Likwidacja powiatów i powrót do województw rządzonych przez rządowych komisarzy oraz przejęcie przez administrację rządową funduszy europejskich pozostających obecnie w zarządzie samorządowych regionów: to oznacza powrót do 49 województw.
Krążący ostatnio w mediach pomysł powrotu do 49 województw przypomina historię niesławnej reformy edukacji z 2016 roku – władza zaprasza na sentymentalną podróż w przeszłość, ale nie potrafi wyjaśnić jej sensu.
Zapowiedzi majstrowania przy podziale administracyjnym państwa słychać od dawna. Po wyborach prezydenckich, od kiedy PiS (formalnie) może wszystko, do opinii publicznej zaczyna przedostawać się coraz więcej informacji na temat rozważanych scenariuszy.
Poza odgrzewanym po raz wtóry kotletem pod nazwą „wyrwanie Warszawy z pozostałej części Mazowsza”, pojawiają się też jeszcze bardziej mgliste zapowiedzi całościowej reformy podziału administracyjnego, w tym struktury samorządu terytorialnego.
Przez pięć lat władza przyzwyczaiła nas już, że z takiej mgły może bardzo szybko wyłonić się uchwalony w kilka dni konkret i za parę tygodni możemy się obudzić w państwie umeblowanym zupełnie inaczej niż obecnie. Warto więc się zastanowić, co i dlaczego może się zmienić.
49 województw: rząd zamiast władzy lokalnej
Przyjmijmy więc roboczo, że pojawia się na stole projekt zakładający powrót do 49 lub podobnej liczby województw, które miałyby zastąpić obecnie funkcjonujące, znacznie większe regiony.
Zanim ten scenariusz ocenimy, musimy go najpierw uzupełnić o kilka istotnych szczegółów, które pomijane są w dotychczasowej dyskusji wokół tego tematu. Otóż wracając do małych województw w pakiecie dostajemy na pewno likwidację powiatów, ale także – co wydaje mi się równie prawdopodobne – likwidację samorządu terytorialnego na szczeblu wojewódzkim.
Oznacza to powrót do województw rządzonych przez rządowych komisarzy (wojewodów) oraz przejęcie przez administrację rządową funduszy europejskich pozostających obecnie w zarządzie samorządowych regionów.
Likwidacja powiatów będzie oczywistością, ponieważ województwa przestaną funkcjonować na poziomie regionalnym, a zejdą na poziom spraw lokalnych, gdzie funkcjonuje dziś powiat. Zrobi się zbyt ciasno, żeby w obrębie samorządu lokalnego pomieścić gminy, powiaty i województwa.
Nowym województwom trzeba będzie znaleźć jakieś zajęcie. Stracą bowiem odpowiedzialność za rozwój regionalny (i fundusze na ten cel), co jest dziś ich strategiczną misją. Naturalnym rezerwuarem ich zadań i kompetencji są dzisiejsze powiaty.
Nowe województwa zajmą się więc prowadzeniem szpitali i szkół średnich, ponadgminnym transportem publicznym czy drogami. Otwartym pozostaje pytanie, co z miastami na prawach powiatu.
Likwidacja powiatów może posłużyć jako pretekst, żeby miastom tym, rządzonym w przytłaczającej większości przez opozycję, odebrać kompetencje i fundusze przysługującej im w ramach zadań powiatowych.
Województwa przestaną być samorządowe
Nastawienie obecnej władzy do samorządu i konkretne kroki podejmowane na przestrzeni ostatnich lat (wielokrotnie opisywane w raportach Fundacji) podpowiadają, że nowe województwa będą nie tylko mniejsze, ale też przestaną być samorządowe.
Zamiast dzisiejszego dualizmu władzy na szczeblu wojewódzkim – silny samorząd i rządowy wojewoda – ostanie się zapewne wyłącznie ten drugi element. Być może zostanie do niego doklejona fasada samorządu w postaci jakiegoś organu doradczego wybieranego przez mieszkańców lub władze gmin.
Trudno liczyć, że PiS nie wykorzysta takiej reformy do zrobienia kolejnego kroku w stronę centralizacji.
Jeszcze istotniejszym krokiem w tym kierunku będzie jednak rozmontowanie samorządowego modelu finansowania rozwoju regionalnego z wykorzystaniem funduszy europejskich.
