Plan przewrotu w Sejmie. Czy Gowin zdecyduje się obalić

Plan przewrotu w Sejmie

Wśród polityków różnych opcji pojawiają się informacje o scenariuszu, według którego na kilka miesięcy przed wyborami mogłoby dojść do nagłej zmiany władzy. Jarosław Gowin przy pomocy KO, PSL, SLD i być może Konfederacji miałby obalić rząd PiS i stworzyć gabinet techniczny. To mógłby być początek końca PiS – pisze dla Onetu Marcin Zawada.

To byłby scenariusz lat minute, realizowany tuż przed wyborami. Czemu? Bo rząd, za którym jednocześnie stoi i Włodzimierz Czarzasty i Jarosław Gowin nie może trwać zbyt długo. To po prostu niemożliwe. Główne zadanie tego rządu miałoby polegać na odsunięciu PiS od władzy i dotrwaniu do wyborów.

Ważny jest jednak inny aspekt tego planu – odcięcie PiS od wpływu na TVP. W tym celu po przewrocie jednym z pierwszych zadań Sejmu i rządu byłaby zmiana na stanowisku prezesa TVP. W ten sposób Jarosław Kaczyński straciłby możliwość wpływania na opinię publiczną. I tutaj wracamy do Konfederacji, która jest systematycznie z TVP Kurskiego wycinana.

Jeśli jednym z zadań nowego rządu, poza odsunięciem PiS od władzy, byłoby przejęcie TVP, to Konfederaci mogliby pójść na taką taktyczną współpracę z resztą opozycji. Zmniejszając bowiem wpływ PiS na media publiczne, jednocześnie osłabiliby swojego głównego politycznego konkurenta po prawej stronie sceny politycznej.

W tym planie jest jeszcze jeden ważny wątek – spółki skarbu państwa i ich pieniądze. Wiadomo, że finansowo wspierają one media przychylne władzy i tym samym wzmacniają tubę propagandową rządu. Gdyby poza TVP udało się odbić też i spółki, to PiS straciłoby swój najsilniejszy przedwyborczy oręż. Co w oczywisty sposób utrudniłoby partii Kaczyńskiego kampanię a w przypadku wyborczej porażki mogłoby doprowadzić do ostatecznego rozpadu pozostałości obecnego obozu władzy.

Trzy kroki do sukcesu opozycji

Do realizacji tego planu potrzebne są trzy kroki. Po pierwsze, zgoda i współpraca właściwie wszystkich sił opozycyjnych. Po drugie, odważna decyzja Jarosława Gowina i jego ludzi, którzy mogliby znaleźć miejsca np. na listach wyborczych PSL – taką możliwość sygnalizował już szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. No i po trzecie silny premier. Będzie on musiał odbić TVP z rąk Jacka Kurskiego, przejąć kontrolę nad spółkami skarbu państwa oraz pogodzić bardzo różne, a czasem wręcz sprzeczne, interesy wielu partii opozycji. Takiego kandydata jednak na razie nie ma.

Politycy opozycji przyznają, że w tej chwili nie ma też dokładnego planu, jak zrealizować taki scenariusz. Ale jednocześnie twierdzą, że na stole cały czas jest kwestia – jak to ujmują – „odwrócenia” sejmowej większości.

Nieoficjalnie rozmówcy Onetu twierdzą, że to co łączy zróżnicowaną opozycję to pragnienie obalenia rządu oraz odcięcie PiS od mediów państwowych. Wśród wad tego scenariusza wymieniają nieprzewidywalność dotyczącą terminu wyborów. Jarosław Kaczyński wiedząc, co się może wydarzyć, będzie chciał uprzedzić te działania i może zorganizować wybory wcześniej – tak, aby opozycja i Jarosław Gowin nie byli w stanie się odpowiednio przygotować.

„PSL będzie prosił o miejsca na listach Gowina”

Ale problem może leżeć gdzieś zupełnie indziej – nie ma zaufania między Gowinem a opozycją. Obie strony dobrze pamiętają wydarzenia z wiosny ubiegłego roku i nieudane negocjacje dotyczące realizacji podobnego scenariusza przy okazji zamieszania wokół wyborów prezydenckich. Na pytanie o ewentualną współpracę z opozycją jeden z polityków Porozumienia bez chwili zastanowienia odpowiada nam: – Snuć scenariusze można, to paraliżuje PiS, ale opozycja to są niepoważni ludzie.

Jeszcze dalej idzie ważny poseł tego ugrupowania, Michał Wypij: – Prędzej PSL będzie prosił o miejsca na listach Gowina, niż my o miejsca na listach PSL.

W rozmowach z gowinowcami da się wyczuć dużą rezerwę i brak zaufania do Lewicy, PSL i KO. Ludzie wicepremiera twierdzą, że w tej chwili najbardziej prawdopodobny scenariusz na najbliższe wybory, to samodzielny start tego ugrupowania. Ale przyznają jednocześnie, że planu dotyczącego przewrotu w tej kadencji Sejmu wykluczyć się nie da.

– Ten scenariusz cały czas będzie aktualny, ale Gowinowi trudniej będzie walczyć o stanowisko premiera – mówi nam poseł Zjednoczonej Prawicy. Zdaniem części polityków PiS za niedawnym przeciekiem o domniemanym spotkaniu Gowina z Tuskiem mogą stać ludzie Koalicji Obywatelskiej. Rzucanie podejrzeń na wicepremiera spiskującego z głównym wrogiem rządu miałoby wypychać Porozumienie z koalicji. A wtedy Gowin byłby skazany na opozycję.

