Podczas debaty plenarnej w PE większość eurodeputowanych zażądała zaostrzenia mechanizmu „pieniądze za praworządność”, by móc karać rządy, które łamią wartości UE. Parlamentarzyści z Prawa i Sprawiedliwości głośno protestowali, ale nie mają tam wielu sojuszników
„Nie chodzi o to, byśmy byli jednolitym rynkiem. Chodzi o to, żebyśmy byli unią wartości. Uważam, że postanowienia Trybunału Sprawiedliwości UE w stosunku do niektórych krajów pokazały jasno, że istnieją w tej dziedzinie obiektywne braki i te braki powinniśmy uzupełnić” – tak przedstawiciel niemieckiej prezydencji w Radzie UE Michael Roth bronił najnowszej wersji projektu „pieniądze za praworządność”.
Jak pisaliśmy w OKO.press, Niemcy złożyli ją 28 września i przedstawili jako „kompromisową” oraz zgodną z ustaleniami szczytu budżetowego z lipca.
„Mogę zrozumieć, że część z was, członków parlamentu, jest niezadowolonych z tego kompromisu. Jako przedstawiciel rządu Niemiec mógłbym się z tym niezadowoleniem zgodzić. Ale reprezentuję Radę i ta propozycja była uzgodniona z delegacjami państw członkowskich. To nasza oferta negocjacyjna” – mówił Roth w PE 5 października 2020 roku.
Ale w ubiegłym tygodniu o propozycji Niemców krytycznie wypowiedziały się, z oczywistych przyczyn, rządy Polski i Węgier, ale także tzw. „przyjaciele praworządności” – Belgia, Holandia, Luksemburg, Austria, Dania, Finlandia i Szwecja.
Rozczarowania nie kryje także większość europarlamentarzystów. Ich zdaniem mechanizm został osłabiony i nie będzie w stanie chronić Unii przed naruszeniami wartości, w tym rządów prawa.
Europosłowie PiS korzystają z każdego momentu, by torpedować pomysł z innego powodu: uważają go za zamach na polską suwerenność. „Urzędnicy z Brukseli […] chcą pod płaszczykiem troski o demokrację wprowadzać aborcję, ideologię gender oraz specjalne prawa dla mniejszości seksualnych” – przekonywała Beata Kempa podczas debaty plenarnej 5 października.
Od zgody PE zależą losy całego pakietu budżetowego – w tym Funduszu Odbudowy UE po koronakryzysie. Eurodeputowani mają więc w ręku mocną kartę przetargową. Zarazem ciąży na nich ogromna odpowiedzialność, bo na unijną pomoc czeka dziś cały kontynent.
Parlament przeciwko „rozwadnianiu” mechanizmu
Dla europosłów i europosłanek z największych grup politycznych – Europejskiej Partii Ludowej (EPP), Socjalistów i Demokratów (S&D), liberałów z Odnówmy Europę (Renew Europe) oraz Zielonych – propozycja niemieckiej prezydencji jest nie do zaakceptowania.
W artykule opublikowanym przez „Politico” 6 października 2020 roku przewodniczący tych ugrupowań nie zostawiają na niej suchej nitki. Manfred Weber (z EPP), Iratxe García Pérez (S&D), Dacian Cioloș (Renew Europe) oraz Ska Keller i Philippe Lamberts z Zielonych apelują do Komisji i Rady, by dotrzymały zobowiązań, które przyjęły na szczycie budżetowym w lipcu 2020 roku.
‚Chodzi o mechanizm ochrony europejskiego budżetu i NextGenerationEU [inna nazwa Funduszu Odbudowy – red.] poprzez powiązanie środków z poszanowaniem praworządności” – tłumaczą eurodeputowani.
Zarazem podkreślają, że w pełni popierają plan odbudowy. Zdają sobie sprawę z tego, że europejskie gospodarki pilnie potrzebują zastrzyku środków.
„To niedopuszczalne, że niektóre państwa dziś oprotestowują porozumienie, które podpisały latem. Chcą zrobić z planu odbudowy zakładnika własnych interesów i dalej naruszać zasady praworządności. […] Nie możemy pozwolić, by te dyskusje się przeciągały i odkładać dystrybucji środków na później” – czytamy w artykule.