Przypomnijmy, że w aktualnej jeszcze perspektywie finansowej UE,
programy regionalne, zarządzane przez samorządy województw, stanowią ok. 40 proc. wszystkich przysługujących nam funduszy unijnych.
Likwidacja regionów jest doskonałym sposobem, żeby w kolejnej perspektywie te pieniądze dzieliła już administracja rządowa. Może to czynić np. poprzez specjalne rządowe agencje rozwoju regionalnego, które przejęłyby zarządzanie programami operacyjnymi. Tej roli z pewnością nie będą pełniły nowe województwa, (niezależnie czy będą rządowe, czy pozostaną samorządowe) ze względu na lokalną, a nie regionalną skalę działania.
Żerowanie na słabości powiatów
Pomysł odwrócenia reformy administracyjnej z 1998-1999 roku ma więc nie tylko ideologiczno-polityczne, ale także bardzo solidne finansowe ugruntowanie.
Polityczna zręczność tego pomysłu kryje się zaś w uderzeniu w „miękkie podbrzusze” samorządu, jakim od początku swojego istnienia pozostają powiaty. Są one na tyle słabe finansowo i zadaniowo, że są dziś łatwym celem ataku.
Mówiąc wprost, nikt nie będzie za powiaty umierał. Wątpliwe, żeby w debacie publicznej przebiły się, skądinąd słuszne, argumenty, że problem z powiatami nie tkwi w samej ich koncepcji, ale w jej realizacji na przestrzeni ostatnich dwóch dekad.
Kilka błędów ciąży na powiatach szczególnie. Po pierwsze, na skutek politycznych targów nie udało się zrealizować pierwotnych założeń co do wielkości powiatów. Obrazowało je hasło „5-15-50”, (5 gmin wchodzących w skład powiatu, stolica powiatu licząca co najmniej 15 tys. mieszkańców i co najmniej 50 tys. mieszkańców w powiecie).
Ostatecznie, blisko 1/4 powiatów ziemskich rozpoczęła swoje funkcjonowanie pomimo niespełnienia wyjściowego minimum 50 tysięcy mieszkańców.
Drugim problemem stały się tzw. „powiaty obwarzankowe”, czyli powiaty ziemskie otaczające miasta na prawach powiatu. Są nie tylko słabe finansowo, ale też sztucznie rozdzielone od miast na prawach powiatu.
Po trzecie, powiaty nie dostały istotnych kompetencji, które mogłyby ułatwić im budowanie własnej tożsamości. Chodzi np. o policję, która pozostała w pełni w ramach administracji rządowej.
Po czwarte wreszcie, nie zadbano o powiatowe dochody własne, które mogłyby im pozwolić prowadzić samodzielną politykę w obszarze ich zadań. Przykładowo, jak można oczekiwać od powiatu ambitnej polityki zdrowotnej, skoro pieniędzmi w tym obszarze dysponuje NFZ, dla którego powiat jest jedynie petentem.
Sposobów na reanimację powiatów jest wiele – od wzmocnienia finansowego, poprzez korekty na mapie powiatowej, do przekazania powiatom nowych zadań wraz z finansowaniem, np. przejęcie odpowiedzialności za gospodarkę odpadami.
Naiwnością byłoby jednak liczyć, że PiS się nad takimi pomysłami pochyli, pomimo deklarowanej przez tę partię szczególnej troski o Polskę powiatową. Bardziej prawdopodobne jest wykorzystanie słabości powiatów do rozmontowania województw samorządowych.
Samorządowe województwa się obroniły
Czy same województwa dostarczyły argumentów na rzecz ich likwidacji? Ujmując to bardzo zwięźle – niekwestionowany jest sukces województw samorządowych w zakresie sprawnej absorpcji funduszy unijnych, a wskaźniki rozwojowe dla każdego regionu poszły znacząco w górę.
Krytycy znajdą oczywiście nietrafione projekty dofinansowane przez samorządy województw czy wskażą na dysproporcje rozwojowe między regionami. To jednak zdecydowanie za mało, żeby przekreślić dorobek 20 lat samorządowych regionów.
To również za mało, żeby uzasadnić centralizację polityki regionalnej i wprowadzanie reformy administracyjnej, której techniczne i instytucjonalne skomplikowanie zdaje się przekraczać zdolności zarządcze obecnej władzy.
Oczywiście, jak wiemy z coraz bogatszego doświadczenia, brak uzasadnienia i świadomości kosztów zmian, nie stanowi bariery do ich wprowadzania.
oko.press