Przewrót był blisko

O tym, że Jarosław Gowin wiosną ubiegłego roku prowadził intensywne rozmowy z opozycją słychać w sejmowych kuluarach od dawna. W programie „Onet Opinie” potwierdził to Piotr Zgorzelski z PSL. Nasz gość mówił, że wariant wspólnego rządu anty-PiS był sondowany przez Gowina wiosną minionego roku. Wtedy Kaczyński próbował wymusić rozpisanie wyborów prezydenckich w wersji korespondencyjnej, a Gowin postawił weto.

Zarówno politycy Zjednoczonej Prawicy, KO i PSL potwierdzają, że wiosną doszło do rozmów pomiędzy Jarosławem Gowinem a opozycją. – Gra była ryzykowna – twierdzi polityk Porozumienia. Wówczas głównym kontaktem Gowina po stronie opozycji był Władysław Kosiniak-Kamysz. Dochodzić miało również do spotkań szefa Porozumienia z Borysem Budką i Tomaszem Grodzkim z Platformy.

Według rozmówcy Onetu, plan Gowina był prosty – jego ambicją było zostanie premierem. Albo w rządzie opozycji albo w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Według tego scenariusza po ewentualnym dołączeniu do opozycji Gowin miałby stworzyć rząd techniczny wspierany przez PSL, KO i SLD, który miał przygotować wcześniejsze wybory.

Jednocześnie Gowin zostawił sobie furtkę w postaci dalszych rozmów z Jarosławem Kaczyńskim. Chciał przed prezesem PiS podbić stawkę mówiąc, że opozycja proponuje mu premierostwo a co zaproponuje mu PiS? Natomiast w rozmowach z opozycją używał argumentu, że zawsze może się dogadać z PiS.

Rozmowy z opozycją były na tyle zaawansowane, że dochodziło już do kwestii podziału stanowisk. W pierwszym kroku Gowin miał zostać marszałkiem Sejmu, żeby już po zmianie układu sił w Sejmie i odwołaniu rządu Mateusza Morawieckiego móc w końcu zasiąść w fotelu premiera rządu technicznego. I tutaj pojawiły się schody.

Dlaczego Gowin nie dołączył do opozycji?

Tak wysokich stanowisk nie chciała dać Gowinowi związana z partią Razem część Lewicy. Szef SLD Włodzimierz Czarzasty ostatecznie po trudnych rozmowach miał jednak przekonać Adriana Zandberga. W międzyczasie pojawił się kolejny problem. Widząc słabe wyniki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która wówczas była jeszcze kandydatką Koalicji Obywatelskiej w wyborach prezydenckich, działać postanowił Władysław Kosiniak-Kamysz.

Według informacji Onetu, za namową swoich współpracowników, miał on uwierzyć, że razem z Andrzejem Dudą może wejść do drugiej tury i tym samym wyrosnąć na lidera opozycji. Bliska współpraca z Gowinem, kojarzonym jednoznacznie z rządem, mogłaby mu to wówczas tylko utrudnić.

Dodatkowo wśród polityków Porozumienia zaczęły się coraz większe wątpliwości dotyczące powodzenia planu współpracy z opozycją. Część z nich od początku niechętnie patrzyła na wyjście z koalicji, co wiązało się z rezygnacją ze stanowisk oraz przywilejów. Liczba posłów gotowych przejść razem z Gowinem na stronę opozycji zaczęła topnieć. Ostatecznie okazało się, że jest ich na tyle mało, że Kaczyński razem z Solidarną Polską, posłami Porozumienia, którzy chcieli zostać w Zjednoczonej Prawicy oraz Konfederacją będzie w stanie dalej rządzić. Było po planie.

Lider Porozumienia nie miał wyjścia – musiał się dogadać z prezesem PiS. – My i tak swoje ugraliśmy – uważa bliski współpracownik Jarosława Gowina. Informacje o planowanym przewrocie wystarczyły, by PiS się cofnęło i wyborów korespondencyjnych nie było, a Gowin po odejściu z rządu, szybko do niego wrócił. Poza tym, zdaniem części posłów PiS, Kaczyński zrozumiał, że bez posłów Porozumienia straci władzę.

Zakładnik Jarosław Kaczyński

Najsilniejszą bronią Jarosława Gowina jest to, że Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że lider Porozumienia może wrócić do intensywnych rozmów z opozycją. Zdaniem gowinowców tego prezes PiS boi się najbardziej. Dlatego też próbuje zrobić ruch wyprzedzający rozbijając Porozumienie. W ten sposób chce sobie zapewnić większość sejmową bez Gowina i to już w tej kadencji. Do tej pory bez skutku.

Pewne jest, że Jarosław Gowin i jego ludzie nie znajdą się ponownie na listach PiS przed kolejnymi wyborami za dwa lata. W obozie rządzącym coraz częściej słychać głosy, że tworząc listy w 2019 r. Kaczyński był zbyt miękki wobec koalicjantów, stracił polityczny instynkt i źle wszystko wyliczył.

W koalicyjnym klubie parlamentarnym PiS zasiada 234 posłów, sejmowa minimalna większość, to 231 głosów. Obecnie za Jarosławem Gowinem stoi 12 posłów i dwóch senatorów, którzy na piśmie wyrazili wobec niego swoją lojalność. Oznacza to, że razem z Gowinem jest to 13 głosów w Sejmie, bez których Jarosław Kaczyński traci większość.

Do tego dochodzi 17 posłów Solidarnej Polski – bez nich też Kaczyński rządzić nie jest w stanie. Jeden z polityków Zjednoczonej Prawicy dosadnie podsumowuje tę sytuację: – Dzięki temu Ziobro i Gowin robią co chwilę jakieś rewolucje, a na końcu, jak bardzo prezes Kaczyński by się nie starał, to i tak pozostaje ich zakładnikiem.

AUTOR: MARCIN ZAWADA, ŹRÓDŁO: ONET

Więcej postów