Ostatni dołek Trumpa. Odchodzący prezydent dał ekstremistycznym grupom megafon

Ostatni dołek Trumpa. Odchodzący prezydent dał ekstremistycznym grupom megafon
Odchodzący prezydent dał ekstremistycznym grupom megafon. Biorąc pod uwagę ich długoletni polityczny aktywizm, mało prawdopodobne, że cichutko odejdą w nicość.
Ani drugi impeachment, ani nawet utrata konta na Twitterze podobno nie zdruzgotały ustępującego prezydenta tak jak cios, który zadali mu partnerzy z pól golfowych. Kilka dni po szturmie prawicowych ekstremistów na Kapitol Zawodowe Stowarzyszenie Golfistów (Professional Golfers’ Association – PGA) ogłosiło, że wycofuje się z organizacji przyszłorocznych mistrzostw w kompleksie sportowym Trumpa w New Jersey. Mimo że umowę w tej sprawie podpisano jeszcze w 2014 r. i wydano miliony dolarów na przygotowania do imprezy, odbędzie się ona w innej lokalizacji. W świetle tragicznych wydarzeń w Waszyngtonie – tłumaczyły władze PGA – przeprowadzenie turnieju na polach golfowych Trumpa miałoby katastrofalne, nieodwracalne skutki dla ich marki.
Według źródeł w Białym Domu, na które powołał się „New York Times”, reakcja prezydenta na wieść, że nie będzie gospodarzem prestiżowych rozgrywek, była innego rodzaju niż jego odpowiedź na resztę retorsji i upokorzeń, które spotkały go w minionym tygodniu. O ile wściekł się, gdy usłyszał, że demokraci w Kongresie rozpoczną wobec niego procedurę impeachmentu, o tyle afront ze strony golfistów po prostu go załamał. Jako właściciel 16 klubów golfowych i zapalony gracz (według wyliczeń mediów podczas prezydentury widziano go z kijami ponad 300 razy), od dawna marzył, by jego wypielęgnowaną trawę uświetniły sławy z okładek „Golf Digest”. Choć mistrzostwa PGA jako takie nie są zbyt dochodową imprezą, to marketingowa premia z tytułu jej organizacji wywindowałaby atrakcyjność zielonych posiadłości Trumpa i wartość jego marki. Zwłaszcza że banki w ciągu następnych czterech lat oczekują od niego spłaty długów o łącznej sumie 900 mln dol. (dane za „Forbesem”).

Wyegzorcyzmować jego ducha

Golfiarski establishment, kojarzony jako kulturowy przyczółek białych konserwatystów, poszedł śladem korporacyjnej Ameryki. Po czterech latach życia z Trumpem w symbiozie, zakłóconej przez niekompetencję administracji w walce z COVID-19, wielki biznes demonstracyjnie zerwał z nim więzy na ostatniej prostej. Od zeszłotygodniowego ataku na Kapitol stale wydłuża się lista firm i organizacji, które potępiły prezydenta za wzniecenie zamieszek i wprost obarczyły go odpowiedzialnością za próbę zamachu stanu. Jedno z czołowych miejsc zajmuje na niej Krajowe Stowarzyszenie Producentów (National Association of Manufacturers – NAM), wpływowa grupa skupiająca 14 tys. firm, która za żadnej administracji nie cieszyła się tak wielkim wpływem na legislację, jak za Trumpa.
Ponieważ odrodzenie rodzimego biznesu było jedną z jego sztandarowych obietnic w kampanii prezydenckiej w 2016 r., po przeprowadzce do Białego Domu lobbyści NAM mieli praktycznie nieograniczony dostęp do urzędników administracji i jej sojuszników w Kongresie. Organizacja, reprezentująca takie globalne marki jak Pfizer, Johnson & Johnson, Toyota czy Goodyear Tire, pomogła wycyzelować przepisy o korzystnych dla siebie cięciach podatkowych, a także przeforsowała deregulację w kilku branżach (np. ułatwienia w budowie rurociągów gazowych i naftowych). W zamian hojnie odwdzięczała się republikańskim politykom podczas ich walki o reelekcje, zwłaszcza że głosując za obniżką CIT, ryzykowali oni utratę poparcia elektoratu niechętnego nowym przywilejom dla wielkiego biznesu. Po zajściach w Waszyngtonie NAM zdecydowanie odcięła się od Białego Domu i jego stronników. W specjalnym oświadczeniu wezwała nawet wiceprezydenta Mike’a Pence’a, by przejął stery w państwie z powodu niezdolności Trumpa do sprawowania urzędu (taką procedurę przewiduje 25. poprawka do konstytucji).

Więcej postów

polub nas!