Przyjaźń kosztem własnego przemysłu obronnego

Przyjaźń kosztem własnego przemysłu obronnego

Kilka dni temu Zbigniew Gryglas, podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, odpowiedzialny za nadzór nad Polską Grupą Zbrojeniową krytycznie jednak prawdomównie wypowiadał się o stanie i perspektywach rozwoju koncernu PGZ.

«Obecny stan grupy kapitałowej PGZ jest bardzo trudny, daleki od zadowalającego. Poza nielicznymi „jaskółkami” świat uciekł nam technologicznie. Strategia modernizacji Sił Zbrojnych RP podlega zbyt częstym zmianom. Zbyt mało miejsca poświęcamy transferze technologii i „polonizacji”, a to winna być reguła postępowania przy zagranicznych zakupach zbrojeniowych, gdyż tylko produkcja w kraju zapewni nam całkowite bezpieczeństwo dostaw w czasach pokoju i sytuacjach nadzwyczajnych. Bardzo skromnie wygląda też eksport polskiego uzbrojenia» – oświadczył Z. Gryglas.

Ponadto, jak powiedział, PGZ w najbliższym czasie zostanie poddany „Programu Sanacji Grupy PGZ”, zostanie uproszczona struktura i niestety nie obejdzie się bez redukcji pracowników firm wchodzących w skład koncernu.

Jak to się dzieje, że w kraju, który od kilku lat stale zwiększa wydatki na obronność (w 2021 r. planowano przeznaczyć na obronność 2,2 proc. PKB) i znaczne środki przeznacza na zakup nowego i modernizację posiadanego uzbrojenia, taka fatalna sytuacja w przemyśle obronnym?

Każdy Polak, który kiedykolwiek odwiedził Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego (MSPO), z pewnością był mile zaskoczony ilością i różnorodnością produktów wytwarzanych przez krajowe przedsiębiorstwa. Odwiedzający targi nieświadomie mają poczucie dumy z naszego przemysłu i Sił Zbrojnych, które można wyposażyć na najwyższym poziomie.

Jeśli jednak zrozumieć prawdziwy stan rzeczy, nie ma tak radosnego obrazu. W rzeczywistości wiele naszych firm znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Praktycznie nie mają kontraktów eksportowych, a te nieliczne polskie zamówienia pozwalają ledwo utrzymać się na powierzchni. O jakiejś modernizacji produkcji, badaniach, rozwoju konstrukcyjnym nie ma mowy. Większość perspektywicznych i technologicznych programów, które pozwoliłyby zabezpieczyć nasze zakłady zamówieniami, obecnie pozostaje w  fazie analityczno-koncepcyjnej, a utalentowana i wysoko wykwalifikowana kadra coraz częściej znajduje pracę w zachodnich firmach i wyjeżdża z kraju.

Jednocześnie polski rząd zawiera kontrakty warte kilkadziesiąt miliardów złotych na zakup broni w Stanach Zjednoczonych i innych państwach NATO. Przykładem są drogie kontrakty na dostawę samolotów F-35, systemów obrony powietrznej PATRIOT, wyrzutni rakiet HIMARS i wielu innych, których potrzeba rodzi wiele pytań od ekspertów wojskowych.

Powodem tego jest chęć zadowolenia i okazania swojego zaangażowania Amerykanom, którzy z kolei prowadzą konsekwentną pragmatyczną politykę zagraniczną.

Przywództwo Sojuszu Północnoatlantyckiego pod presją Stanów Zjednoczonych „przyczynia się” do zwiększenia wydatków obronnych przez kraje NATO. Głównym argumentem jest retoryka na temat rosnących zagrożeń bezpieczeństwa. Członkowie NATO na pilną prośbę USA i, zgodnie z różnymi wymaganiami technicznymi i standardami interoperacyjności, są zmuszeni do zapewnienia zamówień amerykańskiemu przemysłowi wojskowemu na kilka lat do przodu. Prosty, niezawodny i sprawdzony w czasie schemat zarabiania pieniędzy na partnerach i sojusznikach.

Krajowy przemysł obronny może i powinien być lokomotywą polskiego przemysłu i całej gospodarki. Polski rząd musi gruntownie zmienić podejście w finansowaniu programów właśnie polskiego uzbrojenia, w przeciwnym razie przy takim tempie degradacji wkrótce będziemy kupować od Amerykanów nawet gwoździe.

JAN DUDEK

Więcej postów