kamuflaż opancerzenia, zostały zamontowane lekkie osłony przeciwko pociskom przeciwpancernym, a także systemy, dzięki którym blokowany był sygnał radiowy, który mógł powodować eksplozję miny. Dozbrojone zostały też śmigłowce. Zostały one też przystosowane do działań nocnych. Po raz pierwszy w warunkach bojowych zostały też wykorzystane przez Polaków drony, żołnierze mieli także do czynienia z bezpilotowcami uzbrojonymi, którymi dysponowali sojusznicy.
Misja dała żołnierzom możliwość sprawdzenia się w sytuacji realnego zagrożenia, czego nigdy nie przećwiczyliby na poligonach czy w koszarach. Z badań przeprowadzonych kilka lat temu przez Wojskowe Biuro Badań Społecznych wśród uczestników XI Zmiany PKW wynikało, że 90 proc. ankietowanych przyznało, że w Afganistanie byli narażeni na ostrzał artyleryjski, 83 proc., że doświadczyło bezpośredniego zagrożenia życia. Ponad połowa musiała użyć broni. W czasie misji poprawiła się ich umiejętność radzenia sobie ze stresem w trudnych sytuacjach czy zdolność zachowania zimnej krwi.
Jak podkreślają wojskowi, zmienił się system dowodzenia i szkolenia. Przed misją żołnierze ćwiczyli np. głównie strzelanie w pozycji statycznej, a misja wymusiła na nich wykonywanie tzw. strzelań sytuacyjnych. Powstały też nowe ośrodki szkolenia specjalistycznego (np. medyczne w Łodzi).
Wzrosło znaczenie komandosów. To oni wzięli na siebie ciężar zatrzymywania przywódców rebeliantów, uczestniczyli w potyczkach z ich oddziałami. Armia nie podaje, ilu rebeliantów zginęło w walkach z polskimi żołnierzami, bo „mogłoby to być wykorzystywane przez stronę przeciwną w celach propagandowych”. Nie podaje też kwoty strat w sprzęcie zniszczonym w czasie walk. Nie można jednak zapominać, że w czasie misji zginęło aż 44 Polaków, a około tysiąca zostało rannych lub uległo wypadkom.