W Polsce jest coraz mniej ludzi, którym minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek (44 l.) nie zaszedł za skórę. Wypowiedzi byłego wojewody lubelskiego m.in. o tym, że „osoby LGBT nie są równe ludziom normalnym” poruszyły także siostrzeńca premiera Mateusza Morawieckiego (53 l.) Franciszka Brodę (18 l.), który na łamach „Super Expressu” zdecydował podzielić się opinią na temat ministra, chcącego teraz wdrażać nowy przedmiot zwany wiedzą o rodzinie.
– Przemoc słowna i ideologiczna, jaką stosuje minister edukacji, jest niedopuszczalna – dobitnie ocenia młody aktywista. Słowa ministra bez wątpienia dotykają go osobiście, gdyż sam jest osobą homoseksualną. – Skoro minister, który ma być rzecznikiem tych dzieci, wzorem postępowania, mówi takie rzeczy, to jak młodzi ludzie mają nie czuć się przez niego gorsi, bezwartościowi, a wręcz szkodliwi? To popycha w depresję, która w skrajnych przypadkach kończy się samobójstwem – przestrzega młodzieniec.
Przypomnijmy, że nawet po naganie, jaką Czarnkowi za słowa o osobach LGBT udzieliła Komisja Etyki Poselskiej, minister nie posypał głowy popiołem, lecz oświadczył, że jeśli tacy ludzie są normalni dla członków komisji poselskiej, „to jest ich problem. A nie mój”.
– Postawa pana Czarnka może być odbierana jako przyzwolenie na atakowanie „nienormalności”, która może przybrać formę ataków nie tylko psychicznych, lecz także fizycznych – mówi nam Broda, który przy okazji zaapelował do premiera o chwilę refleksji nad składem swego gabinetu. – Wujek to wujek, moja rodzina, ale czasem chciałbym, aby zastanowił się, co robi. Trochę więcej poczytał o problemach ludzi i spróbował się wejść w skórę innych – prosi Broda.